Rozdział 3

610 33 12
                                    


Mistrzostwa świata Quidditcha były świetne. Czternastoletni Harry Potter siedział właśnie przy stole w namiocie z kubkiem herbaty słuchając cieszących się z wygranej Irlandczyków. Był bardzo szczęśliwy że mógł uczestniczyć w tym wydarzeniu. Mimo iż Bułgaria (której kibicował) przegrała. Harry zawsze uwielbiał ten sport mimo iż tak naprawdę nigdy nie miał okazji w niego zagrać. Na drugim roku rzeczywiście próbował się dostać do drużyny razem z Draco. Draco dostał się jako poszukiwacz (dzięki łapówce), jednak Harry który próbował swoich sił jako ścigający został odrzucony ze względu na swoją małą sylwetkę którą łatwo by było zrzucić z miotły nieważne jak szybki i zwinny by był.

- Hej Bambi, co się tak zamyślasz? Co, nie podoba ci się że Bułgaria przegrała? - usłyszał za sobą roześmiany głos Syriusza - no przykro mi, przykro, ale mówiłem ci że Irlandia jest po prostu lepsza! A nawet Krum ze swoim zespołem do bani mało poradzi!

Uśmiechnąłem się do niego z rezygnacją 

- Tak, mówiłeś, zwracam honor za niedowierzanie ci

Syriusz niedawno wyszedł ze św. Munga po długotrwałej terapii zaleconej i sponsorowanej przez ministerstwo. Po procesie, o który Harry bardzo się starał ministerstwo wypłaciło Syriuszowi rekompensatę w wysokości 85 tys. galeonów i pokryło koszty szpitala i terapii.

Syriusz chciał spędzić resztę lata razem z Harrym, mimo że został dopiero co zwolniony z intensywnej terapii w św Mungu, dalej chodził na terapię do doktor Michaliny Smith - miłej blondynki wyglądającej na dopiero co po studiach, dwa razy w tygodniu. Lekarze dalej nie byli pewni czy Black jest stabilny na tyle aby zająć się dzieckiem.

Oczywiście Harry dostał pozwolenie na odwiedzanie swojego ojca chrzestnego ale nigdy na więcej niż sześć godzin. Wyjazd na mistrzostwa świata miał być swojego rodzaju sprawdzianem tego jak Syriusz będzie się zachowywać. Na razie szło doskonale. Przez dwa dni Syriusz był po prostu sobą. Choć trudno było Harry’emu ocenić jaki tak naprawdę był Syriusz przed azkabanem, gdyż nie pamiętał go z tego czasu.

Jednak jego ojciec chrzestny wyglądał teraz o wiele lepiej niż kiedy Harry spotkał go po raz pierwszy. Teraz miał na sobie szarą koszulkę z czarną grafiką jakiegoś mugolskiego zespołu którego nie kojarzył. Jasne poszarpane dżinsy z dopiętym łańcuchem z boku i skórzaną kurtkę. Jego włosy były umyte i spływały falami na jego ramiona. Jego twarz nie jaśniała już rządzą mordu ani desperacją. Był teraz o wiele szczęśliwszy.

Wszystko to bardzo się różniło od tego jaki był kiedy Harry widział go po raz pierwszy, jednak wtedy przede wszystkim Harry się go po prostu bał. Był wtedy sam w wrzeszczącej chacie. Jego noga promieniowała bólem rozdartych mięśni. I wtedy czarny pies który wyrządził mu tę krzywdę zamienił się w mężczyznę. Mężczyznę z twarzą którą widywał na listach gończych. Mężczyznę o którym wszyscy mówili że chciał go zabić. Mężczyznę który miał być jego ojcem chrzestnym. Oczywiście że Harry się bał, był przerażony tak jak by była każda inna osoba w tej sytuacji.  

A fala ulgi jaka go oblała kiedy okazało się że Syriusz był niewinny. Kiedy Hermiona, Draco i Pansy w końcu go znaleźli i również przekonali się o niewinności jego ojca chrzestnego, była ogromna.

Mimo iż obecny tam profesor Lupin faktycznie przemienił się w wilkołaka, nikomu nie stała się większa krzywda. No może z wyjątkiem Harryego który zemdlał z powodu bólu w nodze i wyczerpania, po tym jak przywołał patronusa żeby dementorzy nie zjedli Syriusza.

I tak, może i Peter Pettigrew uciekł. Ale ze wspomnieniami i zapewnieniami o prawdziwości historii Syriusza od bardzo wpływowych spadkobierców domów Malfoy i Parkinson, oraz bardzo dużej ilości veritaserum użytej na Syriuszu, jego ojciec chrzestny był w końcu wolnym człowiekiem.

Krzyki poza ich namiotem stały się bardzo głośne. Harry był trochę zirytowany wrzaskami tych ludzi. Ale kim on był by psuć im zabawę? To nie tak że miał zamiar iść spać czy coś.

W końcu usłyszał wybuch. To zaczęło go trochę martwić. Z tego co wiedział fajerwerki były zabronione na polanie .

- Hej Syriusz - zawołał do mężczyzny robiącego sobie kanapkę - czy myślisz że wszystko w porządku tam na zewnątrz?

- No jest trochę głośno, ale wiesz jacy są niektórzy fanatycy sportu - podszedł do drzwi namiotu żeby wyjrzeć i sprawdzić co się dzieje, smarując chleb masłam, robiąc im już piątą z kolei kanapkę

Chleb upadł na podłogę masłem wewnątrz, a nóż odbił się od podłogi kilka razy zanim upadł.

- Co? - zapytał zaniepokojony Harry

- O kurwa - szepnął Syriusz - Harry masz różdżkę?

- Mam - wyją ją odruchowo

- No to spieprzamy, śmierciożercy atakują jakichś ludzi - Syriusz podbiegł do niego, chwycił go za nadgarstek  i pociągnął za sobą.

Na zewnątrz było straszne zamieszania. Ludzie biegali we wszystkie strony. Wszyscy krzyczeli. Jakieś postacie ubrane na czarno z maskami wyrzucały ludzi w powietrze i trzymali ich tam do góry nogami.

Pierwszą myślą Harry’ego był to jakim zaklęciem posługują się zamaskowane postacie aby podnosić ludzi do góry nogami. Drugą - czy można by było odnieść taki sam efekt po prostu lewitując czyjś but w powietrze. A trzecią że Syriusz już nie trzymał jego ręki i że zdecydowanie zgubił się w tłumie.

Potem jakaś kobieta potrąciła go. Upadł, próbował wstać ale wtedy jakiś mężczyzna z dzieckiem przebiegli po nim. Harry zmusił całą swoją wolę aby nie przeklinać tych ludzi. Byli oni przecież wystraszeni a w takich sytuacjach trudno wiedzieć lepiej i nie przebiegać przez leżących na ziemi nastolatków.

Kolejna grupa ludzi zamiast przejść obok niego przeszła po nim. Teraz Harry po prostu nie wytrzymał, chwycił za kostkę ostatnią osobę która po nim przebiegła.

Był to wysoki młody mężczyzna z bordowym swetrze. Upadł zaraz obok Harry’ego odłączając się od swojej grupy.

- Cześć Sweterek - przywitał się z chłopakiem odnosząc się do jego odzienia, w tym wrzasku jednak było mało prawdopodobne że Sweterek by go usłyszał więc Harry uśmiechnął się przyjaźnie i pomachał do niego ręką jakoby chciał się przywitać.

Nie miało jednak znaczenia czy Sweterek może go usłyszeć czy nie. Harry rozkoszował się po prostu przerażonym wyrazem twarzy chłopaka kiedy zdawał sobie sprawę że jego grupa zniknęła w otaczającym go tłumie.

- Czy wiesz jak czuje się człowiek deptany przez tłum ludzi? - zapytał Harry zaczynając swój wykład. Sweterek nie wyglądał jakby usłyszał choć słowo bo spróbował właśnie wstać i uciec od Harry’ego.

Harry chwycił go za sweter i zbliżył jego twarz do swojej.

- Patrz na mnie kiedy do ciebie mówię - powiedział tak że tym razem Sweterek na pewno usłyszał - Nie depcze się ludzi, to niegrzeczne. Kto cię wychował? Świnie? Dlaczego myślisz że to w po-

Nie zdążył dokończyć zdania gdyż jakiś masywny wojskowy but wbił mu się w potylice. Puścił sweter chłopaka i zaczął kląć jak szewc. Sweterek wstał gwałtownie kiedy jego napastnik już go nie trzymał i odbiegł w stronę w którą oddaliła się jego grupa.

Harry leżał teraz na brzuchu deptany przez ludzi. Bolało jak cholera, ale bywało gorzej. Mógł to znieść. I wtedy właśnie stracił przytomność.

---Notatka od autora---

Nie było rozdziału dłuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuugo

Ale to dlatego że jestem leniwym draniem.

I bardzo mi przykro że taki kurtki strasznie
Postaram się następnym razem dluższy zrobić

________

Opublikowano 06.11.23r

Martwe Kwiaty fic.Tomarry Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz