Rozdział XVIII - Nie zwyklejszy niż mi się wydawało

9 1 0
                                    

Kilka kropelek trucizny ląduje w kielichu na stole. Domyślam się, że to kielich osoby, którą Nass miał zatruć, a potem zdobyć od niej kartę do wejścia, którą ja już zdobyłam. Nie zauważam jednak na początku tego, że kielich należy do Charles'a Teale.

Co do cholery się wyrabia?

Podążam wzrokiem za chłopakiem, gdy powoli pije napój, a potem krzywi się. Ręce drżą mi, patrząc, jak właśnie brat mojej przyjaciółki dostaje śmiertelną dawkę trucizny. Niczego nie rozumiem. To niemożliwe. Niemożliwe. On się pomylił. Sobowtór Nass'a zrobił pomyłkę. Któż go wybrał do zastępowania mojego przyjaciela? Ale jeżeli to nie jest pomyłka? Nie wiem.

Powoli cień Charles'a znika za ciężkimi drzwiami. Natychmiast ruszam w krok za nim. Mijam różne istoty, ocierając się o nie. Z trudem nie zaczynam panikować. Żadna pieśń nie może uspokoić moich zjechanych nerwów. Stawiając coraz to szybciej kroki, czuję, że coś zaraz rozerwie mnie na strzępy - jak nie ja sama, to cokolwiek innego.

Charles skręca na jeden z uchylonych balkonów, a ja za nim. Wparowuję tam i bez żadnych tłumaczeń pytam:

– Jak się czujesz?

Odwraca się i mierzy mnie matowym wzrokiem. Jego niechlujne czarne włosy powiewają na wietrze, a strumienie deszczu powoli spływają po jego buzi. Mruży oczy, zataczając kółko. W ostatniej chwili, gdy już ma wyrżnąć orła, łapie się poręczy.

– Trochę nieprzytomnie... ale... – urywa, spuszczając wzrok. – nie ma ale. Jest po prostu okropnie.

Wali od niego alkocholem. Nie ma żadnych objawów zatrucia, więc cofam się o krok na próg balkonu, by się zamyślić. Przypuszczam, że jeżeli zaraz czegoś nie zrobię Charles gruchnie o ziemię.

Dotychczas myślałam, że potrafię zachować nerwy, ale jak widać nie potrafię.

Dźwięk kropel rytmicznie uderza o przystrojony linami daszek nad nami. Biorę wdech i podchodzę do poręczy, by spojrzeć w dół. Wszechstronna zieleń ciągnie się bezkresnie ponad doliny. Przekręcam w palcach pierścień, aż Charles się nie odzywa:

– Ładnie tu – mówi z uśmiechem niekoniecznie wyglądającym na oznakę szczęścia, a bardziej na oznakę innego, nieznanego mi uczucia.

– Na pewno wszystko w porządku? – dążę.

Przyznaje, że istotnie.

– Nie czujesz, że coś cię zżera od środka? – dociekam.

– Nie – burczy pod nosem.

– Jesteś pewien?

Przyznaje, że istotnie.

Nerwowo stukając w poręcz palcem, czekam na działanie trucizny. Wszechobecny stres jest przeze mnie tłumiony, a ciało nie chce poprawnie funkcjonować, bo chociaż chcę przestać podgryzać dolną wargę nie potrafię się przemóc. Charles nagle przekręca głowę w moją stronę, wtapiając we mnie intensywne spojrzenie. Teraz tłumię strach przed jego kolejnymi poczynaniami, bo patrzy tak pewnie, jak jeszcze nigdy tego nie robił.  Stojąc na wyłożonej kamieniami posadzce balkonu w czarnej sukni oraz wyposażeniem broni przypiętym do uda krople wydają się uderzać z coraz większym natężeniem, chociaż sądzę, że to moja paranoja. W środku się duszę, jakby odcięto mi dostęp do tlenu.

Przyciąga lekko ręką i wargami muska delikatnie moje usta w zamiarze drobnego pocałunku, a potem gromko się śmieje. Nie jestem pewna, w którym momencie to się staje, bo z trudnością trzymam myśli na wodzy.

– Jesteś pierwszą dziewczyną, którą dotknąłem ustami – mówi i obejmuje mnie niezgrabnie ramieniem.

Marszczę brwi, czując, jak przeszywa mnie mrożący w żyłach niepokój. Odpycham go jednym ruchem, że z hukiem pada na poręcz, odchylając się niebezpiecznie do krawędzi.

Marginesowym Skrzydłem PrzeszłościOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz