ROZDZIAŁ 12

32 2 0
                                    

- Dzień dobry – przywitałam naszych gości szerokim uśmiechem.

Richard, jak kazał do siebie mówić tata Ashera, serdecznie mnie przytulił. Potem przyszła pora na nas. Tak w zasadzie nigdy nie robiliśmy na powitanie nic poza zwykłym „cześć”, ale teraz staliśmy obok siebie, a jego ojciec nie ruszył się w oczekiwaniu.
Ustałam, więc na palcach i objęłam powoli Ashera. Jeśli to go zdziwiło, to nie dał tego po sobie poznać, bo od razu ku mojej uldze odwzajemnił uścisk.

- Tata czeka w ogrodzie. – poprowadziłam ich przez salon.

Richard zaciekawiony rozglądał się po wnętrzu, za to jego syn niewzruszony kroczył przed siebie.
No tak. On był tu nie raz.

-Och, Richard. – zawołał mój ojciec ze szczypcami w ręku. Akurat obracał kiełbaski. W powietrzu już dało się wyczuć apetyczną nutkę. Mój brzuch nie omieszkał, więc entuzjastycznie zareagować, wtedy też przypomniałam sobie, że nie zjadłam obiadu. Teraz należy mi się podwójna porcja jego brownie.

Aby nikt się nie zorientował zaszurałam stopą chcąc zagłuszyć odgłos burczenia.

Tym razem miałam szczęście.
Spojrzałam na zastawiony po brzegi stół i z satysfakcją pokiwałam głową. Jeśli w czymś byłam w życiu dobra to było to zdecydowanie dekorowanie.
Nasi ojcowie rozmawiali w najlepsze i nie spieszyło im się do jedzenia. Niestety. Ja za to byłam głodna i jedyna rzecz o której właśnie marzyłam to szaszłyk z grilla.

- Christopher, to pachnie bosko. Nie obrazisz się jeśli spróbuję? – Asher podszedł i nałożył sobie dużą porcję. Wziął chyba po kawałku wszystkiego. Potem ruszył, aby to zjeść.

Nie. Ruszył w moim kierunku.

- Nie czułbym się dobrze jedząc sam. – mrugnął do mnie okiem i wręczył talerz.

Potem nałożył drugą porcję dla siebie.
Dosiadłam się do niego  i szepnęłam.

- Słyszałeś? – grymas pojawił się na mojej twarzy. Jednak nie miałam szczęścia. Po prostu byli na tyle wspaniałomyślni, że tego nie skomentowali.

- Będziesz się czuła lepiej jeśli powiem, że nie? – podszepnął.

- Zdecydowanie. – przytaknęłam.

- W takim razie nie wiem, o czym mówisz. – rozbawiona zakołysałam się w jego stronę i trąciłam ramieniem.

Odchrząknął dziwnie poważniejąc, więc zmarszczyłam brwi i posłałam mu niezrozumiałe spojrzenie.
Dyskretnie zarzucił oczami za mnie. Oczywiście, jak zwykle w takiej sytuacji, bez pardonu odwróciłam się gwałtownie napotykając przyglądających się nam ojców. Przysięgam wyglądali jakby patrzyli na jakiś wyjątkowo dziwny obiekt  w muzeum. Obaj skupieni. Jednak gdy zorientowali się, że patrzę, szybko się odkręcili i zakłopotani patrzyli na wszystkie strony. Dopiero po chwili wrócili do rozmowy. Dziwne.

- Dlaczego zawsze się tak zachowują? – pytam chłopaka obok mnie.

- Muszę przyznać, że też chciałbym wiedzieć. – odparł z pełną buzią.

Gdy udało mi się zaspokoić mój głód, wszyscy zdążyli już coś przekąsić, więc poszłam do kuchni po ciepłe jeszcze ciasto.
Tuż za mną przydreptał jeszcze Asher.

- Potrzebujesz czegoś? – rzuciłam, ale tylko pokręcił głową.

- Uwierz mi lub nie, ale nie chciałem zostawać z nimi sam. – wskazał kciukiem za siebie na drzwi do ogrodu.

Parsknęłam tłumionym śmiechem.

- Są uroczy – broniłam ich – dziwni, ale uroczy.

- Taaa... – przeciągnął. – Twój tata wyglądał, jakby chciał mnie o coś zapytać. Zamierzał się z trzy razy, więc spanikowałem i uciekłem. – powiedział szeptem rozśmieszając mnie swoją powagą.

Mój telefon się rozświetlił.

- Sprawdzisz kto to? – spytałam, gdy wyjmowałam blachę.

Chłopak wpatrywał się w ekran bez słowa.

- I? – zniecierpliwiłam się.

- Masz mnie na tapecie? – jego twarz rozjaśnił nagle głupi uśmiech i tak rozpromieniony spojrzał na mnie, więc lekko się zakłopotałam.

- Sam mówiłeś, że mogę zrobić z tym zdjęciem co chcę. – wzruszyłam ramionami.

Ustawiłam je pewnego wieczoru chcąc go wkurzyć, ale potem zapomniałam usunąć. A teraz wyszłam na jakąś ukrytą fankę. Czy ktoś może mnie teraz walnąć? Moje policzki muszą być purpurowe. Na szczęście głos jest całkiem spokojny.
Natychmiast wyjął telefon i chwilę w nim poklikał, a potem podstawił mi ekran pod nos. Na ekranie blokady widniałam ja z policzkiem ubrudzonym lodami. Świetnie.

- Przynajmniej teraz twój telefon jest gustowny. – udałam, że mnie to nie rusza.

Bardziej poruszała mnie jego uciecha, jak małe dziecko, które dostało lizaka.
Pokroiłam ciasto i chciałam chwycić talerz, ale ktoś mi go zwinął sprzed nosa.

- Damie, nie przystoi. – odparł poważnie.

- Serio? – pokręciłam głową, a on mrugnął łobuzersko.

Wyszliśmy razem znów czujnie obserwowani.

No co jest?!

Gdy Asher postawił talerz na stole, a ja nałożyłam nam po kawałku, znów obrzucili nas spojrzeniami.
Koniec tego.

- Czy mogę wiedzieć, czemu cały wieczór się tak w nas wpatrujecie? – wypaliłam i momentalnie chciałam zapaść się pod ziemię. Dobre drugie wrażenie...

- Też chciałbym wiedzieć. – wtrącił się Asher. Na całe szczęście nie zostawił mnie z tym samej.

Nasi ojcowie się zmieszali, ale Richard zapanował na sytuacją i zaraz stał się wręcz podekscytowany. Czy to zdrowe w ich wieku?

- No zdradźcie. Jesteście już razem? – rozpromienił się. Wlepiał we mnie wzrok, a jego oczy były teraz wielkości piłek do tenisa.
Zaczęłam się krztusić. Autentycznie zakrztusiłam się swoją śliną. Ciężka dłoń opadła mi na plecy, gdy kasłałam.

- CO?! – krzyknęłam odzyskując głos.

- To znaczy tak, czy nie? – skrzywił się Richard.

- Nie? – odparłam ironicznie.

- Ha – krzyknął mój tata – wygrałem – rozparł się zwycięsko na krześle. Grymas na twarzy pana Richarda byłby zabawny, gdyby aktualnie było mi do śmiechu.

- Wygrałeś? – wycedziłam przerażona i zdegustowana jednocześnie.
Zmieniłam zdanie. Żegnaj, dobre wrażenie.

- O – wyglądał, jakby przez przypadek coś chlapnął.

Obejrzałam się na siedzącego w ciszy Ashera, aby sprawdzić, czy przypadkiem ta sytuacja to nie moje urojenia, ale wyglądał na tak samo zszokowanego, jak ja.

- Czy ktoś mi wreszcie wyjaśni, co się tu dzieje? – rozłożyłam ręce wyczekująco.

- Richard twierdził, że zostaniecie parą po miesiącu, ja obstawiałem dwa. –  rzucił luźno, jakby wspominał o pogodzie, albo komentował ostatnie rozgrywki jego ulubionej drużyny koszykarskiej. Wydawał się również naprawdę zadowolony z siebie.

- Chyba, że chcecie nam coś powiedzieć? – spojrzał na nas z nadzieją, ojciec Ashera. Teraz szczęka opadła mi do samej ziemi.

- Nie. – powiedziałam od razu i spojrzałam stanowczo.
Uderzyłam Ashera w brzuch insynuując, że też powinien coś zrobić.

- Nie jesteśmy razem, jeśli to was interesuje. Mam nadzieję, że skoro sobie to wyjaśniliśmy to będzie już normalnie. – wrócił do jedzenia. Jak gdyby nigdy nic. Myślałam, że będzie zły, ale on przyjął to z obojętnością.
Zwariuję tu.

Obaj rodzice, jakby posmutnieli. Próbowałam zapomnieć o tej sytuacji, ale nagle beztroskim tonem mój ojciec rzucił to:

- Ale i tak wisisz mi bon do bufetu.-
Moje brwi wystrzeliły w górę. Dajcie mi cierpliwość.

- Mogliście się chociaż założyć o coś lepszego. – powiedział głos po mojej lewej, a ja wręcz przymknęłam oczy – Bon do bufetu?

Powoli starając się opanować odkręciłam głowę w stronę chłopaka. Daję słowo, że w tamtym momencie mogła mi z uszu buchać para. W tamtym momencie sama też już nie wiedziałam, czy to złość czy zażenowanie. Po tym chłodnym spokoju z jakim przyjął to Asher, czułam się nie swojo. Może powinnam tylko zażartować i udawać, że nie było tematu?

- Tak w zasadzie to oboje przegraliście. – rzuciłam luźno, uznając swój wcześniejszy wybuch gniewu za niepotrzebny. – Nie będziemy razem, przecież nawet na siebie nie lecimy.  – starałam się rozluźnić atmosferę, ale po minie Ashera uznałam, że chyba mi nie wyszło.

Te słowa miały dla mnie lekko gorzki posmak. Ale co z tego, że trochę mi się podoba, skoro ja jestem dla niego tylko przyjaciółką. A może...
Nie. Stop.

Nagle chłopak się podniósł i ruszył do drzwi.

- Chyba powinniśmy się zbierać. Już późno. – pożegnał sie z moim tatą, a ja stałam, jak obserwator, który tylko ogląda film.

Czy powiedziałam coś nie tak?
Wbiegłam za Asherem zostawiając ojców w tyle.

- Zaczekaj! – krzyknęłam,  ale uparcie parł na przód.

Spięłam wszystkie mięśnie i wyskoczyłam przed niego blokując drzwi.

- Obraziłeś się? – robię niezrozumiałą minę.

- Muszę już iść. – zbywa mnie, ale opieram się o drzwi.

- Halo? Najpierw odpowiedz. -  wypalam w nim dziurę wzrokiem, więc wreszcie ulega.

- To naprawdę takie straszne wyobrazić sobie nas, jako parę? – wypala, a mnie autentycznie zatyka. Nie potrafię wykrztusić słowa.

- Widzisz? Na samo wspomnienie, aż drętwiejesz.  – próbuje mnie wyminąć i teraz rozumiem, że przez przypadek go uraziłam.

Chwytam, więc szybko jego ramię, a w głębi duszy zbieram w sobie.

- To nie tak. Jesteś super ciachem i o zgrozo, że muszę ci to mówić ja. Przecież codziennie ślini się na twój widok masa dziewczyn. My po prostu jesteśmy przyjaciółmi. – krzywi się lekko, a ja pogrążam się w tym bagnie jeszcze bardziej -Dobrymi ziomkami.

- Nie obchodzi mnie zdanie – przy następnych słowach robi cudzysłów palcami – masy dziewczyn – spogląda mi w oczy - a co ty o mnie myślisz – chyba widzi moje zakłopotanie, bo po chwili z wymuszonym uśmiechem dodaje – przyjaciółko.

Wypowiada to słowo  krzywiąc się, jak po zjedzeniu cytryny.

- No, a teraz rozchmurz się mięśniaku. – szczypię go w biceps, a błąkajacy się na jego ustach uśmiech zdradza, że już się nie gniewa.

Wciąż czuję się dziwnie z myślą, że obeszło go, że uważam go tylko za przyjaciela, ale nie chcę psuć tej relacji i wprowadzać niezręczności, więc z ulgą zapominam o sprawie.
Chyba ostatnio zaczynam się bać, że silniejsze uczucia mogłyby zniszczyć stworzoną przez nas relację, a naprawdę go polubiłam. Stał się jedną ze stałych w moim życiu. To też strata zabolała, by bardzo. Na razie wolę się na to nie narażać i balansować na bezpiecznym obszarze.
Na szczęście nasi ojcowie mają nie najgorsze wyczuciem czasu i przychodzą po szybkiej wymianie zdań. Dziwnie czułabym się prowadząc tą rozmowę z nimi u boku. Chociaż nie zdziwiłabym się gdyby stali za ścianą i podsłuchiwali. Od teraz będę bardziej podejrzliwa względem nich.

- Dziękuję za smaczną kolację Christopher. – kiwa mojemu ojcu – Do zobaczenia, czekoladko. – mruga mi.
Teraz czuję, że wszystko wróciło na właściwe tory.

- O tak. Następnym razem musimy się spotkać u nas. – mówi Richard. Rozbraja mnie to, że choć wygląda na poważnego człowieka, tak naprawdę zachowuje się, jak duży przyjazny miś. – Co prawda nie będzie tak dobrze, jak u was, ale zawsze możemy coś zamówić.

- Naprawdę miło mi było bliżej pana poznać. – wygłaszam – Cieszę się, że tata ma takiego przyjaciele.

Te uprzejmości zaczynają robić się dziwne, więc gdy wreszcie zamykam drzwi, mogę odetchnąć. To była męcząca kolacja.

Opadam na kanapę i przymykam oczy, ale błogi spokój zakłóca dzwonek w telefonie.

Gdzie on jest?
Słyszałam kolejny dźwięk, który kieruje mnie do kuchni.
No, tak. Przez tapetę i ciasto nawet nie sprawdziłam powiadomień.
Teraz czekały na mnie 3 wiadomości. Jedna od Ashera i dwie od Lily.

Szczeniak: Następnym razem lepiej spotkajmy się we dwójkę. Albo zostawmy ich samych.

Szybko mu odpisałam.

Ja: Zgadzam się. Mogę nie przetrwać kolejnej kolacji.

Potem weszłam w konwersacje z przyjaciółką.

Hotblondyna: Czy można się zakochać w kimś przez jego psa?

Kolejne było zdjęcie dużego psa Husky, a w tle można było zobaczyć buty sportowe, które na pewno nie należały do Lily i były męskie.

Ja: Okej, czekam na wyjaśnienia.

Wiadomość była wysłana wcześniej, więc obstawiałam, że już śpi. Mogła również korzystać z życia i właśnie być na jakiejś imprezie. Ta szalona dziewczyna nie odpuszczała dopóki wszystkiego nie spróbowała. I to jest cecha, której często jej zazdrościłam.

(Nie)Spełnione marzeniaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz