ROZDZIAŁ 17

30 2 0
                                    

ASHER

Dziś znowu jestem na korcie. Można powiedzieć, że od kilku lat to moja dobra rutyna. Przyzwyczaiłem się do odgłosu piłek i towarzyszącemu grze skupieniu. Od trzymania paletki na moich dłoniach pojawiły się nawet odciski. Lata praktyk jednak przyniosły ogromne efekty, bo teraz nie ja się uczę, a inni są uczeni.

Właśnie kończę zajęcia z grupą dzieciaków, których rodzice zdążyli wkręcić w ten sport. Większość przyszła tu sceptycznie nastawiona, czyli zmuszona do podjęcia jakiejkolwiek aktywności fizycznej zamiast spędzania całego dnia na telefonach. Gdy tylko poznałem moich młodych uczniów za cel postawiłem sobie zasiać w nich bakcyla i sprawić, aby ten sport nie był dla nich obowiązkiem, a przyjemnością. Za to kort stał się miejscem, do którego nie będą mogli się doczekać wrócić, gdy tylko go opuszczą. Chciałem, aby po postawieniu na nim nogi, czuli się pewnie.

Moja grupa okazała się naprawdę wyjątkowa. Ja uczyłem ich, a oni mnie. Staram się utrzymywać dobry kontakt z każdym nastolatkiem. Teraz przybijam na przykład żółwika z Ellą, której buzia nigdy się nie zamyka. Tego dnia uraczyła nas historią swojej sąsiadki, która nieomal pobiła się z inną staruszką z sąsiedztwa. Czasami myślę, że ma ciekawsze życie ode mnie.

- Do widzenia. – mówi jednak tylko na odchodne.

Potem nadchodzi kolej Liama. Zbijamy męską piątkę. Liam stara się udawać dorosłego, chociaż ma dopiero 13 lat. Zawsze mówi do mnie „ziom”, co uważam poniekąd za urocze. Już na pierwszych zajęciach się im przedstawiłem i kazałem mówić sobie po imieniu. Per pan brzmi zbyt poważnie, a ja nie czuję się na tyle stary.

Następna jest Zoe. Zajada się batonikiem muesli, który jej ostatnio poleciłem.

- Dodałabym suszoną żurawinę. – komentuje – Ale jest zjadliwe. – posyła mi lekki uśmiech.

Ach, no tak. Zoe to prawdziwy szef kuchni. Czasami przemyca nam coś na zajęcia, a ja wtedy przymykam na to oko i przez chwilę pałaszujemy przysmak. Do tej pory pamiętam jej słynne brownie. Oczywiście w wersji fit.

- Ethan. Noah. – krzyczę – Koniec na dziś! – komenderuję, bo zaczęli się już sprzeczać o piłkę.

To nasi bliźniacy jednojajowi. Pewnie się zastanawiacie, jak ich rozróżniam, bo są niemal identyczni. No właśnie. Niemal! Ethan jest wyższy i ma bardzo mały pieprzyk pod okiem. Noah za to… no cóż jest niższy i nie ma pieprzyka.

- Do widzenia!  - krzyczą hurem i wybiegają w stronę rodziców, którzy właśnie pojawili się w zasięgu ich wzroku.

I na koniec nasza nieśmiała Ava. Dołączyła do nas niedawno. To jej drugie zajęcia, ale dogania poziomem innych i po kilku na pewno ich przegoni. Niedawno się tu przeprowadziła z rodzicami. Już wcześniej grała w tenisa i musiała zostawić swój klub, dlatego teraz rodzice zapisali ją tu. Ma w sobie mnóstwo pasji i zawsze, gdy bierze rakietę do ręki jej oczy wręcz się świecą. Teraz powolnym krokiem zbliża się do mnie. Wygląda na niepewną, jak się zachować, więc wychodzę jej naprzeciw i nadstawiam dłoń do piątki. Kąciki jej ust lekko się unoszą, a po chwili słychać głośny plask.

- Dobra robota. – mrugam do niej.

Wyszeptuje ciche pożegnanie i zmyka za innymi rówieśnikami.
Odprężam się, bo choć ich uwielbiam to grupka nastolatków potrafi zmęczyć. Teraz jestem już tylko ja i kort. Dziś jednak nie w głowie mi granie, a błękitnooka piękność. W głowie wciąż przewija mi się nasz pierwszy pocałunek. Nie potrafię się na dłużej skupić, bo zaraz pojawia się w moich myślach. Nawet na dzisiejszych lekcjach było to widać, bo gdy zacząłem robić drugi raz to samo ćwiczenie w rozgrzewce, młodziaki patrzyły na mnie nieufnie.

Słyszałem też, jak Ella wygłosiła do Zoe:

- Jest zakochany mówię Ci. Mój brat zachowuje się identycznie. Czasami ni z tego ni z owego uśmiecha się do siebie i jest totalnie roztrzepany.

Trochę mnie to rozbawiło, ale jedno trzeba było Elli przyznać. Nie myliła się. Jestem zakochany i to nie byle jak. Straciłem dla niej głowę.

Jeszcze niedawno moje życie opierało się na zwykłej rutynie, która zaczynała się robić nużąca. Dom, kort, dom, kort i czasami jakieś spotkania z przyjaciółmi. Czułem, że czegoś mi brakuje. Wszystko wskoczyło jednak na swoje miejsce, gdy ją spotkałem. Ten błysk w oczach od razu zwrócił moją uwagę. Cieszyłem się, jak wariat, że trwa przebudowa osiedlowego sklepiku i pojechałem akurat do większego marketu. Gdyby było inaczej nie spotkałbym wtedy mojej Czekoladki. Dokładnie pamiętam każdy szczegół tamtej chwili.

Ruszyłem ku alejce z moim ulubionym przysmakiem. Tam w luźnym stroju stała czarnowłosa dziewczyna. W skupieniu pakowała wszystkie opakowania do swojego koszyka. Ruszyłem, więc do przodu, aby ją wyprzedzić i zgarnąć ostatnie. Ostatnio zużyłem wszystko do końca i przydałoby się nowe opakowanie. Chwyciłem je, ale w tym samym momencie zrobiła to ta dziewczyna. Była tak zaabsorbowana tą czynnością, że dopiero czując opór mnie zauważyła. Nie mogłem powstrzymać uśmiechu, widząc jej zaskoczenie. Zaraz jednak w jej oczach błysnęło zdeterminowanie. Nie chciała odpuścić, a ja dopiero wtedy poczułem, że wyrywam się z dziwnego zawieszenia w jakim ostatnio trwałem. Czułem, że wreszcie coś się dzieje. Niestety ten piękny moment przerwał telefon od Lucasa, który napotkał jakiś problem w firmie. On też pracuje u swojego ojca i cóż, można powiedzieć, że współpracujemy. Oni produkują wyposażenie i zaopatrują nas, a my jesteśmy stałymi klientami. Wyniknął jakiś problem z najnowszą dostawą, który trzeba było załatwić bezzwłocznie. Tak, więc mimo wielkiej niechęci musiałem opuścić tę dziewczynę. Widziałem triumf, jaki poczuła na wieść, że muszę iść.
Niestety nie poszło mi tak szybko, bo okazało się, że ktoś zastawił mi auto. Czekałem, czekałem, bo co mogłem zrobić? Wtedy ze sklepu wyszła ona. Zbliżała się w stronę pojazdu, który utrudniał mi wyjazd. Na początku nie uwierzyłem w ten przypadek. Widząc jednak, że należy do niej złagodniałem i pomyślałem, że może to znak? Że nie bez powodu stanęła na mojej drodze. Pewność siebie, którą starała się emanować była hipnotyzująca. Na tyle, że zapomniałem spytać jej o imię. Wygarniałem sobie ten błąd cały wieczór.

Jednak los był dla mnie na tyle łaskawy, że postanowił znowu postawić ją na mojej drodze. I tym razem nie zmarnowałem tej szansy.
Zerknąłem na telefon setny raz z rzędu.

JA: Dzień dobry, śpiochu.
Masz ochotę na kubek gorącej czekolady?

Wysłałem to godzinę temu, ale jeszcze nie doczekałem się odpowiedzi. Ba, wiadomość nie została nawet odczytana.

Wczoraj wieczorem, gdy odwiozłem ją do domu musiała być już zmęczona. Pewnie jeszcze śpi, znając jej zamiłowanie do tej aktywności.
Na samo wspomnienie naszego gorącego pożegnania bucha we mnie żar. Uspokój się jesteś na korcie! – upominam się w myślach.
Chowam telefon do kieszeni i decyduję się zaczekać jeszcze trochę na odpowiedź. A może zrobię jej niespodziankę?

- Asher! – woła mnie ojciec – Jak trening?

- Świetnie! Jak tak dalej pójdzie wystawimy skład na mistrzostwa juniorów. – oznajmiam.

- Zawsze mówiłem, że masz smykałkę do bycia instruktorem. – chwali mnie ojciec. – Rozmawiałem z Arią. – mówi dalej – Powiedziała, że uda jej się wpaść na turniej rodzinny. – szczerze się uśmiechnął – Narzekała też, że ostatnio do niej nie dzwonisz. – burknął.

-To dobra wiadomość. – Szczerze się cieszę, bo dawno jej nie widziałem. Ostatnio jest bardzo zapracowana. – Zadzwonię do niej później.

- Śpieszysz się gdzieś, że tak ci ręka chodzi? – nawet nie zauważyłem, że stukam nią o udo – Czekaj, wiem! Jedziesz do Scarlett. – ubiega mnie pewny swego.

Kręcę na niego głową i opuszczam kort. Po drodze zahaczam o dom, aby się trochę odświeżyć. Zanim wsiądę do auta, dzwonię jeszcze do Scarlett, ale po kilku sygnałach włącza się poczta głosowa. Zawsze odbiera od razu.

W trakcie drogi ogarnia mnie uczucie niepokoju. Nigdy wcześniej czegoś takiego nie doświadczyłem. Czuję jakby coś było nie tak, ale nie do końca wiem co.

Po jakimś czasie docieram do jej domu. Nigdzie nie widzę auta, ale ktoś może być w domu, więc pukam do drzwi. W progu staje Christopher z lekko ponurą miną , którą stara się zamaskować uśmiechem.

- Asher? Nie spodziewałem się ciebie tutaj dzisiaj. – wyznaje.

- Jest Scarlett? – pytam po chwili z entuzjazmem.

- Nie ma. Wyszła z rana. – marszczę brwi słysząc niejasną odpowiedź.

- Wiesz może kiedy wróci? - dopytuję. – Albo gdzie poszła?

Słysząc te pytania Christopher wydaje się zmieszany, jakby bił się z myślami.

- Dziś nie powinieneś się jej tu spodziewać. Dam jej znać, jak wróci, żeby zadzwoniła.

Wiem, że czegoś mi nie mówi, tylko czemu? Zawsze był dla mnie miły, ale teraz czuję lekki chłód.

- Od ciebie też nie odbiera? Coś się stało? – nie daję jednak za wygraną.

- Zostawiła telefon w domu. – wzdycha.

-  Nic jej nie jest? Gdzie pojechała? – teraz zaczynam panikować. Widząc moje przejęcie Christopher łagodniej.

- Posłuchaj, Asher. Scarlett nic nie będzie. Ona… - zamyślił się – po prostu potrzebuje spędzić trochę czasu sama. Skoro ci nie powiedziała, gdzie jest, nie będę tego robić. Powinieneś to usłyszeć od niej. Kiedy będzie gotowa przyjdzie i ci to wyjaśni. Na pewno. – widzi, jak markotnieję – Nie złość się na nią. Ma swoje powody.

Jego słowa wcale mnie nie pocieszają,  a tylko dołują bardziej. Ma swoje powody, aby mi nie powiedzieć. Co takiego się stało, ze nagle zapadła się pod ziemię. Nie jest gotowa, aby mi powiedzieć?

- Do widzenia. – odwracam się i kieruję do auta.

Analizuję wszystkie sytuacje. Co zrobiłem nie tak? Co zrobiłem, że nie czuje się gotowa mi zaufać? Przypominam sobie też noc, gdy wyznałem jej co czuję. „Kocham Cię” te dwa słowa opuściły moje usta. Nigdy nie naciskałem. Zawsze starałem się ją zrozumieć. Jednak to nie wystarczyło, aby otworzyła się przede mną. W tamtym momencie nie odpowiedziała mi tym samym. Do tej pory wystarczało mi to co widzę w jej oczach, ale może tak naprawdę nie była gotowa. Może się pospieszyłem. Może ona nie czuje tego samego. Wiedziałem już, że dopóki nie porozmawiamy przez moje myśli przemkną same najczarniejsze scenariusze.

Zaparkowałem niedaleko jej domu i postanowiłem poczekać. Nie mam pojęcia, gdzie jest. Czy jest bezpieczna. Chciałbym być teraz przy niej. Przytulić ją. Pokazać, że może na mnie liczyć. Zawsze.

Ale może ona tego nie chce.
Siedzę, a światło słoneczne powoli blaknie. Niebo spowija już pomarańczowa łuna, która odbija się od lakieru na masce.
Kolejne godziny bez kontaktu mijają. Nie zostawiła mi żadnej wiadomości, jak choćby: „Przepraszam, dziś nie mogę się spotkać.”
Albo „Wszystko ok. Muszę przemyśleć kilka rzeczy.”
Czy też „Potrzebuję pobyć sama”.
Wszystko bym zniósł, ale nie cholerny brak kontaktu. I trwanie w niewiedzy.

Decyduję się na jeszcze jeden krok. Wybieram właściwy numer i po kilku sekundach w słuchawce rozbrzmiewa głos Lily.

- Asher?- pyta zdziwiona.

- Nie mogę skontaktować się ze Scarlett. Zniknęła. – wyduszam.

- Nie powiedziała ci? – dziwi się.

- O czym? – nic już nie rozumiem, a fakt, że wszyscy oprócz mnie wiedzą, dobija mnie jeszcze bardziej.

W słuchawce zalega cisza. Jakby zrozumiała, że powiedziała za dużo. Spodziewam się paniki w głosie Lily, jednak ona ze zrozumieniem i spokojem wygłasza:

- Wracaj do siebie.- rozkazuje zmęczona – Po twoim głosie czuję, że stoisz pod jej domem i panikujesz. – zgaduje bezbłędnie – Scarlett musi pobyć teraz sama. Dam Ci znać, jak wróci.

- Nie. Nie mam zamiaru się stąd ruszać. – wygłaszam pewnie, bo nie odjadę dopóki nie zobaczę, jak bezpiecznie wraca do domu - I o czym Scarlett mi nie mówi? – nie wytrzymuję już.

- Nie ja powinnam ci to tłumaczyć. Rób, co chcesz, ale nie waż się na nią naciskać, rozumiesz? Powie ci jak będzie gotowa.

Po czym się rozłącza i zostawia mnie w jeszcze większym bałaganie myśli niż kilka minut wcześniej. Czuję, że jeśli zaraz jej nie zobaczę to zwariuję. A co jeśli coś jej się stało? Nie, Christopher, by wiedział.

Scarlett nigdy nie wspominała, aby miała jakieś problemy. Zawsze była szczęśliwa i pełna energii. Może po prostu taką wizję siebie pokazywała innym, a może ma jakieś problemy, którymi nie chciała mnie obarczać. Wiem, że zrozumiałbym wszystko. Opowiadałem jej o sobie. O moim dzieciństwie. Ona nie była do tego taka skora, ale czasami pozwoliła się ponieść chwili. Widziałem z jakim bólem wspomina niektóre chwile i jak jej oczy zasnuwa mgła na niektóre wspomnienia. Może nie poradziła sobie jeszcze z jakimiś demonami przeszłości.

To jednak i tak mnie rani. Fakt, że mimo więzi jaka się między nami utworzyła, nie wiem jeszcze tak wiele. Zdaję sobie sprawę, że wszystko przychodzi z czasem, ale w tym momencie jestem zbyt przejęty, aby trzeźwo myśleć.

Gdy zaczyna zmierzchać w oddali widać błysk świateł. Samochód zwalnia i parkuje tuż przed domem. Z ulgą wybiegam na zewnątrz i pędzę w stronę jej domu. Czekam sekundę, potem drugą, a wtedy ją widzę. Cały niepokój na chwilę mnie opuszcza, bo jest tutaj cała. Przez cały czas jednak milczy. Na głowę zarzucony ma kaptur, a oczy są całe zaczerwienione. Płakała. Podchodzę i ją przytulam. Nie opiera się, więc wdycham jej zapach starając się zapanować nad sobą. Ulga miesza się ze zdenerwowaniem.

- Gdzie byłaś? Martwiłem się. – szepczę miękko.

Jej wzrok jest pusty. Nie patrzy na mnie tylko w dal. W tej chwili nie przypomina mojej Scarlett. Zachowuje się inaczej. To boli. Chciałbym, żeby powiedziała coś dokuczliwego i zaczęła się śmiać, to się jednak nie dzieje.
Bez słowa omija mnie i rusza do domu. Stoję wryty i nie wiem co mam zrobić.

- Scarlett? Myślałem ze tu zwariuję, gdy nie dawałaś żadnego znaku. – mówię lekko zdesperowany.

Zatrzymuje się i łamiącym głosem mówi:

- Jestem zmęczona. Pojdę spać. Pogadamy jutro. – jej głos jeszcze nigdy nie był taki bez wyrazu. Te słowa bolą bardziej niż prawdziwy cios.

- Nie powiesz nic więcej? – pytam. Nie chcę naciskać, ale czuję się źle. Czuję, że mi nie ufa. Bolesny skurcz łapie moje serce.

- Dobranoc. – szepcze tylko tym nijakim tonem.

- Scarlett. - mówię poważnie. Sam nie wierzę w to co zaraz powiem. – Przepraszam, że nie sprawiłem, że poczułaś się akceptowana. Chciałem żebyś czuła się przy mnie swobodnie i mogła na mnie polegać, ale najwidoczniej zawaliłem. – Głos mi się łamie. Widzę, jak jej ramiona wyraźnie się spinają.  - Nie potrafię tak. Widzieć, jak cierpisz i nie móc ci pomóc. – słyszę urywany szloch, który wydobywa się z jej ust. Wciąż się nie odwraca. To dobrze inaczej sam bym nie wytrzymał . – Jeśli nie jesteś gotowa, dajmy sobie czas. Może podjęliśmy decyzję za szybko.– Kłamię jak z nut, ale ta oschłość z jaką mnie dziś potraktowała łamie mi serce. Czuję się głupcem, jak w ogóle mogłem pomyśleć, że będziemy dla siebie kimś więcej. Najwidoczniej byłem dla niej przypadkowym chłopakiem.

Czuję, że chce coś powiedzieć, ale tego nie robi. Dalej milczy.

- Dobranoc, Czekoladko. – ledwo się trzymam - Może nasz czas jeszcze nie nadszedł.

Odchodzę zostawiając za sobą miłość mojego życia. Miłość mojego życia płacze, a ja ją tak zostawiam. Brzydzę się sobą i tym co zrobiłem, ale co mogłem jej dać? Oferowałem jej całego siebie, ale miłość może przetrwać wtedy, gdy obie strony obdarowują się uczuciem. 
Z każdym krokiem czuję się coraz gorzej, ale nie mogę tego cofnąć. Przepraszam Scarlett. Przepraszam. Mówię w kółko, jak mantrę, jakby to mogło coś zmienić.

(Nie)Spełnione marzeniaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz