ROZDZIAŁ 13

30 3 0
                                    

Po dzisiejszym treningu padłam na łóżko wykończona. Asher, jak zwykle mi nie odpuszczał, ale widząc poprawę starałam się nie narzekać. A przynajmniej nie jakoś bardzo. On wie, że się tylko z nim droczę.

Cóż, może gonienie go wokół boiska, wymachując rakietą nie było do końca droczeniem, ale..hej! Uderzyłam go tylko raz.

Strój musiałam wrzucić do prania, bo cały był przepocony. Traktuję go z czcią, więć aby nic się nie zniszczyło zrobiłam to ręcznie. Poświęciłam całe pięć minut mimo dużego zmęczenia. Dusza sportowca.

Teraz cieszyłam się chwilą spokoju w łóżku w czystej piżamie i suchej skórze.Dzięki tym treningom zauważyłam, że moja sylwetka stała się smuklejsza, a i kondycja lepsza. Już nie dyszę po wbiegnięciu po schodach do pokoju.

Za oknem zdążyło zrobić się już ciemno. Wpatrywałam się w sufit, a światła uliczne rzucały lekką poświatę na wnętrze pokoju.
Błoga cisza i ciemność zaczynały mnie otulać. Odcięłam się od wszelkich myśli i powoli zaczynałam odpływać do krainy snów. Usłyszałam stuknięcie. To dziwne, że tak szybko udało mi się zasnąć. Po chwili kolejne dobiegło do mojej podświadomości. Wydawało się takie realne. Niektóre sny zbyt przypominają rzeczywistość.
Kolejny stukot wydał się już dziwny, jakby coś odbiło się od szyby. Nagle zerwałam się z łóżka. To nie był hiperrealistyczny sen, a prawda. Coś znowu obiło mi się o okno.

Przez moją głowę przeleciało tysiąc scenariuszy i żaden z nich nie był dobry. Miałam już zbiec i obudzić tatę, ale uznałam, że jestem odważną młodą kobietą i uzbrojona w rakietę tenisową powoli zbliżyłam się do okna.

Zaczęłam odliczać w duchu przygotowując się na spotkanie z jakimiś paskudnymi owadami.

Trzy.

Dwa.

Jeden.

Kątem oka ujrzałam wysoką postać, która stała akurat w cieniu. Ubrana dodatkowo w kaptur przez, co nie mogłam ujrzeć twarzy. Wyglądał, jak seryjny zabójca, bo był to zdecydowanie mężczyzna. Ostatnio czytałam taki kryminał, w którym typek przyjechał do domu nastolatki udając jej przyjaciółkę. Dziewczyna widząc od tyłu jedynie włosy, a dokładniej perukę otworzyła drzwi i nie skończyło się to dla niej dobrze.

A tak właściwie to było to strasznie słabe opowiadanie na Wattpadzie. Kilka dni później ożyła i odegrała się na nim. Mówiłam, że czytam same mądre książki? Nie? Bo to nie prawda.

Stanęłam przed oknem. W końcu tu się nie dostanie. Otworzyłam je i w tym samym momencie zrobiłam unik, bo kamień leciał dokładnie w moją stronę. Odbił się z hukiem o podłogę.
Wstałam pełna werwy i wychyliłam się grożąc paletką.

- Czego chcesz psycholu?! – krzyknęłam na tyle cicho, aby nie obudzić całego miasta. – Mam broń, więc lepiej się pokaż.

Cichy śmiech. Znajomy cichy śmiech wprawił mnie w zakłopotanie. Chłopak powoli wszedł w zasięg lampy i zdjął kaptur. Burza blond włosów i rozbawiony uśmiech. Na ten widok poczułam lekką ulgę.

- Asher?!

- Nie bij. – uniósł ręce w geście kapitulacji – Już dziś dostałem tą rakietą. – wskazał na moją „broń”, którą wciąż ściskałam w ręce.

Teraz poczułam się, jak bohaterka jakiejś komedii romantycznej dla nastolatków. Gdy chłopak czeka pod oknem, aby wyznać jej miłość, albo włamuje się do środka. Wolałabym jednak, żeby Asher nie wpadł na pomysł wspięcia się na piętro, bo wolę mieć go w jednym kawałku.
W dodatku chyba dostałabym zawału widząc ciemną postać w rogu pokoju.

Gdy pierwszy szok mija, staram się złożyć wszystko do kupy, ale nie mam pojęcia, co było tak niecierpiące zwłoki, że przyjechał tu w środku nocy.

- Co ty tu robisz?! – szepczę, ale brzmi to, jak syk, bo próbuję być cicha i stanowcza jednocześnie.

- Masz pięć minut. Czekam tu na ciebie. – patrzy na zegarek.

- Teraz?! – nie wierzę w to, co widzę. Wciąż myślę, że to część mojego snu.

- Zostały ci 4. – odlicza.

Niech ktoś mnie obudzi. Albo lepiej nie.

Zamykam okno i szybko wciągam na siebie bluzę. Nie wiem, czego się po nim spodziewać.  Spod szarego materiału z napisem „Jestem z Kaliforni”, kupiłam to na jakimś targu z pamiątkami, bo z Lily szukałyśmy najbardziej obciachowych bluz, ta okazała się jednak niesamowicie miękka, więc często w niej chodziłam, wystawały niebieskie spodenki ze Stichem. W duchu liczyłam, że w ciemności nie będzie ich widać, bo jeśli to miała być szybka rozmowa, nie miałam zamiaru się przebierać.

Po cichu zeszłam na dół, nie chcąc zbudzić taty. Wciągnęłam na stopy czarne conversy i otworzyłam drzwi, które głośno zaskrzypiały. Muszę je naoliwić.

Bo kto by pomyślał, że będę wymykać się w środku nocy z własnego domu?
Już z daleka widziałam, jak blondyn tłumi śmiech, widząc moją stylówkę.

- Urocze spodenki. – próbował być poważny, ale mu nie wyszło. Uśmiech na jego twarzy znikał i się pojawiał.

- Nawet nie próbuj. – zastrzegłam grożąc palcem. – Co to za ważna sprawa, że zakłócasz mój sen?
Teraz już uśmiechnął się szeroko.

- Jedziemy. – wskazał w kierunku auta, które stało na poboczu.
Popatrzyłam na niego, jak na wariata.

- Żartujesz prawda? – stałam, jak wryta, pamiętając, że mam na sobie piżamę.

- Jestem bardzo poważny. – chwycił mnie za rękę, ale zaparłam się nogami.

- Muszę się przebrać. – wysyczałam, więc dokładnie przeskanował mnie wzrokiem. Pod jego czujnym spojrzeniem czułam się nieswojo i mimowolnie zrobiło mi się gorąco.

- Nikogo tam nie będzie. Możesz iść tak, jak jesteś. – zdecydował wreszcie wyraźnie zadowolony. Ja nie byłam do końca przekonana do tego pomysłu. Nawet nie wiedziałam, gdzie chce mnie zabrać.

Ruszył, ale poczuł opór z mojej strony.

- Nie wyjdę tak nigdzie. – oznajmiłam zdecydowanie.

- Za późno. Już wyszłaś. – powiedział tylko i przerzucił mnie sobie przez ramię. Chciałam piszczeć, ale zbudziła bym tym sposobem całe osiedle.

- Puść mnie.  – wyszeptałam, więc tylko gniewnie – To uprowadzenie. – zastrzegłam, ale tylko prychnął wesoło.

- Nie wyglądasz na wystraszoną i nie stawiasz oporu. Uznajmy to, więc jedynie za pomoc w przemieszczeniu. – odparł

- Więc mam zacząć krzyczeć, żebyś mnie puścił? – zapytałam zaczepnie.

- Oboje wiemy, że tego nie zrobisz. – dźwięk otwieranego auta zagłuszył moje burczenie.

Miał rację, ale czułam, że w tym momencie byłabym do tego zdolna.
Postawił mnie na ziemi, więc posłusznie wsiadłam.

- Teraz mi powiesz, gdzie mnie porywasz? To trochę niepokojące. Uprowadzisz mnie do lasu? – nakręciłam się rozbawiając Ashera - A może utopisz? – po chwili zastanowienia oznajmiłam - Wiesz, co wolę las.

- Spokojnie. Zamierzam zwrócić cię całą. – odpowiedział. – Jedziemy do centrum.

Włączył cicho muzykę, która przypomniała mi o tym, że przerwał mój sen. Działała na mnie wyciszająco.

- Nie zasypiaj. – Asher położył mi dłoń na udzie.

Cóż. Chyba nie o to mu chodziło, ale skutecznie mnie rozbudziło, a moje myśli popłynęły w zupełnie innym kierunku niż sen.

- Wytrzymaj jeszcze chwilę. – polecił.

Mruknęłam tylko w odpowiedzi. Byłam naprawdę zmęczona.
Nie zarejestrowałam momentu, w którym się zatrzymaliśmy. Drzwi od mojej strony się uchyliły wpuszczając przyjemne powietrze.

- Jesteśmy. – chłopak pomógł mi wysiąść.

Na początku poczułam kropelki wody na twarzy. Potem zamigotało mi w oczach. Musiałam się skupić. Po chwili obraz się wyostrzył, a w raz z nim całe zmęczenie ustępowało.
Staliśmy przed odkrytą fontanną z migającymi w rytm wody światłami.  Woda, co rusz wytryskiwała z płyt chodnikowych w różnym tempie.

- Ciężko z deszczem, więc pomyślałem, ze fontanna załatwi sprawę. – w tym momencie z głośnika popłynęła melodia.

Gdy myślałam o spełnieniu wszystkich planów z listy, nigdy nie sądziłam, że powstaną z tego tak niesamowite wspomnienia. Patrzyłam w oczy chłopaka, który tyle dla mnie zrobił. Przy którym czułam się swobodnie mimo, że znamy się tylko miesiąc. Czułam, jakby łączyła nas jakaś niewidzialna nić.

Tym razem ja zrobiłam krok ku niemu. Kąciki moich ust unosiły się mimowolnie. Chwyciłam go za dłoń i pokierowałam biegiem między strumienie wody.

Wytryskiwały ze wszystkich stron zalewając nasze ubrania. Wystarczyła sekunda, abyśmy cali przemokli. Piszczałam nie przejmując się ciszą. Wokół nie było nikogo prócz nas.
W pewnym momencie puściłam jego rękę i zaczęłam uciekać. Popędził za mną unikając wody. Ganialiśmy się dobrą chwilę, robiąc slalomy, dopóki nie wpadłam na jego twardy tors.
Muzyka stała się spokojniejsza chociaż przez szum wody mało, co docierało do naszych uszu. Dzieliło nas kilka centymetrów. W skupieniu wpatrywaliśmy się sobie w oczy. Nasze ciała powoli się kołysały. Asher okręcił mnie wokół własnej osi. Potem przyciągnął do siebie, aby kołysać się we wspólnym rytmie.
Zaplotłam ręce na jego szyi, a on swoimi objął mnie w tali. Czułam się wyjątkowo.

- Dziękuję. Dziękuję. Dziękuję. – powiedziałam na jednym wdechu. Nasze usta dzieliły centymetry. Wciąż krążyliśmy w swoich objęciach.
Uśmiechnął się lekko, a ja zauważyłam czułość w jego oczach.

- Scarlett Harris. – powiedział głębokim głosem i odgarnął wilgotny kosmyk z mojego czoła. – Gdzie ty się podziewałaś przez te wszystkie lata?
Zaparło mi dech. Już nie czułam się tylko przyjaciółką. Czułam, że ta chwila nabrała bardziej osobisty charakter.

- Asherze Garcia. – wyszeptałam niemal w jego usta – Chciałabym, żeby ta lista się nigdy nie skończyła.
Mój wzrok powędrował na rozchylone wargi, a potem na jego oczy, które czyniły to samo. Serce tłukło się w piersi domagając uwagi. Całe moje ciało wręcz lgnęło do niego.

Przymknęłam powieki. Byłam gotowa go pocałować. Czułam jego oddech na swoich ustach. Dzieliły nas milimetry.

Niestety zamiast ciepłych warg, poczułam zimny strumień. Pomiędzy nas wytrysnął silny wodny pocisk, psując tę romantyczną chwilę.
Odsunęliśmy się od siebie, mrużąc oczy. Dobra fontanno, teraz się na ciebie wkurzyłam. Wybiegliśmy szybko na suchy chodnik, na którym po chwili wytworzyła się kałuża. Woda kapała z ubrań i naszych ciał.
Spojrzałam na mokry materiał, z którego dało się wręcz wyciskać ciecz. Asher na chwilę zniknął mi z pola widzenia. Pogrzebał w bagażniku, wyciągając dużą bluzę i koc.

- Powinnaś się przebrać. – kichnięcie potwierdziło jego słowa.

- Ty też. – szybko zmienił bluzę. Jego umięśniony brzuch mignął mi tylko przez chwilę. Czułam, że skończy się to przeziębieniem.

- Możesz to zrobić w aucie. – wskazał na ciemne szyby.

- Zmoczę wszystko.– wiedziałam, jakie to auto jest drogie i nie miałam ochoty go niszczyć, ale on zbył moje słowa ręką, więc z wdzięcznością przyjęłam rzeczy.

Wsiedliśmy do auta, gdzie od razu buchnęło mi ogrzewanie.
Idąc za jego radą zdjęłam mokrą piżamę i zmieniłam bluzę na jego. Czarny materiał sięgał mi do połowy uda, więc służyła mi prawie, jak sukienka. Okryłam się też szczelnie kocem. Dopiero wtedy auto ruszyło, a ja zatopiłam się w miękkim fotelu.

- Było cudownie. – skomentowałam zerkając na jego profil.

- Miałem nadzieję, że ci się spodoba. – uśmiechnął się lekko. Chyba był zadowolony.

- A co, gdybym spała i nie otworzyła okna? – spytałam nagle zaintrygowana.

- Liczyłem na łud szczęścia. – błysnął białymi zębami.

- Jesteś niereformowalny. – zrobiło mi się przykro na myśl, że sterczałby tam w nocy bez skutku.

- I takiego mnie lubisz. – przerwał moje rozmyślania.

- Nie  pochlebiaj sobie. – zgasiłam jego zuchwałość.

- Przyznaj. – rzucił tylko.

- Niby co takiego? – zdziwiłam się.

- Że mnie uwielbiasz. – parsknęłam cicho. Był niemożliwy i bardzo pewny siebie.

- Och tak? – pozwoliłam, aby w mój głos wdarła się nutka powątpienia.

- Mhm...– mruknął pewnie.

- Pomyślę nad tym. – rzuciłam niedbale, na co zmarszczył brwi.

- Ej! – wiedziałam, że wyczuł żart, więc nie przejęłam się jego oburzonym tonem.

- Nie doprecyzowałeś, że mam to zrobić teraz. – wyjaśniłam spokojnie.

- Grasz nie fair. – nadąsał się.

- I taką mnie lubisz. – teraz przez grymas na jego twarzy przebił się lekki uśmiech.

Trwaliśmy w ciszy, ale nie takiej niezręcznej, w której nie wiesz, co powiedzieć, a komfortowej.
Jakbyśmy bali się, że nasz głos może zaburzyć wyjątkowość tej chwili. Chcieliśmy się rozkoszować ciszą, swoim widokiem i miarowymi oddechami. Pozwoliliśmy myślom zawędrować na obszary, których zręcznie unikaliśmy. W tamtym momencie mieliśmy już pewność, że choć rozum jeszcze nie chciał dopuścić tego do głosu, nasze serca już dawno należały do siebie.

(Nie)Spełnione marzeniaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz