ROZDZIAŁ 11

33 3 0
                                    

Nasze lekcje przesunęły się o kilka dni. Dałam sobie czas na odpoczęcie, a Asher nie nalegał na spotkania. Chociaż dobrze czułam się w jego obecności, teraz potrzebowałam spokoju. W te dni jeszcze więcej myślałam i na przemian marudziłam. Byłam w podłym nastroju, ale tym razem przez moje uczucia.
Analizowałem je długo. Takie spędzanie czasu samemu jest dobre, ale i też męczące. Gdy nie ma kto ci zawrócić głowy, overthinking włącza się automatycznie.

Te dni były też obfite w pisanie. Zapisałam mnóstwo kartek w nowym notesie.

Jednego popołudnia, gdy miałam ogromną ochotę na sprzątanie. Sama wciąż zastanawiam się czemu. Znalazłam karton z rzeczami mamy. Tym razem zamiast łez podczas oglądania, obyło się tylko na nostalgicznym uśmiechu. Oglądając zdjęcia pamiętałam ją dokładnie tak samo. Z tym wiecznie szerokim uśmiechem. Chciałam ją taką pamiętać. Nie smutek, który zakorzenił się w jej oczach w ostatnim roku jej życia.

Nowotwór odebrał nam nasze szczęście, ale wciąż mamy siebie nawzajem.

Teraz po 8 latach zaczynałam odzyskiwać spokój. Znajdowałam go w słowach przyjaciółki, uśmiechu ojca lub spojrzeniu... czekoladowych tęczówek.

Z tego też powodu nie chciałam się dłużej lenić i umówiłam na kolejny trening. I to wcale nie tak, że gdy spojrzałam na kalendarz i wytłuszczoną datę zaczęłam się stresować. Od mojej ostatniej lekcji trochę już minęło. W dodatku lipiec chylił się ku końcowi, a ja spoczęłam na celnych odbiciach.

Tak zdecydowanie powinnam ćwiczyć częściej, ale ostatnio dni mijały mi naprawdę szybko.

W podobnym stroju dotarłam do klubu. Teraz już pewniej pokonywałam barierki. Uprzejmym skinieniem głowy powitałam personel i ochronę. Chłopak czekał na naszym korcie. Ubrany w idealnie pasujący strój wtapiał się w wytworzony obraz.

- Dzień dobry- przywitał mnie.

- Jak oficjalnie – mrugnęłam. Byłam w wyśmienitym nastroju.

Gdy już chciałam go minąć wysunął rękę i mnie zatrzymał. Dopiero teraz zauważyłam, że chowa coś za plecami. Zaintrygowana, więc się w niego wpatrywałam.

- Miałem Ci to dać ostatnio, ale lepiej późno niż wcale. – wypiął dumnie pierś i wyciągnął zawiniątko – Witaj w klubie, tenisistko!

Przejęłam od niego przedmiot podekscytowana. Od razu wyczułam miękkość.

- Czy to jest to co myślę? – rozdarłam papier, a moim oczom ukazała się śnieżnobiała koszulka polo z logo klubu. A do tego pasująca barwami niebieska spódniczka, z ukrytymi szortami.
Pisnęłam podekscytowana.

- Wiesz, gdzie są łazienki. – zasugerował, a ja tylko przytaknęłam i popędziłam w ich kierunku.

Przyjemny materiał opadł na moje ciało. Muszę przyznać, że strój miał idealny rozmiar i tak też leżał. Od razu poczułam przypływ motywacji. Przejrzałam się w lustrze. Teraz wyglądałam profesjonalnie.
Z dumnie wysuniętym podbródkiem wróciłam do Ashera. Gwizdnął z uznaniem, gdy okręciłam się wokół własnej osi.

- Muszę przyznać, że pasuje ci nasz strój, czekoladko. – skomplementował mnie. Zarumieniłam się na jego słowa. Na szczęście czapka z daszkiem perfekcyjnie to skrywała.

- Mi wszystko pasuje. – wzruszyłam ramionami niby od niechcenia.

- To prawda. – mruknął tylko pod nosem, gdy ustawiałam się na polu.

- Ty też całkiem nieźle w nim wyglądasz. – niemal szepnęłam. Z początku byłam niepewna, czy usłyszał, ale wyraźny dołeczek na policzku przekonał mnie, że tak.

- Dziś będziesz serwować. Potem znowu wrócimy do odbić, a na koniec to połączymy. – przeszedł na tryb trener profesjonalny.

- Ta jest, trenerze. – zasalutowałam rakietą. – Gotowa.

Zadowolony z mojej odpowiedzi i postawy. Szybko pokazał mi, co i jak. Teraz przyszła pora na mnie. Dosyć wysoko podrzucić, a potem uderzyć. Łatwizna.

Taaaaaa...

Próba pierwsza okazała się totalny fiaskiem. Nie wiem, jakim cudem, ale nie trafiłam w piłkę.
Próba druga była lepsza. Niestety włożyłam w nią za mało siły.
Przy próbie trzeciej piłka poleciała. Ale oprócz tego, że nie przeleciała za siatkę, trafiłam w słupek.

Po serii nieudanych razów, zaczęło mi wychodzić. Może nie byłam jeszcze mistrzem, ale nie stanowiłam już zagrożenia.

O dziwo nie skończyło się na kilku powtórkach, a długiej serii. Jak mówiłam, Asher wziął sobie to zadanie do serca i nie zamierzał mi folgować. Byłam już nieźle zasapana, jednak nie ogłosił przerwy, a dał mi tylko 2 minuty na wodę. Zaczynam się zastanawiać, czy to nie jakiś sposób na wykończenie mnie. Może miał mnie tak dość, że postanowił to zakończyć na korcie? Pięknie. Zmarła z powodu nadgorliwego trenera podczas gry w tenisa.

- Było nieźle. Teraz zobaczymy, co pamiętasz z ostatniej lekcji.- wyznał, gdy też wziął łyk wody. I znowu ku mojej frustracji jego ciało nie przejawiało zmęczenia. Musiałam wyglądać, jak burak, podczas, gdy on prezentował się jak jakiś model.
Kolejny etap poszedł sprawniej. Okazało się, że moja pamięć mięśniowa nie jest taka zła i odbicia wychodzą mi lepiej. Gdy Asher zaproponował kombinację ustawiłam kamerę, aby to uwiecznić.

Chciałam to również pokazać tacie, aby widział, że się staram i może wysłać Lily. Może wzięłaby na poważnie moje zaangażowanie w sport. Gdy powiedziałam jej, że zaczynam grać. Na początku się śmiała, ale gdy zobaczyła że nie podzielam jej humoru, spoważniała i spytała, czy to nie był żart. Znając samą siebie też bym się śmiała. Cóż, ja i sport to niezbyt dobrzy przyjaciele. Mamy burzliwe relacje.

- Zaczynam! – krzyknęłam.

Piłka płynnie przeleciała na drugą stronę. Widziałam, że Asher stara się grać lekko, aby ułatwić mi odbicia. Jedna celna wymiana zaliczona. Udało nam się powtórzyć to z trzy razy, dopóki nie straciłam kontroli nad piłką. Zmęczona i zadowolona wyłączyłam kamerę, a potem padłam na ziemię.
Słońce raziło mnie w oczy do tego stopnia, że musiałam je zamknąć, dopóki widoku nie przysłonił mi cień.

- Nie dam już więcej rady. Idź sobie, zmoro nieczysta. – machnęłam niedbale ręką, lecz gdy wciąż czułam na sobie chłód, otworzyłam oczy. Rozbawiony Asher kucnął obok mnie.

- Spokojnie. Na dziś wystarczy.  – odetchnęłam z ulgą – Robisz postępy. Gratulacje. -Podał mi dłoń. Zamiast jej uścisnąć, przybiłam mu piątkę.

- Mówiłam, że z tobą wygram. – wyspałam.

- Mhm – mruknął tylko – ale najpierw powinnaś się ochłodzić i wypić dużo wody. Jest gorąco, możesz się odwodnić.

- Przebiorę się. – ledwo powiedziałam. Na szczęście miałam moje ubrania. Z tych można było już wyciskać pot.
Na drżących nogach poszłam do łazienki. Miałam wrażenie, że moje gardło to pustynia. Było tak suche.

(Nie)Spełnione marzeniaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz