ROZDZIAŁ 16

32 2 0
                                    

Obudziłam się czując obok ciepło drugiej osoby. Uśmiech sam wkradł się na moje usta, aby zatrzymać się tam na dłużej. Musiałam zmrużyć oczy, bo poranne słońce skutecznie mnie oślepiało. Plecy za to niemiłosiernie bolały od spania na ziemi przykrytej jedynie kocykiem.
Spojrzałam na pogrążonego we śnie chłopaka. Długie ciemne rzęsy opadały na jego policzki. Oddychał spokojnie, tak cicho, że przyłożyłam ucho do jego klatki piersiowej, aby posłuchać bicia serca. Uderzało w rytmicznym tempie. Leżąc z głową opartą o jego tors nagle poczułam, jak jego ciało się spina, a chwilę później silne ramiona oplotły mnie w tali i okręciły, tak, że siedziałam teraz na jego kolanach.

- Dzień dobry. – wyszeptałam lekko speszona. Na mojej twarzy musiało być to widać, bo czułam też, jak pieką mnie policzki.

- Dzień dobry, Czekoladko. – odpowiedział i cmoknął mnie w usta.

Nie wiedziałam, czemu nagle zrobiłam się taka nieśmiała.

- Nie zmarzłaś? – zapytał i potarł moje ramiona.

Pokręciłam głową przypominając sobie, jak wtulona w niego byłam we śnie. Teraz było mi już tylko gorąco.

- Chyba powinniśmy wracać. – wyszeptałam, na co zatopił twarz w zagłębieniu mojej szyi. Przeszły mnie ciarki, gdy wibracje jego głosu rozeszły się po moim ciele.

- Chyba tak. – zgodził się i podniósł nas.

Postawił mnie na ziemi, wytrzepał koc i owinął mnie nim, jak naleśnik, więc roześmiałam się w  głos.

- Mam nadzieję, że Lily i Luc się jeszcze nie pozabijali. – wydusiłam.
Gdy dotarliśmy do naszego obozowiska, przed namiotami siedziała wspomniana przeze mnie dwójka w dziwnie dobrych nastrojach.
Obok nich leżał talerz owoców i kanapek. Właśnie odnalazłam swój cel.

- O, nasze gołąbeczki wróciły. – zaświergotał wręcz Lucas przerywając salwę śmiechu.
Lily obrzuciła nas spojrzeniem chcąc zbadać sytuację. Wzrok zatrzymała na dłużej na naszych splecionych dłoniach, po czym szeroko się uśmiechnęła.

- Witam Pani Garcia. – puściła nam oko, a ja spłonęłam żywą purpurą. Zerknęłam na Ashera zestresowana, ale on uśmiechał się szeroko i teraz objął mnie ramieniem. Poczułam się spokojniejsza.

- Co robicie? – spytałam chcąc zmienić temat.

- Zrobiliśmy śniadanie, bo czuliśmy, że wy nie będziecie mieć do tego głowy. – uniósł brew Luc i spojrzał na nas wymownie.

- Jesteście okropni. – śmieję się z ich odpowiedzi, ale mimo wszystko ruszam i zgarniam coś do jedzenia. Od razu lepiej.

- Niedaleko jest miasteczko z dobrymi automatami. Może się przejdziemy? – proponuje Luc. Wszyscy aprobują jego pomysł, więc w południe jesteśmy gotowi do drogi.
Decydujemy się pojechać autem, gdy okazuje się, że miasteczko oddalone jest o jakieś trzy kilometry. Wizja wracania w ciemności nie napawa entuzjazmem.

- Widzę cywilizację! – krzyczy Lily, gdy zza drzew zaczynają się wyłaniać budynki. Tym razem Asher sam prowadzi swoje auto. Na razie wystarczy mu stresu.
Parkujemy przed niewielkim budynkiem, z którego dobiega muzyka. Przed wejściem tłoczy się też sporo osób, ale przez szybę widać, że wewnątrz nie panuje taki ścisk. Za pewne dobra pogoda wyrwała wszystkich z lokalu.
Po obu ścianach rozciągają się maszyny. Od koszykówki i strzelanek do zwykłych losujących bilety. Kupujemy żetony i rozdzielamy się.
Ja i Asher idziemy na Cymbergaja.

- Zróbmy zakład. – zaczynam.

- Robi się interesująco. – porusza śmiesznie brwiami.

- Ten, kto przegra – zastanawiam się – spełnia życzenie wygranego.

- To mi się podoba. – komentuje blondyn i ustawia się do gry.

Na znak startu zaczynamy nasze starcie. Oprócz cichej melodii, jaką wydaje maszyna, słyszę tylko dźwięk krążka zderzającego się ze ściankami. Asher zdobywa pierwszy punkt, ale zaraz odwdzięczam się tym samym wykorzystując chwilę jego nieuwagi. Idziemy łeb w łeb, a zostało nam już tylko 15 sekund.

Zastanawiam się przez chwilę, czy nie dać mu wygrać, ale kiedy jego wzrok spoczywa na chwilę na mojej twarzy, zagryzam wargę. Zwracam tym samym jego uwagę. Jest teraz rozproszony. Wystarcza mi dosłownie sekunda, aby wbić krążek i tak wygrywam jednym punktem, a on orientuje się po chwili, gdy leniwie przesuwa spojrzenie z moich ust na stół.

Cóż. Jest już za późno. Zagryza lekko policzki i uśmiecha się z zażenowaniem, widząc moją zadowoloną minę, już wie, że zrobiłam to specjalnie.

- Wydaje mi się, że to było nie fair. – zaczyna, więc podchodzę do niego i składam mu całus prosto w usta. Zamiera na moment, ale zaraz trzeźwieje i mówi. – Ale jestem w stanie przymknąć na to oko.

Kącik jego usta drga. Chce zachować powagę, ale mu się to nie udaje i po chwili uśmiecha się do mnie szczęśliwy.

- W czym teraz mam cię pokonać? – trzepoczę rzęsami i patrzę na niego niewinnie.

- Mała spryciula. – mówi i zaczyna mnie łaskotać. Śmieję się zwracając tym samym uwagę innym obecnych tu ludzi. Zaciskam, więc usta w linię i tłumię parsknięcie.

Rozglądam się po pomieszczeniu i nagle moje oczy się rozszerzają. Asher obserwuje mnie z boku nie wiedząc, co się dzieje.
Zerkam na niego, a potem na stojącą w rogu maszynę. Ręce już mnie świerzbią.

- To. – mówię i ruszam szybko ku sporemu motocyklowi. Chociaż to zwykły symulator jazdy, wygląda imponująco. Wrzucam żeton i siadam na pojeździe. Wychylam się w prawo i lewo, aby go wypróbować.
Odkręcam się jeszcze przed startem do Ashera i szeroko uśmiecham, a on robi mi zdjęcie. Potem gra się włącza. Śmigam po ulicy i kończę tylko kilkoma rozbiciami tak, że na miejsce docieram, jako czwarta. Gdy byłam młodsza, zawsze od karuzel wolałam samochody, skutery, czy gokarty. Tak, więc to takie maszyny okupowałam z rodzicami. Teraz to widać.

- Nieźle. – kwituje z aprobatą Asher.

Schodzę z maszyny i zarzucam włosami. Na usta już cisną mi się słowa, ale widząc wchodzące do lokalu osoby, zamieram. Odnajduję wzrokiem Lily, która już idzie w moją stronę.

- Spadamy. – mówi szeptem.

Lucas i Asher marszczą brwi synchronicznie. Oboje zauważyli zmianę naszego zachowania.

- Zgłodniałam. Chodźmy coś zjeść. – mówię starając się brzmieć wesoło, ale średnio mi to wychodzi. Ciągnę Ashera za rękę, ale on tkwi w miejscu, jak posąg. Z rozpędu wpadam w jego ramiona, wiec przygląda mi się z uwagą i zaciętością wypisaną na twarzy.

- O co chodzi? – pyta poważny. Kątem oka widzę, jak Lucas skanuje wzrokiem Lily, a ona ucieka spojrzeniem.

- Zjadłabym pizzę. – rzucam siląc się na beztroski uśmiech.

- Spięłaś się nagle. Powiedz co się stało?- nie odpuszcza.

Próbujemy uniknąć dziwnej sytuacji, ale wcale nam tego nie ułatwiają. Staram się stać za Asherem, aby nikt mnie nie zauważył i dyskretnie opuścić to miejsce.

Lucas zaczyna się rozglądać i łapie kontakt wzrokowy z jednym z chłopaków. Żołądek przewraca mi się ze stresu, gdy inni z grupki tez patrzą w naszym kierunku i ruszają w to miejsce.

Lucas marszczy brwi analizując sytuację. Patrzymy na to w napięciu.
Nie panikuj. Nie panikuj. Nikt nie byłby zadowolony gdyby jakaś laska uderzyła go w krocze. Wolę więc unikać kontaktu.

- To oni? – pyta nagle Luc, gdy zaczynają być coraz bliżej i odkręca się do nas.

Nasze twarze na pewno mówią wszystko, ale i tak lekko kiwamy głowami. Teraz twarz Ashera wyraża troskę. Przysuwa się bliżej mnie. Lily instynktownie zbliża się do Lucasa.

- Jakiś problem, gościu? – grzmi głos zza Luca.

Łapię się jeszcze ostatniej nadziei, że wszystko po cichu się rozwieje, ale widząc miny chłopaków już wiem, że nie.

- Tak właściwie to tak. – mówi wypranym z emocji głosem i patrzy na chłopaka z góry.
Josh, Jake, czy jak mu tam lustruje nas spojrzeniem, a gdy jego wzrok pada na mnie najpierw się dziwi, a potem uśmiecha lubieżnie. Asher obejmuje mnie ramieniem.

- Ty to ta su… – zaczyna jego kolega, ale zanim skończy przerywa mu Asher.

- Jesteś pewien, że chcesz to powiedzieć? – mówi niepodobnym do siebie głosem Asher i podchodzi krok na przód. Jego rozmówca marszczy brwi, jakby próbował coś sobie przypomnieć.

- A ty nagle nie masz języka w gębie? – mówi James do mnie? Naprawdę nie potrafię sobie przypomnieć jego imienia. Mam wrażenie, ze mam to na końcu języka. – Wcześniej byłaś bardziej wyszczekana.
Asher zaciska szczękę i podchodzi o krok.

- Uważaj na słowa. – mówi .

- A ty co, piesek stróż? – jego przydupasy się śmieją.

Asher podchodzi i chwyta go za T-shirt. Zbliża się do jego ucha i po cichu coś mu mówi. Nie mam pojęcia, co sprawia, że oczy tego chłopaka mało nie wypadną z orbit. Jego koledzy zrywają się do przodu, ale wtedy obok Ashera staje Lucas. Razem roztaczają chyba jakąś niebezpieczną aurę. W oczach tych chłopaków błyska jakiś dziwny znak. Jakby nagle ich rozpoznali i nie chcieli się narażać. Chyba nie chcę wiedzieć co robili tu w poprzednie wakacje.

Asher kończy, klepie Jeremiego po klatce. Tak! Wreszcie sobie przypomniałam.

-Rozumiemy się? – pyta nagle, a chłopak patrzy ze zgrozą.

Zamyka na chwilę oczy po czym zwraca je na mnie. Mimo wyraźnego obrzydzenia cedzi „przepraszam”, wiec odpowiadam mu uprzejmie.

- Było minęło, Josh. – rzucam z premedytacją. To znaczy…ups?

-Jestem Jeremy. - warczy pod nosem, ale puszczam to mimo uszu i wychodzimy razem w ciszy na rześkie wieczorne powietrze.

- Co to było? – śmieje się Lily. – Co mu powiedziałeś, że o mało nie zemdlał?

- Powiedzmy, że to będzie nasza mała tajemnica. – śmieje się Asher z nutką tajemniczości w głosie i wymienia rozbawione spojrzenie z Lucasem.

- Nie wiedziałam, że masz mroczną stronę. – mówię pól-żartem, pół-serio.

- Zaskoczę Cię jeszcze wiele razy, Czekoladko. – rzuca beztrosko, a ja czuję, jak przyjemne ciepło rozlewa się wewnątrz mnie.

- Jesteście do porzygu słodcy. – komentuje Lucas, gdy jego przyjaciel składa pocałunek na moich ustach. W odpowiedzi Asher pokazuje mu środkowy palec i jeszcze bardziej wtapia się w moje usta. Po chwili odrywamy się od siebie i śmiejemy się słysząc ich zdegustowane jęki.

- Chętnie zostawiłbym was samych, ale niestety muszę z wami dzielić jedno auto. – wygłasza.

Lily przez ten czas patrzy na nas ze spokojną miną.

- Mogę Cię tu zostawić. – odgryza się Asher – Przespacerujesz się z powrotem.

- Wal się. - mówi Luc.

Spędzając z nimi trochę czasu, można się do tego przyzwyczaić. Uwielbiają się kłócić i tego typu wymiany zdań następują, co kilka minut. Jednak pod tym wszystkim kryje się silna więź, która jest równie mocno widoczna. Ich sytuacyjne żarciki, czy to, jak porozumiewają się jednym spojrzeniem.

Przypominają mi trochę nas. Mnie i Lily, tylko w wersji męskiej. Może, dlatego tak dobrze spędza nam się razem czas. Uzupełniamy się.
W drogę powrotną również prowadzi Asher, chociaż uparcie go proszę, a wręcz błagam, abym to tym razem ja była kierowcą.

Niestety dziś jest nieugięty, ale po jego minie widzę, że następnym razem mi się uda.

Gdy dojeżdżamy zbieramy wszystkie rzeczy i pakujemy do aut. Tu nasze drogi się kończą. Okazuje się, że Luc jedzie w przeciwnym kierunku, co odpowiada trasie Lily, która po krótkiej negocjacji wsiada do jego auta. Ja niezmiennie pozostaję obok blondyna.

- Następnym razem musimy zostać dłużej. – wzdycham, gdy wracamy.
On nieśmiało się na to uśmiecha. A ja już znam ten jego uśmieszek.

- Co znowu? – pytam podejrzliwie.

- Nic. – odpowiada – Po prostu cieszę się, że bierzesz pod uwagę następny raz. Miałem nadzieję, że polubicie Lucasa. To mój przyjaciel i tak, ja ważna jest dla ciebie Lily, tak on pełni ważne miejsce  w moim życiu.

Do mojego domu docieramy w nocy. W salonie jeszcze pali się światło, a to znaczy, że albo tata zasnął przed telewizorem, albo jeszcze coś robi.

- To…dobranoc. – dukam po chwili.

- Dobranoc. – mówi wpatrując się we mnie.

Kręcę się niezdarnie po czym decyduję się na inne pożegnanie niż zwykle. Pochylam się nad skrzynią biegów i kładę dłoń na jego policzku po czym delikatnie składam pocałunek na jego ustach. W chwili w której chcę się odsunąć, Asher odwzajemnia pocałunek i oplata mnie rękami w tali, przyciągając do siebie. Teraz jesteśmy bardziej łapczywi. Po woli brakuje mi tchu. Mam wrażenie, że temperatura nagle wzrosła, bo moje ciało płonie. Nie potrafię się od niego odsunąć. Siedzę prawie na jego siedzeniu, jeszcze chwila, a na pewno znalazłabym się na jego kolanach. Całujemy się jakbyśmy więcej mieli się nie zobaczyć.

Jednak w tym momencie decyduję się to przerwać. Dysząc odrywam się od jego ust. Jego oczy przepełniło pożądanie. Moje zresztą też.

- Dobranoc, Asherze Garcia.- teraz brzmię już pewnie i tak też się czuję.

- Dobranoc, Scarlett Harris. – mówi zachrypniętym głosem.

Wychodząc z samochodu na drżących nogach. Oddycham z ulgą, gdy pierwszy powiew wiatru dosięga mojej twarzy.
Otwieram drzwi i dopiero, gdy znikam za rogiem Asher odjeżdża. Patrzę w lustro i w oczy od razu rzucają mi się czerwone policzki. Biorę dwa głębokie oddechy. Na wyświetlaczu telefonu widzę jeszcze wiadomość od Lily, która pisze, że dotarła do siebie.

Sprawdzam godzinę. Jest już po północy. Dopiero teraz decyduję się wejść do salonu. Tam na kanapie leży tata. Przykrywam go kocem starając się być możliwie cicho. Rzeczywiście zasnął, ale nie oglądał telewizji, a zdjęcia. Na całym stole leżą fotografie przedstawiające Emily i całą naszą rodzinę. Mama w zoo, która trzyma mnie na rękach, gdy rozpłakałam się na widok goryla. Mama w dniu zaręczyn, gdy patrzy z miłością w obiektyw, za którym stoi tata.
Z drżącymi wargami wyłączyłam światło i skierowałam się do swojego pokoju. W ciszy położyłam się na łóżku i jedynie w akompaniamencie swojego tłumionego szlochu zasnęłam.
                                                ________________

Z samego rana wstałam. W domu panowała grobowa cisza, co było ironią całej sytuacji. Z posępną miną przemyłam twarz. Widząc spuchnięte oczy od całej nocy płaczu, skrzywiłam się. Splotłam włosy w ścisły kucyk i założyłam obcisły sportowy strój w czarnym kolorze. Zasunęłam bluzę i rzuciłam okiem na szafkę nocną, gdzie leżał mój telefon. Zastanowiłam się chwilę, po czym wyszłam, zostawiając go na swoim miejscu. Tata leżał pogrążony dalej we śnie. Z blatu zgarnęłam tylko kluczyki od auta i wyszłam na poranne słońce. Beznamiętny wyraz twarzy musiał dodawać mi grozy. Dziś mimo dobrej pogody, promienie słońca już nie jaśniały dla mnie tak pięknie. Równie dobrze mógłby padać deszcz, a to też nie zrobiło by na mnie wrażenia. Tak, bez słowa wsiadłam do pojazdu i ruszyłam przed siebie. Zostawiając za sobą wszystko. W tej chwili nic się dla mnie nie liczyło. Smutek  pochłaniał mnie bez końca. Spadałam w czarną dziurę, gdzie nie było światła.
Tego dnia odcięłam się od wszystkiego. To był błąd. Lecz czy nie mówią, że powinniśmy uczyć się na błędach?

(Nie)Spełnione marzeniaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz