ROZDZIAŁ 14

40 3 0
                                    

Wróciliśmy z treningu w wyśmienitych humorach. Nie chciałam myśleć o tym, ile drogi Asher musi przejechać za każdym razem, gdy mnie odwozi, chyba powinnam mu się jakoś odwdzięczyć.

Śmiejąc się jeszcze z żartu, który usłyszałam w aucie, wytoczyłam się na zewnątrz. Słońce jasno świeciło, jakby dopasowało się do naszego nastroju. Na niebie nie było prawie żadnej chmurki.

- W domu mam lemoniadę. – proponuję Asherowi.
Byłam niemal pewna, że nie odmówi.

- Ale nie jest tak słodka, jak ostatnio? – być może dodałam wtedy zbyt dużo cukru, ale każdemu czasami ręka się omsknie.

- Spokojnie. Nie dostaniesz cukrzycy. – wywróciłam oczami na jego przytyk.

- Jesteś pewna? – uniósł brew żartobliwie.

- Bo zaraz sam będziesz sobie robił gofry. – wytknęłam.

Założyliśmy się o pięć bezbłędnych serii. Prawie wygrałam, gdyby nie ostatnie uderzenie. No właśnie...Prawie.

W chwili, w której chciał mi się odgryźć, przed domem zaparkowała taksówka. Nie było samochodu ojca, więc to nie mógł być on. Patrzyłam z zainteresowaniem na drzwi. Szyby z tyłu były zaklejone ulotkami, więc nie widziałam, kto był pasażerem. Gdy tylko pierwsza stopa w znoszonych trampkach pojawiała się na chodniku, moje serce radośnie przyspieszyło swoje bicie.

Powoli wyłaniał mi się dalszy obraz postaci. Szczupła łydka, a potem materiał w kwiatki. Na koniec twarz osłonięta okularami przeciwsłonecznymi.
Pisk wydobył się nie tylko z moich ust. Na miejscu Ashera pewnie zatkałabym uszy. Nie zważając jednak w tym momencie na nic, ruszyłam szybkim krokiem i wpadłam w objęcia mojej przyjaciółki.

Lily ścisnęła mnie mocno i jedynie zniecierpliwione pochrząkiwanie kierowcy psuło ten moment.
Wyładował walizkę i wyraźnie czekał na zapłatę.

- Jesteśmy zajęte, nie widać? – sarknęła Lily, a ja skwitowałam to śmiechem. Tak mi jej brakowało.
Niestety wyswobodziłam się z jej uścisku, żeby wręczyła pieniądze kierowcy. Gdy tylko je dostał, odjechał zostawiając za sobą kurz.

- Dlaczego nie mówiłaś, że przyjeżdżasz? – wyrzuciłam jej. Moglibyśmy po nią wyjechać.

- Chciałam zrobić Ci niespodziankę – wyszczerzyła się – ale chyba wpadłam nie w porę. – rzuciła sugestywne spojrzenie w stronę Ashera.
Zrobiłam się cała czerwona.

- Ty zawsze jesteś w porę. Chodź. Mieliśmy coś zjeść. – Asher machnął do blondynki, więc skinęła mu uprzejmie głową. Pociągnęłam ją do środka. Chłopak szedł tuż za nami.

- Chyba siebie. – szepnęła konspiracyjnie, a ja zrobiła się jeszcze bardziej czerwona.

- Może powinienem was zostawić? – zaproponował Asher. – Trochę się nie widziałyście, więc pewnie macie sporo do nadrobienia.

- Nie. - krzyknęłam chyba zbyt szybko.

- Już straciłaś dla niego głowę. – powiedziała cicho Lily. Posłałam jej mordercze spojrzenie, na które odpowiedziała słodkim uśmiechem.
Rozgorączkowana kręciłam się nie mogąc zebrać myśli. Gofry!
Gdy chwyciłam za miskę, poczułam, jak większa dłoń opada na moją.

- Porozmawiaj z przyjaciółką. Ja to zrobię. – wyszeptał mi przy uchu.

Gdyby to było możliwe rozpłynęłabym się teraz na podłodze, jak lód.
Bezgłośnie wypowiedziałam dziękuję i ścisnęłam jego ramię. Teraz i tak nie skupiłabym się na gotowaniu.

- Lily. – zakomenderowałam - Musisz mi wszystko dokładnie opowiedzieć. Z kim ty się ostatnio szwendałaś? I jak ci się układa z Nickiem? – po zadaniu drugiego pytania Lily wyraźnie markotnieje. Widzę, że wkroczyłam na grząski grunt i zaczynam przeczuwać najgorsze. – Muszę ci pokazać, jak wygląda mój pokój. Ostatnio trochę tam dekorowałam. – dałam znak Asherowi, który na szczęście zrozumiał aluzję i zabrałam Lily na bok, żeby dowiedzieć się, co jest powodem jej zmiany nastroju.

(Nie)Spełnione marzeniaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz