ROZDZIAŁ 23

32 2 0
                                    

Pierwszy mecz przegraliśmy. Nie było jednak tak źle, jak się spodziewałam. W drugim secie byliśmy nawet blisko zwycięstwa. Zerkam na tatę, żeby zobaczyć, czy jest zawiedziony, ale jego twarz jaśnieje. Dawno nie widziałam takiej euforii.

-Przyniosę wodę. – proponuję.

Mamy teraz 15 minutową przerwę, a po niej kolejny mecz. Podchodzę do stoiska i zgarniam dwie butelki. Nie mogę się oprzeć pysznie wyglądającym babeczkom, więc biorę jedną na spróbowanie. Tata siedzi w cieniu i ociera spocone czoło ręcznikiem.

-Dawno się tak nie zmęczyłem. – mówi z uśmiechem przylepionym do ust.

- Ja też. – przyznaję – Treningi z Asherem to rozgrzewka w porównaniu z tym. – śmieję się na wspomnienie robienia sobie przerwy w każdej możliwej chwili. Być może powinnam poważniej potraktować jego słowa, o zrobieniu lepszej kondycji.

- Ciekawe, jak im poszło. – zastanawia się.

-Też teraz grali? – pytam zaciekawiona. Tata po krótce opowiada mi, że chociaż są głównymi organizatorami, to wydarzenie ma wielu sponsorów i dzięki temu też mogą startować. Od kilku lat są niekwestionowanymi mistrzami, co wcale mnie nie dziwi.

- Zaraz kolejny mecz. – Mówi spoglądając na zegarek. – Gotowa?
Macham twierdząco głową i wstaję, aby rozciągnąć mięśnie.

- Nie przejmuj się. Nie jestem tu, żeby wygrać, a spędzić z tobą miło czas. – rzuca mi jeszcze na pokrzepienie, bo widzi, że wciąż się zamęczam.

Tym razem naszymi przeciwnikami są wysoki mężczyzna z długą czarną brodą i jego niższa kopia. Zgaduję, że musi być niewiele starszy ode mnie. Może nawet w wieku Ashera. Zbijam z tatą żółwika, a potem zaczynamy rozgrywkę.

Pierwszy set znowu kończy się fiaskiem, chociaż do ostatniego punktu trwała zaciekła walka. Sędzia zarządza krótką przerwę na uzupełnienie płynów. Słońce dziś mocno praży. Schodzę na bok, a po chwili dobiega do mnie zziajany Asher.

-Zdążyłem? – pyta. Chyba nigdy nie widziałam go tak zdyszanego.

- Przegraliśmy pierwszy set. – mówię pod nosem. Kątem oka widzę, jak tata dyskretnie się odsuwa dając nam przestrzeń. Asher zbliża się do mnie i  cicho zaczyna udzielać mi fachowych porad.

- Widzisz tego po lewej? – pyta-  Źle sobie radzi z bliskimi odbiciami. Musisz celować w jego stronę używając trochę mnie siły. – mruga do mnie, gdy otwieram buzię zaskoczona.

-Skąd wiesz?

-Być może w tamtym roku mocno ich ograliśmy dzięki temu. – przyznaje lekko się pesząc.

Parskam i klepię go w ramię.

- Jak Wam poszło? – zagajam choć znam już odpowiedź.

- Wygrana. – szczerzy się – Kolejny mecz gramy za pół godziny, więc miałem czas wpaść i Ci dopingować.

- Nie wiem, czy dam radę. – przyznaję – Wiem, że tacie nie zależy, ale chciałam, żeby poczuł dumę.

- Spójrz na niego, on już czuje dumę i nic tego nie zmieni. – pociesza mnie – A teraz ze swoim wspaniałym trenerem u boku na pewno wygrasz. – wypina dumnie pierś.

Przewracam oczami na te słowa, ale nie potrafię powstrzymać uśmiechu cisnącego mi się na usta.

- 2 minuty! – krzyczy sędzia.

- Asher, jest jeszcze jedna sprawa. – zaczynam szybko z nadzieją, że zaczęcie drugiego setu wyciągnie mnie z tej niezręcznej sytuacji. – Chyba, gdy Cię rano zobaczyłam z Arią, pomyślałam, że to ktoś Ci bliski, w sensie…

Asher wybucha śmiechem. Dosłownie śmieje się tak głośno, że wszyscy nagle na nas patrzą.

- Przepraszam. – mówi wycierając łzy z kącików oczu – Teraz rozumiem, dlaczego tak szybko uciekłaś, gdy się zjawiła i o co miałaś na myśli,  gdy rozmawialiśmy. Myślałaś, że sobie kogoś znalazłem? – patrzy na mnie i zaciska usta, których kącik, co chwila unosi się w górę.

- Może to za dużo powiedziane, ale.. – okręcam sobie włosy na palcu i unikam jego wzroku. Czuję się po prostu zażenowana. Nagle jego ramiona oplatają mnie i zamyka mnie w ciasnym uścisku. Moje serce radośnie podskakuje, gdy zaczyna nas okręcać.

-Nie rób tego więcej. – mówi poważnie – Po tym wszystkim chyba nie potrafiłbym być twoim kumplem. – przyznaje.

- W taki razie, kim od teraz dla siebie jesteśmy? – patrzę z nadzieją w jego oczy.

- Scarlet Harris, czy uczynisz mnie najszczęśliwszym człowiekiem, jaki stąpa po tym korcie i zostaniesz moją dziewczyną? - patrzy z uwagą, a błysk rozbawienia pojawia się w jego oczach, gdy rozciągam usta w szerokim uśmiechu.

- Tak, Asherze Garcia– szepczę i przyciągam go do pocałunku. Wyrażam poprzez niego wszystko, co czuję. Być może nie oderwałabym się od niego jeszcze przez długie minuty, ale w uszach piszczy mi gwizdek, a świadomość otaczających nas ludzi nagle wraca.

- Zapraszam na pole! – krzyczy do megafonu sędzia.

Wszyscy są już na miejscach i gapią się na nas. Na policzki wpełza mi buraczkowy rumieniec. Zaciskam usta, gdy widzę jak Asher głupio się szczerzy.

-Nic nie mów. – grożę mu palcem i odwracam się na pięcie.

- Czekoladko – woła jeszcze – Kocham cię. – dodaje już ciszej, aby dotarło to tylko do moich uszu. Zagryzam policzek, gdy nie mogę powstrzymać się przed uśmiechem. Mimo wszystko decyduję się szybko odwrócić do niego i złożyć całusa prosto w jego usta.

-Kocham Cię. – szepczę i pędzę na kort.

Może zrobiliśmy małą scenę, ale w tej chwili nie ma to znaczenia. Tata patrzy na nas ze wzruszeniem. Powinnam czuć się zażenowana, ale nie mogę nic poradzić na to, że jestem po prostu szczęśliwa. W tym momencie wszystko jest idealne.
                                                ________________


Patrzę na podium, na którym stoi Asher ze swoją siostrą i ojcem. Pierwsze miejsce. Rodzina Garcia cały czas w szczytowej formie. Mimo, że wygraliśmy drugi mecz, gdyż rady Ashera okazały się cenne, nie udało nam się uplasować nawet w pierwszej dziesiątce. Rywalizacja była zacięta. Tata jednak nie wyglądał na zawiedzionego. Chodził dumny, jakbyśmy co najmniej dostali Nobla. Uściskał mnie mocno i wytarmosił, a w przerwie na liczenie punktów poszedł na ploteczki do Richarda. To może być przyczyna wysyłania przez niego dziwnych uśmiechów w moją stronę. Wiadomości szybko się rozchodzą.

-Plotkara. – mówię tacie, gdy robi zdjęcie laureatom. Puszcza mi oczko zadowolony z siebie. – Kto wygrał? – unoszę brew, bo jestem pewna, że z samego rana się założyli.

- Ja! – unosi się, a ja wyciągam rękę, aby zbić żółwika.

-Harrisonowie górą! – mówię i razem wpadamy w śmiech.

W tym czasie udało mi się też wreszcie porozmawiać z Arią, która okazała się naprawdę sympatyczna. Zareagowała podobnie, jak Asher, gdy dowiedziała się, że pomyślałam, że łączy ich coś więcej.

Asher właśnie idzie w moją stronę z pucharem, a ja nie mogę zrobić nic innego niż wyjść mu naprzeciw i rzucić się na szyję. Tak, teraz naprawdę jestem szczęśliwa.

(Nie)Spełnione marzeniaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz