Rozdział 1 - Bogata, rozpuszczona dziewucha

281 10 9
                                    


Praktycznie jak co rano od kilku lat, dokładniej od tylu, od ilu chodzę do szkoły, pierwsze co usłyszałam to ten niezmiernie irytujący dźwięk budzika.

Nawet nie zliczę, ile razy sobie już obiecywałam, że jak tylko wrócę ze szkoły, to go zmienię i choć odrobinę mniej się będę irytować z samego rana. Nie oszukiwałam się, że ustawienie na budzik dźwięku swojej ulubionej piosenki sprawi, że od tego momentu będę kochała pobudki.

Nienawidziłam ich i nawet najukochańszy wykonawca nie może tego zmienić.

Warknęłam pod nosem poirytowana. Już nie mogłam znieść tego brzęczenia. Miałam wrażenie, że wchodzi do mojej głowy i rozrywa ją od środka.

Moja irytacja dodała mi siły, aby bezwładną ręką machnąć w kierunku wkurzającego dźwięku.

Miałam w tym już taką wprawę, że potrafiłam uciszyć to cholerstwo bez otwierania oczu.

I tak stało się tym razem.

Ledwo to poczułam, bo na ręce, którą się zamachnęłam, musiałam wcześniej spać. Nie zmienia to faktu, że najpierw usłyszałam trzask, a potem durne brzdęki ucichły.

Westchnęłam błogo, po czym znowu bąknęłam z irytacją.

To, że ta przeklęta maszyna dzwoniąca ucichła, nie oznaczało, iż mogę się uśmiechnąć, odwrócić na drugi bok i pójść spać dalej.

Niestety. W tym domu był jeszcze jeden, bardziej irytujący budzik. Tego już nie dało się uciszyć jednym machnięciem ręki.

O tak, gdzieś tam chodził sobie spokojnie strażnik tego, abym wstała i na pewno poszła do szkoły.

Gdy tylko moja matka usłyszy, że się nie zaczynam zbierać po zadzwonieniu budzika, nie omieszka tu zajrzeć i pogonić do wstania.

A potrafi być przy tym zaskakująco przekonująca i - ku mojemu nieszczęściu - kreatywna.

Dlatego, dla świętego spokoju, po prostu musiałam wstać.

Otworzyłam w końcu oczy, nie bawiąc się w półśrodki. Szybko jednak je zamknęłam, gdy na moje usta wkradło się ziewnięcie.

Podniosłam się do siadu, najpierw zakrywając usta dłonią, jak damie przystoi. Po czym rozciągnęłam się z cichym jęknięciem. Poczułam, jakby moje kości wskakiwały na odpowiednie miejsca.

Usłyszałam kroki na korytarzu pod drzwiami mojego pokoju. Nie musiałam się długo zastanawiać, aby wiedzieć, do kogo należą.

Diamentowa klamka się przekręciła, a drzwi z cichym skrzypnięciem otworzyły na oścież.

Spojrzałam na elegancko ubraną kobietę. Brązowe loki spływały kaskadami na jej ramiona, a jasna opaska lekko odznaczała się nad jej czołem, przy okazji podkreślając szarość jej oczu.

Idealnie biała koszula wciśnięta była w czarną, opinającą uda spódnicę. Na nogach miała oliwkowe rajstopy. Wszystko krzyczało, że to poważna kobieta. Najprawdziwsza bizneswoman.

Przynajmniej dopóki nie spojrzało się na jej stopy, na których dumnie dzierżyła różowo-niebieskie kapcie króliczki.

Spojrzałam na nią, unosząc jedną brew do góry, jednak ona postanowiła to zignorować.

Na jej twarz wkradł się za to uśmiech.

-Widzę, że wstałaś bez mojej pomocy. - Oparła się o białą framugę, jednocześnie zakładając ręce pod piersi.

Oh, to sprawiało tylko, że wyglądały na większe. Miałam nadzieję, że w przyszłości moje też będą tak duże. W końcu mam jej geny.

Oderwałam się szybko od tych przemyśleń i przeniosłam wzrok na jej twarz i uśmiechnęłam się sztucznie słodko.

Akademia Magii. Start of PowerOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz