Księga IV

333 21 2
                                    

(Andrella)

Z uwagą przypatrywała się własnym nadgarstkom. Skóra wokół złotych bransolet nabierała kolorów i, o dziwo, nie były to barwy, które świadczyłyby o martwicy kończyn. Z każdym dniem oliwkowy odcień wracał do normalnego wyglądu, choć wciąż był nieco bledszy niż kiedyś. Na pierwszy rzut oka wydawało się, że wracała do zdrowia. Jednak kiedy zapadał mrok, ból rozdzierał cały organizm Andrelli na maleńkie kawałeczki, sprawiając, że najmniejszy ruch równał się z niewyobrażalnym cierpieniem. Mimo że ciało nareszcie zaczęło się leczyć, umysł wciąż pozostawał głęboko zraniony. Nie wiedziała, czy jeszcze kiedyś wróci do stanu przed napadem na Lazarię. Niczego nie pragnęła tak bardzo, jak właśnie tego, ale walka przestała mieć dla niej jakikolwiek sens.

— Twoja służąca zrobiła się strasznie cicha — zauważyła głośno Mizette. — Może jest chora?

Upadła księżniczka wzdrygnęła się, po czym spojrzała przybitym wzrokiem na siedzące na sofie kobiety. Spotykały się niemal codziennie na herbatce i plotkowały o takich bzdurach, że Andrelli za każdym razem robiło się niedobrze. Nie rozumiała, jakim cudem uważały takie pogaduszki za choćby cień prawdziwej rozrywki. Kiedy tor rozmowy przechodził na ględzenie o sukniach, dziwacznych potrawach, a nawet na potencjalnych kandydatach na ich mężów, automatycznie wyłączała umysł i w milczeniu stała pod ścianą. Jej myśli podążały wtedy w nieznanych kierunkach, ale miała przynajmniej czas na przemyślenie wszystkich swych złych uczynków. W nieskończoność mogła odtwarzać śmierć ojca, a także ludzi, z którymi się wychowywała. W swoim życiu odnalazła tysiące sytuacji, w których zmieniłaby własny los. Miała sobie tak dużo do zarzucenia, że powoli traciła rachubę w liczeniu takich chwil. Dzięki temu jednak nauczyła się opanowywać emocje. Nie płakała już. Beznamiętna mina na dobre zagościła na jej niegdyś roześmianej twarzy. Ignorancja i zimna obojętność stały się nowym sposobem na życie w Przeklętym Cesarstwie. Aczkolwiek istniały momenty, gdy księżne przypadkiem podawały dosyć istotne informacje, ale je również lekceważyła. Stracenie woli walki miało swoje plusy i minusy. Przestała przejmować się błahostkami i po prostu próbowała przeżyć z poczuciem winy. Nic więcej.

— Chyba ciągle jest w żałobie — odparła Lizette.

— Ach, no tak — westchnęła. — Zapomniałam, że zabiła wszystkich swoich poddanych.

— Dzikusy już tak mają. Walczą i zabijają się nawzajem... — Siostra Vadima upiła łyka wciąż gorącej herbatki ziołowej, po czym dodała po krótkim namyśle: — Jak zwierzęta.

Andrella przywykła, że rozmawiano o niej, jakby zupełnie nie była przy tym obecna. Traktowano ją jak ducha, a ona nie zabiegała o ich uwagę. Chciała być niewidoczna, zapaść się pod ziemię, by nikt nie mógł jej dłużej męczyć.

— Szkoda, że Melias nie zrobił z tego przedstawienia — Mizette odezwała się, a jej protekcjonalny ton sprawił, że księżniczka spięła się i z trudem powstrzymywała buzujący w żyłach gniew. — Wyobraź sobie nagłówki gazet: „Mrożąca krew w żyłach historia! Bezduszna księżniczka zamordowała swoich bezbronnych poddanych, a teraz wyleguje się w carskim zamku!"

Wbiła nienawistne spojrzenie w kobiety. Nie rozumiała, dlaczego rozmawiały o czymś, czego nie rozumiały. Nie zaprzeczała, że zabiła ludzi, na których jej zależało, ale nie była jedyną odpowiedzialną za to osobą. Gdyby nie manipulacje cara, nigdy coś tak okropnego nie miałoby miejsca. Nie zostałaby morderczynią niewinnych... Jednak właśnie nią była, a szansę na odkupienie win utraciła w chwili, gdy sięgnęła wtedy po broń. Stało się i nie cofnie już czasu. Zagryzła wargę, a następnie zacisnęła pięści za plecami. Jak śmiały mówić o jej cierpieniu w ten sposób? Żartowały sobie ze śmierci. Kpiły z potworności, które Melias sprowadził na Andrellę. I to ją nazywały bezduszną? Miała ochotę udusić je gołymi rękami, byle tylko przestały opowiadać takie bzdury.

W Ruinach Mroku | Tom 2Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz