Księga XI

147 10 0
                                    

(Andrella)

— Macie mnie natychmiast odstawić do zamku! — wrzask Lizette poniósł się echem po lesie. — To rozkaz!

Andrella z trudem powstrzymała się przed wypowiedzeniem cisnących się na usta słów. Z kpiną przyglądała się poczynaniom księżnej, która z każdą kolejną godziną stawała się coraz bardziej nieznośna. Zaczynała nawet podziwiać mężczyzn, że jeszcze jej nie zabili, choć gdyby to od niej zależało, już dawno poderżnęłaby jej gardło. Zastanawiała się, ile jeszcze wytrzymają. Podróżowali polnymi drogami ledwie dzień, a kobieta zdążyła już ze sto razy na zmianę wyzywać i przepraszać porywaczy. Do księżniczki zaś nie odezwała się ani słowem.

— Mamy jeszcze to cuś w strzykawce? — zagadnął Zedek do swojego kompana.

— Nie.

— To może ją ogłuszymy? Raz walniemy i będzie z babą spokój.

W głuszy rozbrzmiał niemal szaleńczy chichot lazarianki. Mimo że próbowała jakkolwiek przejąć się zaistniałą sytuacją, nie potrafiła zachować powagi. Została porwana z miejsca, gdzie przetrzymywali ją inni porywacze — samo to zdanie, gdy tylko o nim pomyślała, wywoływało niekontrolowany śmiech. Nadal odczuwała skutki podanego narkotyku, więc w takich warunkach trudno było zachować zdrowy rozsądek. Zupełnie nie myślała o skorzystaniu z okazji, by uciec, ani tym bardziej, by uwolnić Lizette. Ciekawość kompletnie przyćmiła instynkt przetrwania. Zresztą wątpiła, aby spotkało ją coś dużo gorszego od życia w pobliżu Meliasa.

— I z czego się tak śmiejesz? — księżna odezwała się poirytowanym tonem, którym wywołała kolejny napad rechotu. — Na świętość Chaosu, przydaj się w końcu do czegoś i nas z tego wyciągnij!

Upadła księżniczka otarła łzy z kącika oczu, po czym spojrzała na towarzyszkę. Niechętnie musiała przyznać, że wciąż pięknie wyglądała, choć ciężka podróż w końcu zdarła z niej obłudną maskę, którą przywdziała w zamku. Nie miała już idealnie ułożonych włosów, wyprasowanej sukni i multum biżuterii. Po raz pierwszy stała się podobna do Andrelli, ale jedynie z wizerunku. Nie mogła się doczekać, kiedy i ona straci wszystko, na czym jej zależało. Pragnęła zobaczyć jej upadek. Mimowolnie na usta byłej władczyni Lazarii wkradł się krzywy uśmiech.

— Nie — odparła poważnie.

— Chcesz tak po prostu dać się porwać?

— Tak.

Lazariance nie chciało się wdawać w zbędne dyskusje z arystokratką. Zresztą na nic nie miała ochoty. Pragnęła jedynie żyć w spokoju, bo choć znała swoje przeznaczenie, to wciąż żywiła nadzieję na nieco lepszy koniec. Może i ignorowanie wszystkiego nie było najlepszym wyborem, ale co innego mogła robić? Nie miała siły na walkę, a na pokojowe załatwienie spraw nie było już szans. Była już zbyt zmęczona, by podjąć jakiekolwiek inne działania.

Już się tak nad sobą nie użalaj... Usłyszała w głowie dobrze znany już głos. Chaos.

— Weź się zamknij — szepnęła, zanim zdążyła pomyśleć.

Zerknęła kątem oka na księżną, która wpatrywała się w nią z niedowierzaniem. Najpewniej, gdyby nie sznury przywiązujące jej ręce do drewnianego wozu, już dawno uderzyłaby upadłą księżniczkę. Co prawda siedziały na przeciwległych końcach, ale powóz był na tyle krótki, że stykały się ukrytymi pod kilkoma kocami stopami i przy odrobinie wysiłku mogły się kopnąć. Miała jednak nadzieję, że nic takiego się nie stanie. Porywacze byli zwykłymi wieśniakami, ale wcale nie oznaczało to niczego dobrego — wciąż byli garcianami. Poza tym mężczyźni bez trudu mogli porzucić je na środku pustkowia, a wizja pieszej wędrówki nie napawała optymizmem.

W Ruinach Mroku | Tom 2Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz