Księga VIII

301 17 3
                                    

(Andrella)

— Panowie chyba się zgubili, prawda? — Andrella odezwała się pewnym siebie tonem.

Starała nie skupiać uwagi na pewnych faktach — że była bezbronna, pod łóżkiem ukrywała się druga równie bezsilna kobieta, za którą tak jakby była odpowiedzialna i przede wszystkim, że nie wiedziała, czy w zamku znajdował się ktokolwiek, kto usłyszałby jej wołanie o pomoc. Poza tym nawet, jeśli krzyki zwróciłyby czyjąś uwagę, to wątpiła, by ktokolwiek ruszył jej na ratunek. Garcianie jej nienawidzili. Co innego, gdyby to Lizette krzyczała. Jednak wolała nie narażać księżnej na niebezpieczeństwo. Już i tak księżniczkę czekała kara za nieposłuszeństwo i nie potrzebowała kolejnych problemów.

— Zedek, paczaj kogo my tu mamy. — Zza futryny wychyliła się głowa drugiego mężczyzny, którego zrozumienie zajęło jej dłuższą chwilkę.

W Lazarii dbano o to, by rodzina królewska była obeznana we wszystkich jedenastu językach we Floselum lub chociaż potrafiła się dogadać na tak zwany chłopski rozum. Niestety Andrellę nauczono jedynie poprawnych sformułowań, jakie powinna znać przyszła królowa. Wiedziała, jak rozmawiać szlacheckim żargonem, a nie jak gawędzić z prostym ludem, którego przedstawicieli właśnie poznała. Akcent mieli dziwny, zupełnie niepodobny do mieszkańców zamku, więc domyśliła się, że przybyli z daleka.

— Przecie mówię idioto, że znalazłem nasze zlecenie — odwarknął stojący w progu mężczyzna.

Kiedy obaj się zrównali, dziewczyna zyskała w końcu szansę, aby dokładniej się im przyjrzeć. Pierwszy, którego zobaczyła, był krępy i niemal tak jak każdy garcianin posiadał włosy kruczego koloru. Jego kompan zaś był zaskakująco wysoki, ale za to strasznie chudy. Śmiało można było rzec, że stanowili swoje przeciwieństwa. Pomimo widocznego zmęczenia, zmarszczek i przeplatającej się z czarnymi kłakami siwizny wciąż wyglądali dobrze. Nawet z odległości kilku metrów potrafiła dostrzec na ich dłoniach pęcherze, a pod paznokciami brud. Praca na roli im sprzyjała, choć nigdy nie spodziewała się, że to właśnie wieśniacy włamią się do zamku cara. Obaj ubrani w stare szmaty, które, sądząc po kolorze i dziwnych plamach, najpewniej przez długi czas nie były prane. Poza tym roztaczany wokół gości zapach również nie zachwycał.

— Wskazać wam szuflady, gdzie trzymają wartościowe rzeczy?

Niestety jej łaskawa propozycja została całkowicie zignorowana. Mężczyźni przyglądali się jej z uwagą. Śledzili każdy jej ruch. Poczuła wstyd. W tej sytuacji wyglądała nie jak królowa czy nawet księżniczka, a jak zwykła ladacznica. Przez ciągłe szarpanie się z liniami czarna sukienka zdołała podwinąć się niemalże aż po same uda, odsłaniając przy tym całe nogi. Wystarczyło jedynie kilka centymetrów, by ich oczy ujrzały coś, czego nie powinny. Zarumieniła się. W większości strojach podarowanych Andrelli przez Meliasa bądź Lizette dekolt był zaskakująco głęboki, choć i tak wciąż był dużo mniejszy od wycięcia na plecach. Car naprawdę lubił widok odsłoniętych blizn na jej ciele. Biorąc to wszystko pod uwagę, dziewczyna była prawie naga. Od razu wiedziała, czego chcieli od niej nieznajomi. Poczuła się fatalnie z tą myślą.

— Co zleceniodawca z wami zrobi, kiedy dowie się, że tknęliście mnie bez mojej zgody? — zapytała w tej samej chwili, gdy Zedek zbliżył się do niej o krok. Tym razem obaj zareagowali nerwowym śmiechem. — Nie zapłaci? Pobije? Zabije? A może... wykastruje?

Na brudnych od pracy twarzach wymalowało się niezrozumienie. Zmarszczywszy czoła, spojrzeli po sobie, a następnie wzruszyli ramionami. Zupełnie nie przejęli się słowami lazarianki. Być może nie obchodziło ich zlecenie, a może nie wiedzieli, co oznaczała kastracja. Wyglądali jednak na takich, co bardzo potrzebowali pieniędzy, więc prawdopodobnie chodziło o drugą opcję. Zbliżyli się do bezbronnej niewiasty, która mierzyła ich nienawistnym wzrokiem.

W Ruinach Mroku | Tom 2Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz