Rozdział 5. Zagadka

265 24 2
                                    

Bucky

- Okej, okej. Czyli przeniosłam się jakimś sposobem w czasie, a ty dostałeś.. serum, tak? - odpowiedziałem jej na to pytanie kiwnięciem głowy. - Dostałeś serum dzięki któremu nadal żyjesz i.. masz protezę? To przez wypadek, w którym straciłeś rękę. 

- W wielkim skrócie tak, zgadza się. - przyznałem. - A teraz musimy znaleźć sposób żebyś wróciła do swoich czasów i jednocześnie się dowiedzieć czemu w ogóle się tutaj znalazłaś.

- Wiem, że dobrze nam idzie ale zaczyna się ściemniać. Proponuję żebyś wrócił do domu, Buck, a ja naszykuję tutaj Gimlet pokój aby mogła odpocząć. - wtrącił Sam.

- Czemu nie mogę zatrzymać się u niego? - wskazała na mnie dłonią. - Jego znam, ciebie nie.

Rany..

- Lepiej żeby nikt na razie o tym nie wiedział, jeśli rząd znowu się przyczepi; nie będzie zbyt ciekawie. - powiedziałem szybko i udałem się w stronę wyjścia. - Nikt, Sam. Widzimy się tutaj jutro z samego rana. - dodałem i opuściłem mieszkanie.

Czy można to nazwać ucieczką? Owszem. Ale nie wiedziałem co innego zrobić. Kobieta, która tam siedziała pochodzi z czasów swojej wielkiej miłości do mnie, a ja.. Ja żyję swoim życiem, dla mnie to bardzo odległa przeszłość. Nic nie ważna. Jakkolwiek źle to brzmi.

Wtedy to też nie było nic specjalnego. Żyłem wojskiem i nie chciałem dodatkowego balastu w postaci uczuć. Tylko niepotrzebnie zrobiłem jej nadzieję odpowiadając na jej wyznanie tym samym. Ale kto mógł się spodziewać, że karma wróci do mnie po takim czasie i to w takiej postaci.

Wróciłem do mieszkania już po zmroku. Byłem tak zamyślony, że nawet nie zauważyłem Suzie stojącej przede mną.

- Wybacz, mówiłaś coś? - zapytałem wracając do rzeczywistości.

- Mówiłam, że najwidoczniej miałeś ciężki dzień. Nie dość, że późno wróciłeś, nie odpisywałeś na wiadomości, to jeszcze nie kontaktujesz. - trafnie zauważyła. - Dużo pracy?

- Oh, tak. - westchnąłem. Nienawidzę kłamać. - Nieoczekiwane zwroty akcji, niestety.

- Czyli standard w życiu superbohatera. - zaśmiała się. - Chodź, odgrzeje ci kurczaka.

- Dziękuję, jesteś niesamowita. - przyznałem. - I przepraszam, naprawdę miałem dziwny dzień.

- Spokojnie, przecież nie mam żadnego problemu. Wiem jak to jest.

Chyba jednak nie.

Suzie odgrzała kolację, którą razem zjedliśmy chwilę później. Posiedzieliśmy jeszcze kilka minut po czym poszliśmy spać. Ten dzień był bardzo ciężki dla nas obojga. Martin zasnęła w chwilę natomiast ja analizowałem, myślałem, zastanawiałem się.. Próbowałem znaleźć logiczne wyjście z tej sytuacji ale jego jak na złość nie było.

Nie spałem tej nocy ani minuty. Około godziny 6 nad ranem zebrałem się do sklepu po jakieś artykuły spożywcze, a następnie pojechałem do Sama. Czy chciałem tam jechać? Ani trochę. Ale chciałem rozwiązać ten problem jak najszybciej.

Zapukałem w ciemne drzwi, które po krótkim czasie otworzył mi Wilson. Ewidentnie go obudziłem, a wywnioskowałem to z jego zaspanego wyrazu twarzy i dołu z piżamy z małymi misiami. Uroczo.

- Chciałem jeszcze pospać. - jęknął gdy bez słowa wszedłem do mieszkania i rozgościłem się w kuchni.

- Nie ma czasu na sen. - stwierdziłem wykładając jedzenie na blat. - Musimy zająć się sprawą.

- Jesteś w gorącej wodzie kąpany.

- Bo chcę szybko znaleźć wyjście z sytuacji?

- Nie. Ty chcesz szybko pozbyć się problemu. - ostatnie słowo wypowiedział szeptem. - Ja to rozumiem ale pewnych rzeczy nie przeskoczysz w chwilę.

- Co ty możesz wiedzieć..

- Oh, Bucky, wróciłeś. - naszą rozmowę przerwało pojawienie się Gimlet. Z rozczochranymi włosami weszła do kuchni i stanęła bardzo blisko mnie. Za blisko.

- Ta, jak widać. - odsunąłem się i stanąłem po drugiej stronie pomieszczenia. - Zjemy śniadanie i pojedziemy do siedziby.

- Po co?

- Sam, sami tego nie rozwiążemy. - wzruszyłem ramionami.

- Faktycznie chcesz to szybko załatwić skoro już na starcie chcesz prosić o pomoc Tarczę. Mimo, że wczoraj mówiłeś coś innego. - założył ręce na klatce piersiowej.

- Jak można prosić o pomoc tarczę? To bez sensu. - zmarszczyła brwi Gimlet. Totalnie nie ogarniała o co chodzi i to nawet nie było dziwne.

- T.A.R.C.Z.A, taka organizacja do walki ze złem, najeźdźcami z kosmosu albo..

- Najeźdźcami z kosmosu?!

Zapowiada się świetny dzień.

❆❆❆

Suzanne

Szybkim krokiem zmierzałam do biura, w którym za parę minut miałam umówione spotkanie z klientem. Ważnym klientem; a ja akurat dziś musiałam zaspać. Nie jakoś bardzo bo raptem dwadzieścia minut ale jednak.

Nawet nie słyszałam jak Bucky wychodził. To już naprawdę nazywa się przemęczenie.

Wparowałam do budynku gdzie na starcie zostałam poinformowana, że mój klient utknął w korku i spóźni się jakiś kwadrans.

Ależ mam szczęście.

Wjechałam o wiele spokojniejsza na odpowiednie piętro i weszłam do swojego biura. Zajęłam miejsce w fotelu i zaczęłam przeglądać maila. Oprócz reklam, których bezskutecznie próbuję się pozbyć, nie znalazłam nic ciekawego. Wzięłam jeszcze do ręki telefon aby przejrzeć pinteresta ale zauważyłam na ekranie powiadomienie o nieprzeczytanej wiadomości od.. Bruce'a.

Bruce: Dzień dobry, Suzanne. Muszę cię przeprosić ale musimy chwilowo zawiesić nasze treningi. Natłok obowiązków, sama pewnie rozumiesz. Będziemy w kontakcie.

Zmarszczyłam brwi. Od kiedy rezygnuję się z "cudownego nabytku" - tak, tak mnie określono - przez natłok obowiązków? Jeszcze niedawno sami mówili, że nie możemy odpuścić żadnego treningu, badania etc. Dziwne. Ale mówi się trudno, więcej czasu dla mnie.

Ja: Hej kochanie! Mam dziś wolne po południe, skoczymy na jakiś obiad?

W momencie wysłania wiadomości do pomieszczenia wszedł jak mniemam mój klient.

- Najmocniej przepraszam panno Martin ale dziś wyjątkowo każdy kierował się w tą stronę miasta. - powiedział zawieszając swoją kurtkę na wieszak.

- Doskonale rozumiem, nic się nie stało. Proszę zająć miejsce i przejdziemy do konkretów ale na początek, może kawy?

- Oh, przemiła pani na dole już mnie o to zapytała, chyba powinna zaraz przyjść. - usiadł na fotelu naprzeciw mnie i wyjął z torby pełno papierów. - Wiem, że to utrudni pracę ale moja żona stworzyła kiedyś plany swoich wymarzonych pokoi, a ja chciałbym to jakoś połączyć.

- Pomysły przełożone na papier przeważnie ułatwiały pracę ale spójrzmy..

I w ten sposób minął mi cały poranek. Nie narzekałam bo facet był bardzo konkretny i zdecydowany, a to oznaczało przyjemną współpracę. Wyszedł chwilę przed czternastą, a to faktycznie oznaczało wolne popołudnie.

Ale coś czułam, że zbyt dobrze mi dzisiaj szło bo moje plany poszły się walić gdy przeczytałam wiadomość od Buckiego.

Bucky: Mam urwanie głowy, słońce :( Będę dopiero wieczorem, przepraszam.

No cóż, nie można mieć wszystkiego, nie?

----

Enjoy!

V.

Destroy Me || Bucky Barnes [2]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz