Rozdział 4. Gimlet

281 21 0
                                    

Bucky

Relacja z Gimlet była.. hm.. No właśnie.

Była.

Po prostu była.

Poznałem ją chwilę przed zaciągnięciem się do wojska. Przed rozpoczęciem nowej codzienności chciałem się trochę rozerwać. Nie, nie w tym sensie. Najzwyczajniej w świecie chciałem być przez chwilę tylko Buckim dlatego udałem się na turniej szachowy. I tam poznałem Gimlet.

Na początku ta relacja była pasywna ale z czasem zaczęliśmy się co raz lepiej dogadywać. Ten czas jednak okazał się zbyt krótki bo wyznaliśmy sobie uczucie w mój ostatni wolny wieczór. Więcej się nie zobaczyliśmy. Co prawda dostawałem od niej listy ale na żaden nie odpisałem. Jeśli coś nie miało szans bytu to po co to ciągnąć? I tak niedługo później mnie porwali, poeksperymentowali i no.. zostałem Zimowym Żołnierzem na następne lata.

A teraz, gdy ona stała przede mną czułem się jakbym miał przejść rozeznanie z grzechami.

- James. - tym razem zwróciła się do mnie po imieniu. - O co tu chodzi?

Miała na sobie spodnie i za duży czerwony sweter. W tym wydaniu poznałem ją właśnie ponad osiemdziesiąt lat temu. Jest dziwnie w chuj. Dziwnie bo wygląda identycznie jak tamtego dnia.

- Sam.. - zacząłem z delikatną chrypą w głosie, która zdradziła zapewne moje zestresowanie sytuacją. - To jest Gimlet.

- Jakaś stara znajoma mam rozumieć? - podał jej dłoń na co ona zmarszczyła brwi ale odwzajemniła gest.

- Tak, stara znajoma to dobre określenie bo znamy się z lat czterdziestych. - powiedziałem. Wilson otworzył szeroko oczy i próbował coś powiedzieć ale jedynie gestykulował pokazując raz na mnie, a raz na nią.

- Nie czuję się komfortowo ciągle pytając o co tu chodzi.. - westchnęła patrząc mi prosto w oczy.

- Też chciałbym zrozumieć co tutaj robisz. - przyznałem. - Jakim cudem jeszcze żyjesz i.. I w ogóle się nie zestarzałaś?

- Dlaczego miałabym nie żyć? Zestarzeć? O czym ty mówisz?

- No jak na 2024 rok wyglądasz bardzo młodo. - wypalił nagle Sam przez co oberwał mocno w ramię. - Ała! Za co?

- 2024?! Co?! - krzyknęła po czym opadła nieprzytomna na chodnik.

- I ty prowadziłeś terapię.. - rzuciłem zdenerwowany i doskoczyłem do kobiety żeby ją podnieść. - Masz w pobliżu samochód? Musimy ją zabrać w mniej szokujące miejsce. Może twoje mieszkanie?

- Mam auto po drugiej stronie ale przecież do ciebie jest bliżej.. Ahaa, okej. Suzie i ona, mhmm. - gadał do siebie jakieś głupoty ale nie bardzo chciało mi się tego słuchać. Udaliśmy się szybko do pojazdu zanim zaczęłyby się pytania ludzi wokół. Chociaż nie wiem czy jakiekolwiek by były patrząc na obecną znieczulicę. Mogłaby leżeć na środku chodnika przez parę godzin, a i tak nikt by nie podszedł.

Ułożyłem ją na tylnych siedzeniach, a sam zająłem miejsce pasażera. Wilson odpalił samochód i włączył się do ruchu kierując się pod swój adres zamieszkania. Nie obyło się również bez pytań i nawet mnie to nie dziwi. Ja też miałem ich dużo, ale odpowiedzi musiałem dopiero znaleźć.

Destroy Me || Bucky Barnes [2]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz