Rozdział 14. Prawda

215 25 2
                                    

Suzanne

- Mówiłem żeby nie wracać po twoje auto! - zawołał zdenerwowany Bucky dociskając gazu. Sam wpadł na super pomysł aby wrócić do motelu po swój samochód. Oczywiście byliśmy temu przeciwni ale uparł się, niestety. I tak oto wpadliśmy na grupę ludzi, którzy rzucili się w naszym kierunku. Ciężko było mi określić kim oni byli ale wyglądali na połączenie wojskowych i agentów.

- Skąd miałem wiedzieć?! - uniósł się Sam. Jechaliśmy krętymi ulicami próbując ich zgubić ale na marne. Tym razem byli bardziej przygotowani. - Dlaczego nie mam stąd dojścia do bagażnika?!

- Bo mój samochód nie jest przystosowany do takich sytuacji. - powiedziałam spokojnie. Nie wiem skąd była we mnie taka autokontrola emocji.

- A powinien. - odparł mi wzburzony Wilson. - Jak ja mam teraz wziąć strój?

- Trzeba było go wziąć ze sobą tutaj, jest dość miejsca! - rzuciła mu lekko zdenerwowana Gimlet. - A ty tylko potrafisz narzekać.

- Oh, proszę wybaczyć, że zaburzyłem jaśnie pani uciekanie.

- Skąd tyle głupoty w jednym człowieku?

- Też zadaję sobie czasem to pytanie. - dodał Bucky. - Gdzie w ogóle mam się kierować? Pod Tarczę?

- To chyba jedyne logiczne wyjście. - przyznałam. - Powinni chyba nam pomóc.

- Jak uważacie. - rzucił Wilson i posłał mi krótkie spojrzenie, które wyłapałam w bocznym lusterku. Wiem na co się pisałam ale w tej sytuacji nie mieliśmy innej możliwości, a ja miałam po prostu skrytą nadzieję, że moja tajemnica nie ujrzy światła dziennego.

- To nie czas na kłó.. - zaczął Bucky ale przerwało mu nagłe uderzenie w nasz pojazd. Zderzenie było na tyle mocne, że przewróciło nasze auto do przodu, czego efektem było wylądowanie do góry nogami gdyż dach właśnie połączył się z ulicą. Nie wiem ile czasu minęło ale potrząsnęłam głową gdy tylko doszłam do siebie. Trzymając dłoń nad sobą odpięłam pas i asekurując głowę spadłam na plecy. Namacalnie odszukałam klamkę od drzwi i z całej siły pchnęłam powodując ich wyważenie. 

Wyczołgałam się z pojazdu i od razu spojrzałam do jego wnętrza. Chłopakom nic nie było; Sam walczył z pasem, a Bucky zmierzał już do opuszczenia samochodu. Jedynie martwił mnie brak Gimlet i naprawdę nie mam pojęcia jak to się stało, ale jej pas wisiał w dwóch częściach, a jej po prostu nie było. Unoszący się wokół pył uniemożliwiał mi rozeznanie się w sytuacji. 

Ułożyłam rękę nad głową i zmrużyłam oczy mając nadzieję, że uda mi się ją jednak zlokalizować. Poza tłumem ciekawskich ludzi i wojskowymi agentami, którzy nas śledzili i doprowadzili do takiego stanu rzeczy, nikogo więcej nie zauważyłam. Po krótkiej chwili w końcu ją zobaczyłam. Leżała na jezdni z wygiętą nogą, która najprawdopodobniej była złamana, a w jej kierunku zaczął zmierzać jeden z agentów wymierzając dodatkowo do niej z broni. 

Nie wiem co właśnie się stało, to chyba był po prostu impuls. Zwykły zwyczajny impuls. Ale zmienił wszystko; bowiem w sekundę wzięłam drzwi, które wyważyłam i znalazłam się przed blondynką osłaniając ją sobą i wcześniej wspomnianą częścią pojazdu. 

Padły trzy strzały. Trzy kule wbiły się w drzwi tworząc w nich głębokie wgniecenia. Cisza po tym trwała wieczność. Pierw spojrzałam na Gimlet, której wzrok w moim kierunku był.. oceniający? Chyba to dobre słowo. Patrzyła na mnie jakbym właśnie coś jej udowodniła. 

Agent, który do nas mierzył zrobił krok do przodu ale zaraz zniknął nam z pola widzenia przez auto, które w niego wjechało. Ze środka wyszedł nie kto inny jak sam Nick Fury w towarzystwie Bruce'a Bannera. Rozejrzał się wokół i skinął głową; jak się okazało, wykonał ten gest do swoich ludzi, którym długo nie zajęło rozprawienie się z wrogiem. Niedługo później na ziemi wylądował Sam. Nie mam pojęcia kiedy zdążył ubrać strój i działać. Za bardzo byłam skupiona na blondynce za mną. Kolejną sprawą i najważniejszą był fakt, że kawałek dalej stał Bucky, który właśnie dobijał ostatniego gościa i skierował wzrok na mnie. Nie wiem co w nim zobaczyłam; może ból? Albo strach? Zawiedzenie? Ciężko określić. Wiedziałam tylko tyle, że właśnie moja tajemnica ujrzała światło dzienne i nie było już odwrotu. 

- Doktorze, zabierz ranną do ambulatorium, a reszta niech posprząta ten bałagan. - zarządził Fury. - Martin, Barnes i Wilson do samochodu. 

- Dzięki za ratunek, szefie. - odparł Sam doskakując do dyrektora tym samym zostawiając mnie i Bucky'ego z tyłu. 

- Chcesz mi to wyjaśnić, Suzanne? - szepnął cicho ale stanowczo Barnes. Jego głos sprawiał wrażenie pełnego złości. Może i nawet nie sprawiał tylko taki po prostu był. Zły i bolący. 

- Ja.. - zaczęłam ale nie wiedziałam co mogłabym mu powiedzieć. Jak mogłabym to wyjaśnić jeśli żadne z moich słów nie sprawi, że powie, że to rozumie? 

- Suzanne. - ponaglił, a wypowiadane przez niego pełne moje imię rozdzierało moje serce.

- Panna Martin została objęta programem ochronnym. Nikt, ale to nikt nie mógł się dowiedzieć co się stało. Każda próba wyjawienia prawdy przez pannę Martin bądź pana Wilsona zostałaby potraktowana bez żadnych ulg, zostaliby odesłani tam gdzie żadna jednostka nie miałaby prawa nawet wiedzieć kim oni są. - wtrącił się Nick Fury stając naprzeciwko nas. Skąd wiedział, że Sam wie? - Dlatego proszę panie Barnes aby wytrzymał pan do naszej wizyty w siedzibie gdzie ściany mają o wiele mniejsze uszy niż tu. - dodał na koniec i nie czekając na nas wsiadł do samochodu. 

Ależ się porobiło..

----

Enjoy!

V.





Destroy Me || Bucky Barnes [2]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz