Impreza

27 2 0
                                        

Chodzę po sali, sprawdzam wystrój, jedzenie, balony i w ogóle czy wszystko jest dopięte na ostatni guzik. Jestem zadowolona bo sala wygląda obłędnie. Sama lubię takie połączenia kolorów. Granat, czerń, srebro...balony stojące i zwisające, girlandy granatowych i srebrnych balonów i wieńców pod sufitem, czarny dywan, obrusy, srebrne dekoracje na stole. Otrzepuję ręce i kieruję się na zewnątrz. Do imprezy zostało 45 minut. W wejściu spotykam się z Panią Carter.

-Oh Samantho. Sala wygląda obłędnie! Jestem pod ogromnym wrażeniem przeszłaś samą siebie. Twoje ręce działają cuda!

Moje ego jest mile połechcone. Czuję się dumna z tego wystroju i w ogóle z pracy którą w to włożyłam. Uśmiecham się serdecznie.

-Bardzo się cieszę Pani Carter, że się podoba. Sprawia mi ogromną przyjemność widok zachwyconych klientów. Kocham swoją pracę i staram się żeby było to widoczne.

Żegnam się z nią i kieruję się do auta. Tuż przy aucie słyszę dzwoniący telefon więc wygrzebuję go z torebki i widzę że dzwoni moja znajoma, Lizy. Marszczę brwi.

-Lizy? Coś się stało?

-Sam, ja cię strasznie przepraszam, nie dam rady dziś wystąpić. Totalnie mnie rozłożyło. Gardło mam tak zawalone że mam wrażenie jakbym szkło połykała. - słyszę jej chrapliwy głos, jak nie jej.

-Lizy, rany nic się nie dzieje. Nie ogarnę już nikogo, ale ważne żebyś Ty wyzdrowiała. Trzymaj się ciepło, zdrowiej.

-Dzieki Sam, i przepraszam. Zaśpiewaj Ty. Też masz nieziemski głos.

Rozłączam się, wciskam telefon do torebki i intensywnie myślę. Osz... Ten... Poczochrany wiewiór! Wyrzucam ręce do góry! Tupię nogą i sapię przez nos. Miało być idealnie. A teraz nie będzie piosenki. Przecieram dłońmi twarz, wypuszczam powietrze i zagryzam wargę. W sumie strój elfki tu jest. Nie śpiewam jak jakieś gwiazdy pop ale też nie fałszuje, kiedyś mnie Lizy nagrała i wyszło całkiem znośnie.
Wracam na sale i podchodzę do DJ'.

-Słuchaj Tim, malutka zmiana planów. Lizy się rozchorowała więc muszę ją zastąpić. Ogromnie się stresuję bo jeszcze nigdy nie występowałam publicznie, ale nie pozwolę żeby impreza nie była idealna. Musisz mi pomóc. - uśmiecham się do Tima.

-Jasne szefowo. Puszczę ten wolniejszy kawałek bo Lizy lubi ten szybszy. Ale Tobie, szefowo pasuje ten wolniejszy- mówi i puszcza mi oczko. Tim to taka bujna osobowość, przepalone styki ma od zioła, niefrasobliwy chloptaś ale fenomenalnie wykonuje swoją robotę.

-W takim razie idę się przebrać w strój elfa bo gość honorowy będzie za 25 minut.

Skierowałam się do szatni i zgarnelam strój z wieszaka. Zamknęłam drzwi za sobą i zaczęłam się rozbierać. Gdy już byłam w bieliźnie wyciągnęłam strój z pokrowca. Zmarszczyłam brwi bo to miał być zwykły elf a to wygląda jak elf który wyszedł na chwilę z burdelu i ma zamiar tam wrócić. Sukienka na bank nie zakryje całych pośladków a dekolt jest chyba poniżej pępka. Zabije Lizy bo już wiem że przygotowała swój strój a nie firmowy. Zaciskam usta w wąską linię, przymykam oczy i wzdycham. Dobrze że to tylko jedna piosenka, pewnie nikt nie zwróci uwagi. Naciągam na siebie burdelpończochy które wykończone są kokardkami, potem przekładam przez głowę zieloną -"weź mnie tu i teraz" sukienkę i zakładam opaskę z elfimi uszami. Robię szybki makijaż żeby to jakoś do siebie pasowało i wtedy słyszę wielkie poruszenie na sali. Wiwaty, oklaski, ochy, achy, gratulacje i chóralne sto lat. Mam uzgodnione z Panią Carter że jak goście już usiądą, wjedzie tort, jubilat zdmuchnie świeczki, kelnerzy zaczną kroić i podawać, wtedy będzie można wykonać piosenkę. 
Zakładam zielone szpilki i stukam nerwowo o podłogę czekając aż mnie zapowie Tim.

All I Want for Christmas... Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz