Święta

12 2 0
                                    

Sam

Kończymy robić pierogi. Działamy jak dobrze naoliwiona maszyna. Tom wałkuje i wykrawa, Mason nakłada farsz a ja sklejam. Produkcja idzie nam pełną parą. Gdy dzwoni mój telefon małym palcem odbieram i wkładam telefon między ramię a ucho, żeby mieć wolne dłonie.

-Kochanie, jak wam idzie?

-Dobrze mamuś. Kończymy lepić pierogi, zupka ugotowana i ciasto w piekarniku.

-I wszystko Ty zrobiłaś??- pyta zaskoczona

-E e. Nie ja. Ja miałam mały kryzys i zjazd alkoholowy. Chłopaki się spisali i wszystko zrobili.

-Ooo.. pan Parch kokosowy też?

-Pan parch kokosowy jest ze swoją dziewczyną. I nie wiem czy lepią pierogi czy może spijają ze swoich dziubków, nie interesuje mnie to.

-Pfff... Obecnie odganiamy te pieprzone motyle i jakieś gwiazdy z nad głowy Sam, niech się mamcia nie martwi, do kolacji postaramy się je powybijać. - głośno mówi Tom, tak aby moja rodzicielka słyszała.

Mama się zapowietrza, słyszę jak gulgocze a potem wypluwa - Sukinsyn. -

-Cameron Wilson! Co to za język się pytam!! Zabiorę mydło ze sobą. - parskam śmiechem

-Czekam na was. Buziaki - się rozłącza. Matka wariatka jak nic.

Gdy w końcu wszystko mamy gotowe, idę się przebrać, włosy związuje w koka na czubku głowy, niektóre kosmyki wysuwają się na boki. Ubieram czarną mini, kabaretki i granatowe szpilki. Do tego srebrna moja ulubiona biżuteria na dekolt. Do koka dopinam granatową ozdobę świąteczną. Usta pociągam czerwona szminką, oczy maluje na ciemnoniebieski kolor, tuszuje granatowym kolorem rzęsy i jestem gotowa. Przeglądam się w dużym lustrze i już miałam sobie powiedzieć że świetnie wyglądam kiedy przypominam sobie ten zestaw kolorów. Marszczę brwi i już miałam sie przebrać kiedy słyszę Toma

-Piękniejsza już nie będziesz.- i uśmiecha się do mnie ciepło - Chodź jedziemy, kurewsko jestem głodny.

Patrzę jeszcze raz do lustra ale macham ręką i idę za przyjacielem.

Dean

Pocieram zmęczoną twarz rękami. Jestem wykończony, spałem może godzinę, jeszcze wtedy przy łóżku Natali.
Gdy tylko przybyli jej rodzice wyszedłem ze szpitala, wstąpiłem do sklepu po kawę i energetyka i pojechałem w drogę powrotną do... Mojego skrzata. Siedziałem właśnie w kuchni u cioci i opowiadałem... Opowiedziałem wszystko.

-Ciociu, ja nie wiem co się ze mną dzieje. Nigdy się tak nie czułem. Spieprzyłem, prawda?

-Co ci mam powiedzieć dziecko. Zawaliłeś na całej linii. Mogłeś jej wyjaśnić, powiedzieć cokolwiek. Ale ona wydaje się nad wyraz wyrozumiałą i inteligentną kobietą i mam wrażenie że jak tylko się postarasz i wyjaśnisz to całe zamieszanie to Ci wybaczy.

-Nie wiem czy będzie na tyle miłościwa. Czuję się, jakbym się topił. To normalne? Z Natali tak nie było. - wzdycham głęboko.

-Wiesz, ktoś kiedyś powiedział że prawdziwa miłość wymaga od nas nauki wstrzymywania oddechu bo to jak skok na główkę, na głęboką wodę. Myślę że coś w tym jest. Prześpij się dzisiaj bo jesteś wykończony a jutro do niej pojedziesz. Święta są a w święta dzieją się cuda.- powiedziała i podeszła do mnie. Objęła mnie mocno i ucałowała skroń. - Dean, odpocznij. Jutro jest nowy dzień. - uśmiechnęła się ciepło i wyszła z kuchni.

Siedziałem wpatrując się w jeden punkt. Zastanawiałem się jak to rozegrać. Nigdy się tak nie czułem. Znałem ją raptem kilkanaście dni, a wrażenie miałem jakbym czekał na nią całe życie. Zegar wskazywał 20. Zacisnąłem usta w wąską linię. Niee... Nie dam rady odpoczywać jeśli chociaż nie sprawdzę co u niej. Zgarnąłem kluczyki i wyszedłem kierując się do auta. Zajechałem pod jej dom i wysiadłem. Przełknąłem ślinę i podszedłem do drzwi. Jeden dzwonek, drugi... Jedno pukanie, drugie... Ale nikt nie otwierał. Zrezygnowany wróciłem do auta. Wsiadłem i odchyliłem głowę do tyłu przymykając oczy. Może poczekam chwilę na nią, może wróci za jakiś czas. I z tą myślą odpłynąłem.

All I Want for Christmas... Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz