29 sierpnia

53 18 6
                                    

Wbiegłem na piętro po schodach, nie czekałem na windę. Minąłem Lizzy, która pokonywała korytarz z załzawionymi oczami. Zauważyła mnie, a przez jej twarz przeszedł grymas bólu. Stanąłem, patrząc w jej czerwone od płaczu oczy, na rozmazany tusz do rzęs i roztrzepane włosy.

Serce miało ochotę wyskoczyć mi z klatki piersiowej, a dłonie ślizgały się od potu. Czekałem na jakiekolwiek słowa, które miałyby podnieść mnie na duchu i przekonać, że nie jest za późno.

Lizzy pokręciła głową, zanosząc się płaczem, a pode mną ziemia się osunęła.

Jak w transie spojrzałem na drzwi pokoju Eddiego. Teraz zamknięte były jak czarna dziura, którą miałem otworzyć z własnej woli.

Bałem się tego, co tam zastanę.

Przecież jeszcze kilka godzin wcześniej oglądaliśmy z Eddiem gwiazdy.

Chwyciłem klamkę, wziąłem uspokajający oddech.

Policzyłem do trzech i wszedłem do środka.

W pierwszej chwili wszystko wydawało się w porządku. Fotel stał tam, gdzie zawsze. Starannie poukładane zabawki znajdowały się na swoim miejscu, a książki i kredki leżały porozrzucane na biurku pod oknem.

Z tą różnicą, że Eddie leżał na łóżku przykryty puchowym kocem, a do jego ciała podłączono mnóstwo rurek i kabelków. Wokół łóżka ustawiono głośno pikające maszyny. Chłopiec patrzył na Jonathana. Obydwaj usłyszeli, jak wchodzę, a wtedy Eddie z trudem przekręcił głowę w moją stronę.

Przez jego białą jak kartka papieru twarz przebiegła ledwo zauważalna iskierka szczęścia.

W ciągu kilku godzin jego usta przybrały sinawy odcień, a oczy zapadły się w szarawym kolorze. Eddie uniósł leniwie kącik ust.

– Zostawię was na chwilę samych. – Jonathan podniósł się z krzesła, a kiedy odwrócił się w moją stronę, dostrzegłem jego czerwone od płaczu oczy. Poklepał mnie po ramieniu, po czym zniknął za drzwiami.

Ledwo pamiętam, jak znalazłem się przy łóżku Eddiego, jak chwyciłem go za dłoń. A on nie przerywał kontaktu wzrokowego.

– Wystroiłeś się jak szczur na otwarcie kanału – próbował zażartować, ale wyszło z tego ciche mruknięcie.

Parsknąłem śmiechem, a to spowodowało, że gula w moim gardle przestała się trzymać. Nie wytrzymałem, a łzy pociekły mi po policzkach. Eddie wpatrywał się we mnie ze współczuciem.

– Nie lubię, gdy jesteś smutny. – Oczy zaszły mu łzami. Przymknął powieki, wziął oddech, a pojedyncze krople stoczyły się po jego policzkach.

Uniosłem dłoń, by otrzeć je kciukiem, a on się w nią wtulił.

– Jak mam nie być smutny? – wyrzuciłem z siebie.

Eddie nie odrywał ode mnie spojrzenia błękitnych oczu. Wciąż tliła się w nich ta psotna iskierka.

– Nick?

– Tak? – Otarłem mokre policzki i spróbowałem posłać mu chociaż lekki uśmiech.

– Obiecasz mi coś?

Zaśpiewaj mi, proszęOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz