Rollercoaster

57 17 3
                                    

Po każdej burzy wychodzi słońce, u nas jednak było na odwrót.

Po udanej imprezie charytatywnej Eddie opadł z sił, a wirus zaatakował jego ciało. Malec gorączkował, dlatego czas spędzaliśmy na oglądaniu bajek.

Choroba wykańczała jego ciało. Dużo spał, a wtedy wypełniałem swoje obowiązki w hospicjum. Lizzy z Williamem długo przymykali oko na moje zachowanie,  to jednak, czego nauczył mnie Eddie, to na pewno dążenie do celu. Musiałem ukończyć wyrok i odpracować swoje błędy. Może nie do końca wszystkie były moje, ale praca w świętym Albercie pozwalała mi przemyśleć swoje decyzje dwa razy.

Takim sposobem wieczorem po pracy zbliżałem się do budki z lodami na rogu ulicy. Zdążyłem idealnie, ponieważ Laura właśnie zamykała drzwi.

– Cześć, koleżanko – przywitałem się głośniej, aby na pewno mnie usłyszała.

Podejrzewałem, że odwróci się na pięcie, przewróci oczami albo mnie obrazi, ale na pewno nie tego, że się zarumieni i poczeka, aż do niej podejdę.

– Cześć. – Uśmiechnęła się przyjaźnie.

– Chciałem z tobą porozmawiać wcześniej, ale nie było okazji. Przepraszam, że nie pojawiłem się na naszym spotkaniu, ja...

– Spokojnie, Eddie wszystko mi wyjaśnił.

– Co?

– Opowiedział mi, co się stało, i to ja powinnam przeprosić za swoje zachowanie. Nie obrażałabym się, gdybym wiedziała o całej sytuacji. Postąpiłam jak dziecko.

– Eddie czasami zachowuje się dojrzalej – zażartowałem, a ona na szczęście zaśmiała się ze mną. – Teraz muszę wracać, ale może spotkamy się w czwartek? Masz czas wieczorem?

Pokiwała głową.

– Jestem za – zgodziła się, a mi mały kamień spadł z serca.

– Dasz mi swój numer? Teraz, jakby coś mi wypadło, przynamniej zadzwonię.

Laura parsknęła śmiechem, ale podała mi numer telefonu, a ja zaproponowałem jej podwózkę. Zgodziła się, a przez całą podróż do domu jej kuzynki rozmawialiśmy, jakbyśmy się znali od zawsze.

Czwartek powitał nas dość szybko, a ja uświadomiłem sobie, że wakacje dobiegają końca. Z Laurą tamtego wieczoru spędziłem czas na spacerze i rozmowie. Nie zamykały się nam buzie, a żołądek robił fikołka za każdym razem, kiedy mnie dotknęła. Czułem się niesamowicie,  ona prawdopodobnie też, ponieważ od razu zgodziła się na kolejne spotkanie.

Michael z Victorem wyjechali tydzień temu na studia, dlatego kolejne dwa tygodnie spędzałem z Laurą oraz Eddiem. Malec pokochał Laurę więc był pierwszym chętnym na wspólne spędzanie czasu w trójkę.

Eddie chudł w oczach, a sińce pod oczami były widoczne coraz bardziej. Zwiększono mu dawkę lekarstw i witamin, a on spał coraz dłużej. Stracił ochotę na wyjścia poza hospicjum, a wózek trzeba było mu prowadzić.

Żołądek bolał mnie coraz częściej, a kiedy nie byłem w szpitalu, nie spuszczałem wzroku z komórki. Z jednej strony nie chciałem przegapić momentu, kiedy zadzwoniliby z hospicjum, a z drugiej modliłem się, abym nigdy nie musiał odbierać tego głupiego telefonu.

Ostatni dzień pobytu Laury w Jackson miałem spędzić w świętym Albercie, jednak Eddie rozkazał mi dzień wcześniej wziąć dziewczynę na randkę. Posłuchałem go i wybrałem coś z jego propozycji.

Park rozrywki widoczny z okna w jego domu, białą różę oraz czekoladki.

Laura ubrała się w białą sukienkę; miała ją na sobie w dniu, kiedy się poznaliśmy. Nie potrafiłem oderwać od niej wzroku. Była przepiękna, a jej uśmiech rozjaśniał każdą mroczną chwilę w moim życiu.

Zeszliśmy z kolejnej tego wieczoru platformy z karuzelą, a dziewczyna nie przestawała się śmiać z moich głupich min. Na każdej atrakcji specjalny aparat przymocowany w największych różnicach wysokościowych robił nam zdjęcia, a Laura zbierała je wszystkie na pamiątkę. Nie było ani jednego, na którym wyszedłbym normalnie. Każde z nich wyglądało tak samo. Wiatr we włosach, które falowały, zmrużone powieki oraz suszenie  zębów.

– Idziemy tam? – Wskazała palcem na największy rollercoaster w parku. Uniosłem brew, ale kiwnąłem głową.

Parki rozrywki nie były moją bajką, ale dziewczyna bawiła się świetnie, dlatego zagryzłem zęby i ustawiłem się w kolejce. Kiedy nadeszła nasza kolej na wejście do wagoniku, rozdzwonił się mój telefon. William.

Stanąłem, czym zablokowałem kolejkę.

– Wszystko w porządku? – zapytała zatroskana, kiedy nacisnąłem zieloną słuchawkę.

– Halo?

Po drugiej stronie telefonu przez chwilę panowała cisza. W końcu William odezwał się drżącym głosem:

– Nicholas, przyjedź. Eddie, on...

Rozłączyłem się. Wybiegłem z parku razem z Laurą.

*
Jutro ostatnie dwa rozdziały :)

Zaśpiewaj mi, proszęOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz