Pięć dni później wchodziłem do pustego pokoju Eddiego, który musiałem posprzątać przed jego powrotem. Chłopiec obudził się dzisiejszego poranka, a wyniki badań się polepszyły, dlatego mógł wrócić do siebie.
Kiedy wbiegłem parę dni wcześniej z jego omdlałym drobnym ciałkiem do hospicjum, pielęgniarki zabrały go niemal natychmiast na salę, a William razem z jego ojcem dołączyli do nich zaledwie kilka sekund później. Czułem się bezsilny, nie miałem co ze sobą zrobić, kiedy oni ratowali Eddiego. Zjechałem ciałem po ścianie, aż uderzyłem o zimne kafelki. Schowałem twarz pomiędzy nogami i próbowałem złapać oddech, który tak trudno mi wtedy przychodził. Jonathan podał mi wodę, którą opróżniłem dwoma łykami, i usiadł obok mnie. Nie odzywaliśmy się do siebie pochłonięci swoimi myślami do czasu, aż William wyszedł na korytarz.
Jego na co dzień oliwkowa cera wtedy była wyjątkowo blada, a twarz – pozbawiona jakichkolwiek emocji. Nie potrafiłem odczytać z niego, czy wszystko się unormowało i możemy odwiedzić Eddiego, czy jednak stało się coś złego. Jego neutralny wyraz twarzy mnie przerażał.
– Co z nim? – zapytał Jonathan, a William zacisnął wargi.
Również wstałem i podszedłem do mężczyzn.
– Leczenie nie przynosi żadnych efektów – wyznał cicho, jakby samo mówienie o tym bardzo go bolało.
– Co to znaczy? – zapytał drżącym głosem ojciec chłopca, a łzy napłynęły mu do oczu.
– Jego organizm nie reaguje na chemię. Jonathan, on... – zaciął się. Chwycił mężczyznę pod pachami, kiedy ten osunął się na ziemie.
Pomogłem mu usiąść na krześle. Sam nie rozumiałem nic z tego, co mówił Will.
Lub wolałem udawać, że nie rozumiem.
– Nie ma żadnych szans? – załkał, pocierając twarz.
– Musiałby stać się cud – powiedział cicho William, a Jonathan pokiwał ciężko głową.
– C-co to znaczy? – odezwałem się w końcu drżącym głosem, a doktor popatrzył na mnie ze współczuciem.
– Nicholas – westchnął. – Eddiemu zostało niewiele czasu.
Wtedy właśnie pierwszy kawałek serca oderwał się boleśnie, pozostawiając zgliszcza w moim organizmie.
Odsunąłem od siebie wspomnienie tamtej rozmowy, nie chcąc o niej rozmyślać w takim momencie. Eddie miał zaraz tutaj być, a ja jeszcze nie skończyłem sprzątać. Pielęgniarki od rana biegały po oddziale, by przygotować wszystko na jego powrót, a ja odnosiłem wrażenie, że głowa mi zaraz wybuchnie z nadmiaru emocji.
– A pójdziemy na lody?
Cichy głos wyrwał mnie z transu, kiedy odkładałem przebraną pościel na łóżko.
– Gdy odzyskasz siły – odparła Lizzy, jedna z pielęgniarek.
– Będę mógł iść z tobą? – Przywołałem na twarz najszerszy uśmiech, na jaki było mnie stać.
Lizzy pchała wózek inwalidzki, na którym siedział Eddie w szarym dresowym komplecie. Blada twarz chłopca rozpromieniła się na mój widok.
– Nick! – krzyknął szczęśliwy, a mnie serce urosło.
– Poradzicie sobie? – zagadnęła Lizzy.
– Pewnie nie, ale będziemy krzyczeć w razie czego – odpowiedział Eddie, a ona pokręciła głową rozbawiona i wyszła z pokoju. Nie stracił wigoru mimo kilku dni bycia nieprzytomnym.
CZYTASZ
Zaśpiewaj mi, proszę
Dla nastolatkówNicholas od zawsze był złotym chłopcem, który miał iść do dobrego college'u, zdobywał najlepsze dziewczyny i pochodził z dobrego domu. Problem w tym, że czuł niedosyt. Czego by nie zrobił, wciąż mu było mało. Wszystko się zmieniło, kiedy pierwszego...