– I co było dalej? – Oczy Eddiego świeciły się jak zapałki, kiedy opowiadałem mu o wieczorze spędzonym przy ognisku.
– Po wszystkich okropnych żarcikach, które jej opowiedziałem, wykąpaliśmy się w jeziorze, a potem odprowadziłem ją do domu kuzynki – wyjaśniłem zgodnie z prawdą, a uśmiech sam cisnął mi się na usta, kiedy wspominałem piękną blondynkę.
– I jest już twoją dziewczyną? – Rozpromienił się i poprawił rączki, na których się podpierał.
Eddie leżał na swoim łóżku na brzuchu ze zgiętymi rękami, opierając się na swoich malutkich piąstkach. Ja jak zawsze siedziałem na podłodze z wyciągniętymi przed siebie nogami. Wszystko w tym pokoju było dla mnie za małe lub niezbyt wygodne, dlatego podłoga stanowiła najlepsze miejsce.
Chłopiec wpatrywał się we mnie jak w obrazek.
Przewróciłem oczami.
– Przecież znam ją jeden wieczór, nie wchodzi się tak szybko w związek – wyjaśniłem, a jemu zrzedła mina.
– A przyjaciółmi?
– Też nie – zaśmiałem się, ponieważ wkręcił się w moje życie miłosne bardziej niż ja sam.
– A my już jesteśmy przyjaciółmi? – zapytał z nadzieją.
– Tak, Eddie. – Pokiwałem głową, a malec uśmiechnął się szeroko.
– Zagramy w auta? – Skinął na telewizor na ścianie.
– Muszę wracać do pracy. Siedzę tu już dwie godziny.
Eddie wyraźnie posmutniał, przez co obudziły się we mnie wyrzuty sumienia. Przychodziłem do niego od kilku dni, aby posprzątać, a on za każdym razem mnie zagadywał i kończyliśmy na opowieściach dziwnej treści albo na graniu na konsoli.
Dwa razy zeszliśmy razem do świetlicy, gdzie chyba już mnie nie wpuszczą. W pomieszczeniu starsi pacjenci grali w szachy, brydża lub po prostu patrzyli przez okno i kontemplowali nad sensem istnienia. Kiedy Eddiemu przeszła ochota na granie w piłkarzyki, przy których narobiliśmy mnóstwo hałasu, zaczął dokuczać starszym pacjentom. Podbiegał, szczypał, strzelał do nich z gumki recepturki, a później zabierał ich laski. Miał niezły ubaw i trochę rozrywki, kiedy Fred spod trójki oskarżył o wszystko mnie, a starsze panie, które dotychczas mnie uwielbiały, rzuciły się na mnie jak jeden mąż. Zdecydowałem się w końcu wziąć Eddiego pod pachę i wyszliśmy do parku przed hospicjum, gdzie spędziliśmy czas na graniu w baseball. Na szczęście przypomniałem sobie o tym, że mam sprzęt w bagażniku, a Eddie bardzo chciał się nauczyć grać. Wychodziło mu to pokracznie, ale bawił się jak dziecko, którym zresztą był, dlatego obiecałem mu następny trening.
Kolejny dzień siedziałem z Eddiem w jego pokoju, opowiadałem mu śmieszne historie z życia, a on nie przestawał się śmiać i rysować w szkicowniku.
– Eddie, czas na badania. – Lekarz wszedł do pomieszczenia; miałem już okazję bliżej go poznać.
William był ordynatorem hospicjum, a do tego zajmował się przypadłością Eddiego – białaczką. Po czterdziestce, inteligentny i miły facet, a do tego Eddie go uwielbiał. Dodatkowo, przymykał oko na nasze wielogodzinne rozmowy, dlatego sam zaczynałem pałać do niego sympatią. Przyłapywałem się na tym, że siedzę tu z własnej woli, a ten sześciolatek staje się moim małym psychologiem.
– A co będziesz mi robił? – Oczy Eddiego wypełniły się strachem, a William popatrzył na niego skrzywiony, ponieważ przewidział jego reakcję.
– Pobierał krew. – Uniósł brew, jakby to miało dać do myślenia młodemu.
Ta jasne.
– Nie!
Nigdy nie sądziłem, że dziecko potrafi krzyczeć tak głośno, Eddie jednak różnił się od innych pod wieloma względami. Nieraz odnosiłem wrażenie, że jest dorosłym w ciele dzieciaka – pomijając tryliard pytań na minutę.
– Eddie, musimy pobrać krew. Tym razem ja wykonam pobranie i obiecuję, że będę delikatny, w porządku? – mówił spokojnie William, a chłopiec kręcił głową, przytulając poduszkę.
– Chyba cię coś boli, doktorku – jęknął, a ja parsknąłem śmiechem. Eddie popatrzył na mnie z chytrym uśmiechem; od razu to podchwycił.
William natomiast posłał mi krytyczne spojrzenie, przez co zrobiło mi się głupio. Wiedziałem, że to ważna sprawa, a nie pomagałem, dlatego kalkulując na szybko w głowie mój wpływ na chłopca, zaryzykowałem:
– A jeśli pójdę z tobą i w nagrodę dostaniesz największe lody, jakie znajdę, to dasz się namówić?
Nie miałem pojęcia, czy Eddie może jeść lody, dlatego posłałem spanikowane spojrzenie Williamowi; nie pomyślałem o tym wcześniej. Mężczyzna na szczęście nie wyrażał sprzeciwu, tylko przyglądał się Eddiemu, który miał na ustach coraz szerszy uśmiech.
– Waniliowe? – upewnił się, a ja pokiwałem głową ze śmiechem.
W laboratorium usiadłem na fotelu pacjenta, a Eddie wdrapał mi się na kolana. Dziwnie się czułem, nie miałem dotąd do czynienia z dziećmi, a tym bardziej w takiej sytuacji. Jego malutkie ciałko przy mojej sporej posturze musiało wyglądać komicznie, nie tym się jednak wtedy przejmowałem. William podwinął rękaw bluzki chłopca, zdezynfekował miejsce kłucia, a Eddie trząsł się przy tym panicznie.
– Myślałem, że jesteś mężczyzną, a ty telepiesz się jak galaretka. – Wbiłem mu palec w żebra, by go rozbawić, to jednak wywołało jego uśmiech tylko na chwilę.
– Nienawidzę igieł – burknął i posłał złowrogie spojrzenie Williamowi, który zbliżał się do nas z kilkoma fiolkami na krew.
– Też wołałbym, żebyś nie musiał tego przechodzić, ale pamiętaj, że to dla twojego dobra – wyjaśnił przepraszająco, zajął miejsce na taborecie obok nas i założył Eddiemu pasek uciskowy powyżej zgięcia łokciowego.
Chłopiec ściskał piłeczkę, a ja przyłapałem się na tym, że sam ze stresu zaciskam dłonie na podłokietnikach. Ostatnim razem narobił niezłego bałaganu, a spojrzenie Willa utwierdziło mnie w tym, że powinienem go przytrzymać.
Objąłem młodego ramieniem, a on wtulił się plecami w moją klatkę piersiową, odwracając głowę w drugą stronę. William posłał mi ostatnie spojrzenie i wbił się igłą w żyłę, a chłopiec zastygł w bezruchu. Widziałem, jak zaciska powieki, i podjąłem kolejną decyzję, która zniszczyła mój image złego chłopca.
***
Dzisiaj macie dwa kolejne rozdziały :)
Zapraszam od razu do czytania kolejnego.
Ale zanim pójdziesz czytać dalej, zostaw gwiazdkę i komentarz. Będzie mi miło.
CZYTASZ
Zaśpiewaj mi, proszę
Fiksi RemajaNicholas od zawsze był złotym chłopcem, który miał iść do dobrego college'u, zdobywał najlepsze dziewczyny i pochodził z dobrego domu. Problem w tym, że czuł niedosyt. Czego by nie zrobił, wciąż mu było mało. Wszystko się zmieniło, kiedy pierwszego...