•Rozdział 8•

102 10 0
                                    

Ruja i gorączka III

Pov: Izuku

Jechaliśmy już godzinę dużo przez to rozmawialiśmy, śmieliśmy się i ogólnie miło razem spędzaliśmy czas.

Jednak coś mi nie dawało spokoju a mianowicie to że tęsknię za Miną, Ona była osoba bez której nie potrafię żyć była przy mnie od kąt pamiętam. A teraz jej nie ma i nie wiem co mam ze sobą zrobić.

Blondyn widząc moją smutna mimikę twarzy sam się zmartwił i spytał się o co chodzi czy się źle czuję czy coś się stało, to urocze z jego strony, westchnęłem cichutko i postanowiłem odpowiedzieć żeby zacząć rozmowę.

— Tęsknię za Miną...

— Um... To słabo, ale mam pytanie.

Spojrzałem na niego z zaciekawieniem i odparłem ciche "Hm?"

— Kim do kurwy jest "Mina"? To jakaś kocica czy rodzaj torby na książki?

Zaczęłem się śmiać z jego pytania bo właśnie porównał moją jedyną i walniętą przyjaciółkę do "kocicy" lub "Torby" boże ten to ma głowę.

— N-nie..haha.. Mina t-to moja przyjaciółka hahshsh. - starałem się opanować śmiech, a kiedy Kacchan to usłyszał mocno się zdziwił ale po chwili sam zaczoł się śmiać.

— D-d-dobra dobra koniec tego śmiania się. - powiedział blondyn zaczynając panować nad swoimi emocjami. - Co powiesz na mały wyścig? - dodał.

— Wyścig? -zapytałem nie bardzo rozumiejąc o co mu chodzi.

— Tak wyścig! - Krzyknął po czym załapał mocno za lejce i mocno za nie pociągnął krzycząc głośnie "Wio!" Koń zaczoł szybko przyd siebie biec.

A ja natomiast patrzyłem się na to zdziwiony.

— Czyli to tak zamierzasz się bawić?..  Niech będzie! - załapałem za lejce. - Ruszaj Santa! - krzyknąłem do klaczy a ta ruszyła za Kacchanem, ja na natomiast zaczęłem się śmiać, bo krwistooki ciągle się odwracał i robi jakieś głupie mimiki twarzy.

Aż nagle przed blondynem pojawiła się dość gruba i dużą gałąź. Wykrzywiłem twarz w ogromnym zdziwienu i przerażeniu o zdrowie blondyna, ten widzieć mój wzrok odwrócił się.

— KACCHAN UWAŻAJ! - krzyknąłem ale niestety za późno ponieważ krwistooki sekundę później zderzył się z gałęzią.

Zleciał z konia upadając bardzo boleśnie na ziemię jego koń Erik niemal odrazy się zatrzymał.

Kiedy już byłem obok Kacchan zeskoczyłem na ziemię i uklękłem obok alfy.

— Kacchan nic ci nie jest? - zapytałem dotykając ręką jego policzka sprawdzając czy wszystko jest w porządku.

— Mhm... - mruknął.

— Kacchan powiedz coś, proszę cię. - w oczach zaczynały pojawiać mi się łzy ponieważ bardzo się martwiłem o jego stan zdrowotny.

Blondyn lekko otworzył oczy przez co mimo wolnie się uśmiechnęłem.

— Cz-czy jesteś aniołem?.. - powiedział ledwo słyszalnie. Co on gada jakim "aniołem" lekko się zdziwiłem na jego słowa.

— Co? Jakim aniołem. Co ty gadasz?

— Bo za każdym razem kiedy cię wiedzę, promieniejesz blaskiem nieba. - powiedział bardziej otwierając oczy i uśmiechając się uwodzicielsko że aż poczerwieniałem na całej twarzy.

— Oi Kacchan.. - powiedziałem uśmiechając się szeroko i przytulając do torsu blondyna. - cieszę się że nic ci nie jest. - dodałem.

— A ja się cieszę że cię mam. - odpowiedział obejmując mnie swoimi ramionami i przyciągając bliżej.

Nigdy więcej•Bkdk•omegoverseOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz