Mei

124 53 24
                                    

Ależ nudy!

Mała dziewczynka spacerowała korytarzami pałacu, ciągnąc za sobą wielką lalkę, która była prawie tak duża, jak ona. Odkąd nie było Kobego i Audre, okropnie się nudziła. Co prawda ciocia Rida starała się ją czymś zająć, ale ciocia była już stara i nie chciała się z nią bawić lalkami czy w podwieczorek. Nie przynosiła jej też nowych książek, a wszystkie, które miała, przeczytała już kilka razy.

Nudy.

Postanowiła, że może odwiedzi swojego nowo narodzonego braciszka. Mało go widywała, a była go strasznie ciekawa! Taki mały bobas musiał wyglądać zupełnie jak jej lalki. Na pewno był śliczny!

Tata nie odwiedził jej ani razu, odkąd starszy brat wyjechał, a obiecał, że będzie to robił. I tak go mało widywała, głównie na oficjalnych przyjęciach, bo do jej pokoju nigdy nie wchodził. Tęskniła za mamą, ale nie wiedziała nawet, jak wygląda. Tata zdjął i spalił wszystkie jej obrazy. Kobe mówił jej, że jest bardzo podobna do mamy, więc lubiła sobie wyobrażać, że też miała takie włosy i oczy i małe usta, tylko była większa. I ładnie się uśmiechała.

Pałac był duży i już trochę się zmęczyła chodzeniem po nim. Braciszek był ulokowany w oddzielnym skrzydle, zatem musiała pokonać prawie cały budynek, zanim dotrze we właściwe miejsce. Mijały ją po drodze służące i strażnicy, kłaniając się jej uprzejmie. Ta lalka była zdecydowanie zbyt ciężka, by ciągnąć ją taki kawał.

Podeszłszy więc do jednej z ławek, które co kawałek były ustawiane wzdłuż szerokich korytarzy pałacowych, usadziła na nim lalkę.

Wrócę po ciebie, poczekaj tu grzecznie! pogroziła lalce palcem.

A potem, nie oczekując odpowiedzi, żwawszym krokiem ruszyła do skrzydła nowej królowej.

Pogoda była dziś taka ładna, a nikt nie chciał wziąć jej na spacer. Audre na pewno by ją wzięła, może poszłyby do niej do domu? Miała w ogrodzie huśtawkę i potem by ją poczęstowała jakimiś swoimi wypiekami albo konfiturami! Poszłyby pozbierać kwiatki, zrobić z nich wianek. Mogłaby z Audrasem postrzelać z łuku, gonić się z nim po polanie za domem. A tak? Okropnie się nudziła.

Kiedy dotarła do właściwego skrzydła, wokół pokoju maluszka kręciło się sporo służących. Nowa królowa, mama jej braciszka, siedziała w luźnej sukni na hamaku i czytała książkę. Mei zapukała lekko do drzwi.

Proszę wejść! rzuciła królowa, nie podnosząc głowy znad książki.

Wasza Wysokość, czy ja mogę popatrzeć na braciszka? zapytała nieśmiało Mei. Nie znała dobrze nowej królowej i nie wiedziała, czego się spodziewać.

Och, oczywiście Mei kobieta odłożyła książkę i się uśmiechnęła. Tylko umyj rączki najpierw.

Dziewczynka weszła i wdrapała się na podany jej przez służącą podnóżek, by mogła dosięgnąć do misy z wodą. Dokładnie wyszorowała dłonie pachnącym mydłem i wytarła je w czysty ręczniczek. Uważając, by niczego nie dotknąć, nieśmiało podeszła do kołyski i zajrzała do środka.

Maleńki człowieczek leżał w bawełnianej, zdobnej koszulince wiercąc się i rozglądając wokoło. Miał ciemnoniebieskie oczy, a zamiast włosków ciemny meszek. Trochę urósł, odkąd go ostatnio widziała, ale wciąż był taki mały! Wyciągnęła rączkę do dzidziusia i ujęła jego dłoń. Była mięciutka i pulchniutka. Malutkie paluszki się zacisnęły.

Wasza Wysokość, czy wybrałaś już imię, które zostanie mu nadane podczas Ceremonii Wschodu Słońca? zapytała. Bardzo chciała wiedzieć, jak będzie się zwracać do braciszka.

Próba WojownikaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz