Nashy

46 27 7
                                    

Co by nie powiedzieć o urokach Zimowej Wyspy i niewątpliwej zalecie portu w Huut, jakim byli przystojni marynarze, Nashy zaczynał mieć dosyć tego zadupia. Dzień w dzień sprawdzali z Kirilem wszystkie statki zawijające do portu, szczególnie te z Serandanu. Przywożono plotki, wieści, ale tych pasażerów którzy go interesowali – ani widu, ani słychu.

Kiril niecierpliwił się jak zawsze, swoim emocjom dając upust w niewybredny sposób. Stał się ulubioną zabawką miejscowych dzieciaków tym bardziej, że kiedy przeklinał w miękkim saarskim, dla uszu małych ludzi brzmiało to wyjątkowo śmiesznie. Celowo więc starały się wyprowadzić karła z równowagi, aby ten rzucał co ciekawsze i bardziej kwieciste wiązanki przekleństw. Nie przyznał się głośno, ale na pewno sam się przy tym dobrze bawił. Kto jak kto, ale Kiril kląć to potrafił gorzej niż niejeden marynarz. Mógłby ich właściwe nawet uczyć.

Teraz tymczasem siedział na skrzyniach w porcie i uczył dzieciaki grać w trzy karty i kantować na pieniądze. To im się może przydać bardziej, niż kompendium wiedzy z zakresu saarskiego języka rynsztokowego. Nashy wystawił białą twarz do wiatru. Zachmurzone niebo skutecznie zakrywało słońce, dzięki czemu mógł spokojnie wystawić się na działanie warunków atmosferycznych. Siedział w stroju teisehańskiego szlachcica na szczycie sporej piramidki skrzyń, pozwalając, by lekki wiatr bawił się jego jasnymi włosami.

Uprzejmie kłaniał się pannom i paniom przemierzającym nadbrzeże, wciąż nie spuszczając z oczu zawijających do portu statków. Miał niejasne przeczucie, że dziś się do nich uśmiechnie szczęście.

Teisehańskie lato przypominało raczej wczesną serandańską zimę, ale klimat ten mu odpowiadał. Nie znał swojego pochodzenia, ale obserwował tutejszych ludzi i powoli dochodził do wniosku, że być może faktycznie miał swoje korzenie na Zimowej Wyspie.

Zauważył w oddali statek, na którego maszcie powiewała flaga Serandanu. Nareszcie. Miał nadzieję, że to nie tylko nowe ploteczki z kontynentu, ale także to, na co czekał od dawna.

Rzucił wymowne spojrzenie Kirilowi. Ten zrozumiał wiadomość, ale nie przerwał gry z dzieciakami. Pozory. Trzeba stworzyć właściwe warunki.

Statek zbliżał się, popychany lekkim wiatrem. Nashy nie odrywał od niego wzroku, starając się dostrzec jakieś sylwetki na pokładzie okrętu. Od razu niemal wychwycił kogoś, kogo nie chciał zobaczyć, a przyjdzie mu stanąć z nim oko w oko. Miał tylko nadzieję, że jego własna zła sława nie dotarła do uszu Likwidatora. Wtedy miałby przewagę w postaci elementu zaskoczenia.

Gdy wreszcie zacumowano okręt, a trap został opuszczony, wielki wojownik zszedł jako pierwszy, pilnie się rozglądając. Przesunął wzrokiem także po Nashym, ale nie zatrzymał się na nim dłużej, ku wielkiej uldze asasyna. Kiril nie przerywając zabawy z dzieciakami, a właściwie nauki kantowania, zerkał również w kierunku statku.

Po trapie zszedł wysoki, piękny złotowłosy młodzieniec, który asekurował dłonią dziewczynę. Nashy od razu pojął, że patrzy na obiekt zlecenia. Złocista skóra nie pasowała do szarego i bladego Teisech, szczególnie, że towarzyszka miała bladą cerę, ale włosy tak płomiennie rude, jakby nagle wybuchło jakieś ognisko na brzegu. Wiatr targał sprężynkami wokół jej głowy, a ona ostrożnie zeszła na dół, niemal z ulgą zeskakując na stały ląd. Za nią wychylił się chłopak o równie ognistej czuprynie, krótszej i potarganej. Szczupła i wysoka sylwetka prześliznęła się gładko i zajęła miejsce koło Likwidatora.

Nashy nie miał już żadnych wątpliwości. To musieli być oni. Plotki o towarzyszach królewicza dotarły na wyspę przed nimi, zatem doskonale wiedzieli, kogo mają wypatrywać. Kiril rozgonił dzieciaki i udał się w stronę karczmy, a Nashy zeskoczył ze skrzyń, chcąc wybadać okoliczności. Kiedy dopiero co przybyłe towarzystwo lekko się rozproszyło, by zorientować się w okolicy, wysupłał z kieszeni kawałek czerwonej wstążki i cicho, niczym kot, podszedł do rudowłosej dziewczyny.

Próba WojownikaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz