Ponad tydzień w drodze niczego nie zmienił. Kobe nie odzywał się do niej, Audras chętnie korzystał z uwagi, jaką w podróży poświęcał mu przyjaciel, a wielkolud dumał na swoim rumaku całymi dniami. Audre jednak musiała porozmawiać z Kobem i Likwidatorem, tylko nie za bardzo wiedziała, z kim powinna najpierw. Tym bardziej, że chodziło o zgoła różne tematy.
Wysforowała się naprzód. Zamknęła oczy i szepcząc ledwie słyszalną modlitwę do Mare, wczuwała się w rytm lasu. Zbliżali się do jego końca, drzewa powoli przerzedzały się, trakt był lepiej ubity. Audre chłonęła aromat wilgotnej ściółki lasu, odbierała ledwie słyszalny dźwięk opadających liści, czy poruszanych wietrzykiem gałązek krzewów. Kochała ten moment, gdy przez chwilę ona była naturą, a natura nią.
Ale prócz zapachu lasu w nozdrza dziewczyny uderzyła inna, bardzo nieprzyjemna woń. Tak pachniała żądza krwi, agresja. Otworzyła oczy i wstrzymała konia. Uniosła dłoń, alarmując jadących z tyłu mężczyzn, aby się zatrzymali. Odwróciła głowę w kierunku Likwidatora.
— Ktoś tu na nas czeka — powiedziała poważnie.
Borgas zsunął się z siodła. Wyciągnął miecz i stanął przed koniem Audre. Tak samo zrobił Kobe, a Audras pozostał na wierzchowcu napinając łuk, który dostał od Likwidatora. Ale Audre nie miała zamiaru być damą w opresji. Zrzuciła plecak na ziemię, zeskoczyła z konia i z bocznej kieszeni wyjęła dwa sztylety. Wysunęła lewą nogę do przodu, przyjmując pozycję, która pozwalała jej na atak i czekała. Wszyscy czekali.
Cisza wydłużyła sekundy do minut, a minuty do godzin. Audre czuła jak się zbliżają, czuła ich zapach, zaczynała już dostrajać się do subtelnego drżenia podłoża, zwiastującego atakujących na koniach. Spięła się. Zaraz ich usłyszą i zobaczą.
Jak na zawołanie, z bocznej leśnej ścieżki wypadło siedmioro jeźdźców. Nie zatrzymali się nawet, od razu puścili się pędem w kierunku gotowej do walki kompanii. Audras naciągnął strzałę na łuk i puścił. Ugodziła konia, a wystraszone zwierzę zrzuciło z grzbietu jeźdźca i uciekło między drzewa. Mężczyzna zerwał się i natarł na nich, biegnąc co sił z czystą furią. Zanim przebiegł kilka metrów, druga strzała Audrasa wbiła się ze świstem w jego oko.
Tymczasem konni dojeżdżali już do Borgasa, który wyszedł im naprzeciw. Wziął ogromny miecz w lewą rękę i uchylając się przed ostrzem pierwszego przeciwnika, z przyklęku ciął konia po nogach. Uderzenie miało taką siłę, że pozbawiło biedne zwierzę dwóch przednich kończyn, a dosiadający je mężczyzna uderzył z impetem w ziemię. Chciał się jeszcze podnieść, jednak wystająca z piersi brzechwa wykluczała w jego przypadku tę możliwość.
Borgas przerzucił szybko miecz do drugiej ręki i kręcąc nim młynka, odciął nogę kolejnemu napastnikowi. Zamaskowany mężczyzna z krzykiem zsunął się z konia, zaplątując drugą nogę w strzemię. Zwierzę ciągnęło go po ziemi kilkanaście metrów.
Audre dobiegła do rumaka, odcięła pas skóry trzymanym w lewej dłoni sztyletem, jednocześnie rzucając drugim w klatkę piersiową agresora. Mężczyzna jęknął, a kiedy Audre wyrwała mu z piersi ostrze, wydał ostatnie tchnienie. A zatem zostało czworo.
Mężczyźni zeszli z koni i otoczyli Kobego. Królewicz stał jak sparaliżowany. Borgas wpadł między nich, wbijając miecz w trzewia osiłka, który stał naprzeciwko przyszłego władcy. Wtem jeden z napastników skoczył na plecy Borgasa, próbując go powstrzymać. Likwidator wyciągnął miecz z brzucha zabitego i drugą ręką złapał za kark siedzącego mu na plecach człowieka. Próbował go zrzucić, ale on trzymał się mocno, niczym wygłodniała pijawka.
Audre tymczasem zaszła jednego z napastników od boku i szybko cięła pod kolana. Zszokowany mężczyzna uklęknął i nawet nie zorientował się, kiedy niska, rudowłosa dziewczyna krzyżując sztylety, poderżnęła mu gardło. Ostatnie, co widział przed śmiercią, to oczy, z których jedno było brązowe, a drugie zielone.
CZYTASZ
Próba Wojownika
خيال (فانتازيا)Kobe zostaje wysłany by dopełnić tradycji "Próby Wojownika". Młody książe nie chce jechać, ale nie ma wyjścia, rozkaz to rozkaz. Do towarzystwa będzie miał jednak Likwidatora. Bliźnięta Audras i Audra nie mogą pogodzić się z wyjazdem przyjaciela. W...