19

437 30 8
                                    

To nie mogło mieć miejsca. Powtarzałam sobie w myślach, ściskając pasek od brązowej, skórzanej torebki. Oparłam się pośladkiem o bok walizki, czując w ustach suchość. Oczekiwałam na przyjazd Benjamina, by zawieźć swoje rzeczy do jego apartamentu. I choć wcale mi się do tego nie spieszyło coraz częściej spoglądałam na drobną tarczę zegarka na nadgarstku. Miał tu być dobre piętnaście minut temu, a jednak nadal wpatrywałam się w zamknięte drzwi przed swoim nosem. Stukałam obcasem o panele w przedpokoju próbując skupić się na oddechu.

Byłam przejęta.

Ale czy można było mi się dziwić?

Spędziłam wieczór z Benjaminem. Bez jawnych uszczypliwości, przepychanek słownych, docinek i dysfunkcji w rozmowie jakie od zawsze między nami panowały. Te kilka godzin w uroczej restauracji przy dobrym jedzeniu i kilku drinkach w jego towarzystwie całkowicie mnie rozbiły.

Czy naprawdę udało mi się przetrwać wieczór z tym mężczyzną a przy tym świetnie się bawić? Im dłużej się nad tym zastanawiałam tym bardziej byłam zdegustowana swoją postawą. W końcu miałam za niego wyjść za mąż. Oczywiście próbując przy tym aby nasza dwójka się nie pozabijała i skorzystała z możliwości jakie sobie oferowaliśmy. I przez myśl by mi nie przeszło, że w tym układzie mogłam poznać go z zupełnie innej strony. Onieśmielającej moje twardo stąpające po ziemi sumienie.

Próbowałam odrzucić od siebie natarczywe myśli, które co rusz pojawiały się w głowie. Ale to na nic. Gdyby ktokolwiek jeszcze dwanaście godzin temu powiedział mi, że niemal stracę głowę dla tego człowieka i jedynie zrządzenie losu w postaci mojego współlokatora mnie przed tym powstrzyma zaśmiałabym mu się w twarz. Przypominam sobie gdy rozweseleni, uśmiechnięci i lekko podcięci wypitym alkoholem pojawiliśmy się pod moim mieszkaniem. Dokładnie pamiętam jego uśmiech. Promienny, niemal chłopięcy, na który nie można było pozostać obojętnym. Ujął mój podbródek w swoje chłodne palce i zaczął gładzić kciukiem kość policzkową. Wtedy także po raz pierwszy wypowiedział moje imię w zupełnie inny sposób. Bez drwiny, którą zawsze słyszałam. Oparł czoło o moje własne i zrobił coś czego kompletnie nie mogłam przewidzieć.

Pocałował mnie.

Niechlujnie, rozchylając moje wargi, by zderzyć się bardziej zębami i językiem. Dopiero po chwili odzyskałam świadomość na tyle by odpowiedzieć na ten ruch. Oddałam pocałunek od razu, łapiąc go przy tym za ciemne końcówki włosów. Omal nie straciliśmy równowagi, zatracając się w tej chwili, obijając się ciałami o zamknięte drzwi wejściowe. Próbowałam wytłumaczyć sobie, że to wyłącznie odpowiedź na półtora kieliszka margarity, które wypiłam i dwa drinki Evrarda. W końcu w pełni świadomi nie pozwolilibyśmy sobie na to.

Gdy głośno jęknęłam, na jego ustach zagościł triumfalny uśmiech a on sam przekręcił nas tak bym oparła się o jego klatkę piersiową. Pchnęłam go na brudną elewację, która w tamtej chwili ani odrobinę mi nie przeszkadzała i rzuciłam mu wyzywające spojrzenie.

Rozkojarzeni, zachłyśnięci swoimi ustami nie zorientowaliśmy się nawet kiedy drzwi się otworzyły, omal nie tracąc przy tym równowagi. I prawdopodobnie upadłabym tuż przed stopami swojego współlokatora gdyby nie zwinne dłonie Benjamina, przytrzymujące nasze sylwetki w jednym miejscu.

Lucas stał ubrany w przydługie spodnie dresowe, trzymając w dłoniach drewniany wałek do ciasta z nietęgą miną. Oczy miał zaspane, a twarz lekko zapuchniętą. I gdyby nie jego rozchodzące się nozdrza i zaciśnięte wargi w życiu nie domyśliłabym się, że jest wściekły.

- Sądziłem, że to jakieś dzieciaki!- wychrypiał głośno, dopiero po chwili skupiając się na naszych rozpalonych twarzach.

Zerknął na rozpięte guziki koszuli Evrarda i mój ledwo utrzymujący się szalik, który osunął się z szyi. Nasze głośne oddechy i zażenowanie, które pojawiło się dopiero po kilku długich sekundach dawało mu jasno do zrozumienia w jakiej sytuacji nas zastał.

Wiza na miłość ZAKOŃCZONAOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz