Rozdział 1.

68 5 0
                                    

Demony przeszłości.

Po dniu przepełnionym pracą Vigdis zrzuciła z siebie ciężki czarny płaszcz i ciemne buty na obcasie. Odetchnęła i opadła na mięciutką, karmelową kanapę w swoim salonie. Odchyliła głowę do tyłu, roztrzepując swoje długie kasztanowe włosy, a ciche gwizdanie kukułki zegarowej z kuchni dało znać domownikom, że wybiła godzina dwudziesta.

W głowie zaczęła planować spokojny wieczór z udziałem swojej przyjaciółki Laily. Breets to blondynka o niebieskich oczach, czystej krwi i zachowaniu anioła. Poznały się w pracy. Kobieta była jedną z uzdrowicieli i zapoznała Vigdis ze wszystkimi zasadami panującymi w Dijonskim* szpitalu. Blondynka pomogła jej również z nauką języka francuskiego, który w tamtych czasach ogromnie kaleczyła. Nie zarejestrowały momentu, w którym stały się dla siebie jak siostry.

Każdy mięsień ją bolał. Biegała w tam i z powrotem po szpitalu, by pomóc każdemu przypisanemu jej pacjentowi. Zmusiła się do wstania i obolałym krokiem skierowała w stronę kuchni, po kolejną dawkę kofeiny tego dnia. Niestety przeszkodził jej w tym stukot w szybę. Gdy obróciła głowę w stronę hałasu, ze zdziwieniem zauważyła za oknem białą, puchatą sowę.

— Co tutaj robisz? — wymamrotała w stronę ptaszyska, otwierając okno. Pieszczotliwie podrapała ją po głowie, zdejmując korespondencję z jej nóżki. Tuż po przeprowadzce nałożyła na dom sporo pogmatwanych zaklęć ze starożytnej czarnej magii. Jedyny sposób na złamanie barier tego domu to dowiedzenie się o adresie oraz haśle zabezpieczającym. Jedyne osoby, które znały wszystkie te informacje to Laila i ich szef, ale oni woleli odwiedzić ją osobiście lub przekazać wiadomość następnego dnia w pracy. Dlatego kobieta była zdezorientowana zjawieniem się listu.

Dlaczego dostała list? Pojawienie się go od obcej osoby nie wchodziło w grę, przecież Vigdis skutecznie ukryła istnienie tego domu.

Do głowy przyszła jej myśl, że chcą zwolnić ją z pracy. To było jedyne słuszne rozwiązanie, dlatego prędko otworzyła list, zajmując ciężko miejsce na krześle przy wyspie kuchennej. Zdziwiła się, gdy adresatem tej wiadomości nie był jej szef.

"Droga Vigdis Potter.
Minęło wiele lat, odkąd ostatni raz rozmawialiśmy, jednak mam nadzieję, że wciąż mnie pamiętasz. Hogwart, a przede wszystkim Harry, potrzebuje twojej pomocy. Ten-Którego-Imienia-Nie-Wolno-Wymawiać powrócił. Ministerstwo Magii zwariowało. Korneliusz Knot ubzdurał sobie, że próbuję przejąć jego miejsce i usiłuje usunąć mnie z posady dyrektorskiej. Chcą wtrącić mnie do Azkabanu. Dzieciaki nie są już tutaj bezpiecznie tak, jak kiedyś.
Wznowiliśmy działanie Zakonu Feniksa. Jestem zmuszony prosić cię o ponowne wstąpienie do mojej organizacji. Będę na ciebie czekać w Dziurawym Kotle dwudziestego sierpnia o siedemnastej. Nie spóźnij się.
Z poważaniem, Albus Dumbledore."

Żołądek podszedł jej do gardła i myślała, że zaraz zwymiotuje. List wypadł jej z ręki, a ona przytrzymała się blatu, by nie upaść. Nogi miała jak z waty. Oddychała głośno, starając się uspokoić szalejące przed jej oczami mroczki i piszczenie w uszach, które z każdą chwilą stawało się coraz głośniejsze. Ze wszystkich sił próbowała wyrównać swój przyspieszy oddech, by najszybciej pozbyć się tego okropnego uczucia. Po kilku długich minutach uporała się z tym. Otworzyła oczy i spojrzała na ciemny kalendarz wiszący na ścianie. Miała dwa dni na zastanowienie się nad propozycją Albusa. Mogła na nią odpowiedzieć lub całkowicie zignorować.

Trzęsącymi się dłońmi odnalazła pergamin, pióro i atrament. Napisała krótki list do szefa z prośbą o kilkudniowy urlop. Vigdis z całych sił usiłowała ukryć w piśmie drżenie swoich rąk. List zapakowała i wysłała szybkim machnięciem ręki.

Podeszła do szafki i wyjęła z niej dwie butelki Ognistej Whisky. Na chwiejnych nogach, ponieważ wciąż czuła się źle, usiadła na fotelu, biorąc spory łyk trunku z butelki, który przyjemnie rozpalił jej gardło.

Wraz z listem wróciły do niej wspomnienia z przeszłości, z którymi tak usilnie próbowała walczyć przez kilka długich lat. Wymazanie ich z pamięci nie trwało kilka sekund. To była męka, istna katorga. Przechodziła przez prawdziwe piekło. Gdy z niego wyszła i zaczęła cieszyć się życiem, którego tak nienawidziła, dyrektor postanowił zafundować jej darmową dawkę bólu.

______________________________

*Dijonski szpital został wymyślony na potrzeby tego fanfika. Nie ma wielu informacji o Magicznej Francji i o szpitalach, dlatego wymyśliłam coś swojego. Jak wrażenia po pierwszym rozdziale :D?

Zaplątani w szaty • S.S WOLNO PISANEOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz