𝓡ozdział VIII

25 5 14
                                    

Grube, okute drzwi dobrze tłumiły dźwięki i nieco gorzej zapachy, ale coś podopowiadało Ekkaris, że właśnie toczy się tam dyskusja. W pewnym momencie kucharz pracujący przy szynkwasie odwrócił się i patrzył przez chwilę na drzwi z nożem ociekającym lepkim, zielonkawym płynem. Zapewne musiał usłyszeć coś niepokojącego – najwyraźniej nie było to jednak aż tak ważne, bo zakołysał się i wrócił do przerwanej pracy jak gdyby nigdy nic. Posłał tylko Ekkaris, siedzącej jak na szpilkach, kolejne dłuższe spojrzenie.

Wreszcie Furxas wrócił z tacą pełną drinków. Jeden, kolejny plusk Nostrino, znów postawił przed dziewczyną.

– Arszeft pomoże – wymruczał cicho. – Ale pod warunkiem.

– Jakim?

– Trzeba wejść do kuchni – mówił pospiesznie Furxas. – Jak najszybciej. Ale tak, by nikt nie widział. Ranni musi wymyślić.

Dziewczyna rozejrzała się szybko. W refektarzu było mniej gości, niż zazwyczaj, ale wciąż więcej, niżby sobie życzyła – w tym tacy, którzy nie zawahaliby się powiadomić ojca o wszystkim, co się tutaj wydarzy. Na pewno nie pominą tego, że tu była, a potem nagle zniknęła... A Vaarian doda dwa do dwóch, co do tego nie miała wątpliwości. 

Ale gdyby ktoś jej pomógł... Dostrzegła jeszcze kogoś i aż się uśmiechnęła, wietrząc nadzieję.

– Dattar – szepnęła. – Furxas, powiedz mu, że w koszu zostało jeszcze trochę wędzonych fetyszów.

– Zostało?

– Nawet stąd czuję ich zapach.

Ekkaris wychyliła się jeszcze i uśmiechnęła się, widząc, nad czym aktualnie pracuje kucharz. Właśnie kroił dziwaczne rośliny, ni to owoce, ni warzywa, o fioletowej, pomarszczonej skórze, wielkie niczym dłoń. Nazywano je rozgojnikami i dobrze przygotowane uchodziły za przysmak. Cały problem polegał na tym, że każdy owoc na talerzu zyskiwał nieprawdopodobną samoświadomość i za nic nie chciał zostać pokrojony na plasterki. Uciekał, toczył się, a w ostateczności zaczynał ze środka wypluwać dziwną substancję. Kwasek rozgojnika był w rarytasem demonów, choć niektórym potrafił zrobić sito z języka, ale duchy panicznie się go bały, bo rozpuszczał nietrwałą powłokę, która jeszcze im została. Przygotowywanie potraw z tej rośliny było więc karkołomnym zadaniem i wymagało pełnego skupienia.

– I rozgojniki – uzupełniła. – Powiedz to wszystko Dattarowi. Niech zapoluje.

Furxas był inteligentny, szczególnie jak na demona – i wiedział, do czego to prowadzi. Skrzywił się po swojemu, co wyglądało, jakby zaraz miał zamiar rzucić się na kogoś i rozszarpać go zębami.

– Zniszczy kuchnię. Za dużo zamieszania – burknął. – Będą problemy. Ranni jest pewna...?

– Dattar robiący zamieszanie to nic dziwnego. Ojciec, gdy już się pojawi, pewnie nawet nie zwróci na to uwagi. Zaufaj mi. I zaufaj jemu, ten jeden raz.

Furxas burknął, fuknął, ale widocznie uznał ten pomysł za akceptowalny, bo ruszył w kierunku imponującej kanapy w niewielkiej wnęce. Jej połowę aktualnie zajmował Dattar – demoniczne stworzenie, obdarzone własną wolą, bezsprzecznie złośliwym charakterem i najdziwniejszą aparycją, jaką można było sobie wyobrazić. Był właściwie wielkim cielskiem, obrośniętym puszystszym, czarnym futrem. Ogonów, wijących się niczym dym, nigdy nie dało się policzyć, bowiem wydawało się, że znikają i pojawiają się zależnie od humoru posiadacza. Trudno było powiedzieć, czy bardziej przerażają one, czy cztery pary nieregularnie rozmieszczonych oczu o pionowych źrenicach, patrzących na wszystko i wszystkich z wyższością. Bestia miała za to tylko jeden pysk i dwoje szpiczastych uszu, sterczących na czubku głowy, co tym bardziej wzmagało skojarzenia ze zwykłym kotem.

Z krwi zrodzonaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz