𝓡ozdział IX

18 5 13
                                    

Korytarz był ciemny jak przyszłość skazańców i ciągnął się w nieskończoność. Ekkaris starała się iść nim jednocześnie ostrożnie i energicznie, cały czas wytężając słuch. Była pewna, że ojciec zjawił się w refektarzu, nieważne, czy zaalarmowany przez kogoś czy sam z siebie, a skoro tak, pewnie już węszył. Martwiła się losem demonów. Czy będą w stanie obronić się przed Panem Umarłych?

W pewnej chwili troska sprawiła, że niemal zawróciła – powstrzymała ją tylko myśl, że i tak nie potrafiłaby otworzyć przejścia. Gdyby nie wielokrotne powoływanie się na arszeft, mogłaby nawet pomyśleć, że demony wpędziły ją w pułapkę – i jakaś obsesyjna, niewątpliwie odziedziczona po Vaarianie część niej dopuszczała taką możliwość. Ekkaris starała się ją zwalczyć. Życie w Shedralu od jakiegoś czasu strasznie ją nużyło, ale jeśli mogła powiedzieć, że czegoś zdołała się nauczyć, to tego, że świat bywał zupełnie nieprzewidywalny. Demony potrafiły być uczynne, szczere i wierne. Córka Pana Umarłych, teoretycznie trzecia najważniejsza istota w Piekielnych Krainach, mogła znaczyć mniej niż prosty żołnierz... I robić coś wbrew regułom ustalanym przez władcę – a nawet wbrew rozsądkowi.

Dziewczyna uśmiechnęła się, wodząc dłonią po chropowatej, zimnej ścianie. Doskonale wiedziała, że Furxas i inni kucharze korzystają ze swoich pozycji, by umożliwiać kontrabandę z i na zewnątrz Shedralu. Złapała ich na tym właśnie podczas przygotowań do wielkiej czystki w Porcie. Sekretny handel towarami i, co częstsze, środkami odurzającymi, kwitł pod samym nosem Vaariana, a on nie miał o tym pojęcia, bo demony pilnowały bezpieczeństwa bardziej niż skarbów. Nic, co mogłoby naprawdę zagrozić Shedralowi, nie dostawało się nawet w pobliże dworu. Gdy dziewczyna się o tym dowiedziała, na wszelki wypadek obserwowała cały proceder i ze zdumieniem odkryła, że istotnie nie dzieje się nic niebezpiecznego. Przemyt kwitł, waluta i towary lały się jak wody Nostrino, a wszyscy żyli spokojnie. Co więcej, jej milczenie spotkało się z zaskakującą wdzięcznością, która zaowocowała dołączeniem jej do arszeft. W całym procederze tylko jedno było dla niej niejasne – jak demony są w stanie przemycić cokolwiek bez zwracania uwagi. Teraz, idąc korytarzem, znalazła na to odpowiedź – choć natychmiast w jej głowie pojawiły się nowe. Skąd demony wiedziały o tym przejściu? Dlaczego nie wiedział o nim Vaarian? Kto jeszcze miał okazję się o nim dowiedzieć? I przede wszystkim – kto je wykonał?

Gdy korytarz ciągnął się i ciągnął, podobnie jak rozmyślania, a Ekkaris znów zaczęła rozważać, czy to aby nie jest pułapka, natrafiła na łagodne obniżenie terenu. A potem na kolejne. Schodki, wytarte raczej przez czas niż przez stopy, wiodły łagodnie w dół i zakręcały ostro. Próbując się nie potknąć, dziewczyna schodziła coraz szybciej, aż w końcu za kolejnym załomem korytarza zobaczyła małe światełko. Przez maleńki prześwit wpadał szum, zapachy i wilgotny, ciepły wyziew, woń Nostrino. Ekkaris wyjrzała na zewnątrz i zobaczyła, że musi być tuż nad brzegiem. Nie poznała tego miejsca, ale liczyło się tylko jedno: w pobliżu nie było żywej ani martwej duszy.

Od wolności dzieliła ją tylko ściana z litej, ciemnej skały. Ekkaris naparła na nią, ale bez większej nadziei. Kiedy jednak wsparła obie dłonie, pod palcami coś wyczuła. Symbole nie kojarzyły się jej z niczym, chociaż gdy wodziła po nich dłonią, poczuła leciutkie drgnienie. Wtedy przypomniały jej się ostatnie słowa Furxasa:

„Krew jest kluczem".

Spojrzała na sztylet, który dostała, i skrzywiła się. Oczywiście, do przewidzenia. W krainie, przez której środek przepływała rwąca rzeka krwi, posoka nie robiła na nikim wrażenia, jednak Ekkaris swoją traktowała z wielkim szacunkiem i nie lubiła jej przelewać z byle powodu – a tym bardziej oddawać nieznanym symbolom czy przecięciom. Teraz jednak najwyraźniej nie miała wyboru. Westchnęła ciężko, zrobiła nacięcie na obu dłoniach i przyłożyła je do wgłębień, które wcześniej wyczuła, mniej więcej przypominających ludzką dłoń – tyle że bez jednego palca. Przeszedł ją charakterystyczny dreszcz, nieprzyjemny i kłujący, ale nie cofnęła dłoni. Potulnie przyjmowała ból, obserwując, jak pieczęć rozjarza się coraz bardziej, jak wypełnia się światłem niczym krwią. Wreszcie błysnęła, ściana zniknęła – a zaskoczona Ekkaris aż poleciała do przodu, równowagę łapiąc w ostatnich chwili.

Z krwi zrodzonaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz