Psst! A pamiętacie jeszcze treść prologu???🫣
#LETsaLAINIE
Na drżących nogach przemierzałam korytarze budynku, w poszukiwaniu odpowiednich drzwi.
Byłam wdzięczna Draxy'emu, że tu ze mną przyjechał, bo nie wiem czy sama byłabym w stanie w ogóle wyjść z samochodu.
- Jesteś pewien, że chcesz tam ze mną wejść? - Zapytałam chłopaka, splatając razem nasze palce.
- Oczywiście, że tak. Poza tym ktoś musi skopać Walker'owi dupę, gdyby zaczął za bardzo pierdolić.
Zaśmiałam się na jego słowa i ruszyłam przed siebie.
Po chwili dotarliśmy pod wyznaczone miejsce i niepewnie zapukałam w drewnianą powłokę.
Drzwi uchyliły się i wyjrzał przez nie siwiejący mężczyzna.
- Witajcie. Widzę, że zabrałaś ze sobą kolegę. Nie ukrywam, że wolałbym powiedzieć Ci o wszystkim na osobności. – Przywitał się Ted.
- Dzień dobry. Jeśli to nie problem, to wolałabym, żeby Draxy był przy tej rozmowie. Ufam mu i daję Panu słowo, że wszystko co od Pana usłyszymy zostanie między nami.
Mężczyzna zmierzył Draxy'ego spojrzeniem, jednak kiwnął tylko głową i zaprosił nas do pomieszczenia.
Zajęliśmy miejsca na skórzanej kanapie, a Walker w tym czasie usiadł naprzeciw nas, nalewając wody do szklanek.
- Nie wiem od czego zacząć... Zapewne nie będziesz mogła uwierzyć w to, co za chwilę usłyszysz, jednak już teraz mogę Ci obiecać, że każde słowo, które Ci powiem, jest prawdą i mam na wszystko niezbite dowody.
Kiwnęłam głową na znak, że rozumiem i mocniej ścisnęłam dłoń chłopaka siedzącego obok mnie.
Cudem będzie jeśli nie złamię mu dzisiaj kości.
- Zanim przejdę do najważniejszych informacji, policja dalej szuka osoby odpowiedzialnej za wystrzał na bankiecie. Mają mnie o wszystkim informować na bieżąco. Jak wspominałem Ci już ostatnio, uważam, że maczała w tym palce osoba, która chce pozbyć się Ciebie z zawodów. Jestem niem...
- Ktoś zniszczył mój samochód. – Przerwałam mu nagle. – W czasie balu. Złożyliśmy zgłoszenie na policję i również czekamy na jakieś wieści. Nie wiem jak ktoś dał radę być w dwóch miejscach na raz, ale cholernie dobrze mu to wyszło. Przepraszam za „cholernie".
Nie wiedziałam czy mogę przy nim przeklinać, więc wolałam nie ryzykować.
Uśmiechną się na moje przeprosiny i kontynuował.
- Wiem o tym. Policja dała mi znać, gdy tylko zgłosiłaś, że jesteś jedną z zawodniczek WGP. Mieli odgórny nakaz informowania mnie, gdy ktoś zgłosi podobny problem i bierze udział w zawodach. Ale wracając, jestem niemal przekonany, że wiem kto pragnie wykluczyć Cię z zawodów za wszelką cenę. Tej informacji nie mogę Ci jednak jeszcze zdradzić, bo nie mam na to niezbitych dowodów. Jedynie skojarzenia z... z przeszłości. – Powiedział po chwili zawahania. – Moi detektywi pracują nad tym od kilku dni, także jednak wpadka i będzie po sprawie.
Szkoda, że wtedy żadne z nas nie wiedziało, że ta sprawa wcale nie będzie tak prosta do rozwiązania.
Ted sięgnął do teczki i wyjął z niej jakieś zdjęcie, które przesunął po stole w naszą stronę.
- Poznajecie?
- To Zack. Zawodnik pięćdziesiąt cztery. Czterokrotny mistrz World Grand Prix i niesamowity kierowca. – Odpowiedział od razu Draxy, wpatrując się w zdjęcie młodego mężczyzny.
W jego oczach dostrzegłam podziw, jakim darzył tego mężczyznę. Kiedyś wspomniał mi, że chciałby osiągnąć taki sam sukces jak on.
- Ta, to dzięki niemu Will miał do mnie wąty, bo podobno „zabrałam" mu ten numer. – Parsknęłam, przypominając sobie sytuację z początku zawodów.
- Cóż, teraz myślę, że przeznaczenie jednak istnieje. – Uśmiechnął się delikatnie Ted i zabrał zdjęcie.
- Co on ma z tym wszystkim wspólnego? Przecież nie żyje od dobrych kilkunastu lat. – Powiedział Draxy.
- Dokładnie to od dziewiętnastu. Zaraz do tego przejdę. Na początku, Lainie, chciałbym Ci powiedzieć, że jestem w stałym kontakcie z Twoimi rodzicami. – Zrobił krótką przerwę, abym chyba oswoiła się z jego słowami, które póki co nic mi nie powiedziały. – Wiedziałem, że są Japończykami i bardzo chcieli adoptować dziecko. Dziewczynkę. Twoja mama nie mogła zajść w ciążę i od kilku lat przeszukiwali różne domy adopcyjne. Jednak nie mogli na nic się zdecydować. Gdy byli na wakacjach w Wiedniu, spotkaliśmy się przypadkiem i dzięki krótkiej rozmowie, dowiedziałem się o ich problemie.
- Nic z tego nie rozumiem. – Przyznałam zestresowana.
- Piętnasty czerwca dwutysięcznego czwartego roku. – Odetchnął, a ja zobaczyłam w jego oczach olbrzymi smutek. - Ja z żoną i mój najlepszy przyjaciel z rodziną, jechaliśmy na wspólne wakacje po udanym sezonie wyścigowym. Jechałem pierwszy, gdy nagle w we wstecznym lusterku zobaczyłem czarnego Nissana bez tablic, który kręcił się przy samochodzie przyjaciela. Jechaliśmy autostradą i jak wiadomo, wszyscy jechaliśmy z dużą prędkością. Wyczułem, że coś jest nie tak i zacząłem zwalniać. Byłem jednak za daleko. Nissan nagle wjechał przed maskę przyjaciela i zahamował gwałtownie, przez co samochód zaczął dachować i zatrzymał się kilkanaście metrów dalej. Nissan zawrócił i odjechał. Nie miałem szansy, by zobaczyć kierowcę. Natychmiast podjechałem do auta przyjaciela, a żonie kazałem zadzwonić po policję i karetkę. Wysiadłem i otworzyłem drzwi od strony pasażera. Żona kolegi leżała nienaturalnie wygięta na przednim siedzeniu. Z jej głowy lała się krew. Popatrzyłem na przyjaciela, który próbował lekko uchylić powieki. „Uratuj ją. Uratuj naszą córkę. Nikt ma o niej nie wiedzieć" – mówił ledwo słyszalnie. Do dziś pamiętam jak ciężko było mu mówić, a jednak doskonale pamiętam każde jego słowo. Spojrzałem do tyłu i ich córka siedziała nieprzytomna, przypięta do fotelika. Wtedy zrozumiałem, że musiał wiedzieć o zagrożeniu i jego żona uratowała dziecko. Wiedziałem jak bardzo uwielbiał brać córkę na kolana podczas jazdy. I wiedziałem też, jak bardzo mała to uwielbiała.
Nic z tego nie rozumiałam, jednak czułam jak w moich oczach zebrały się łzy.
- Zabrałem więc dziecko, wyciągając je razem z fotelikiem i przypiąłem w swoim samochodzie, prosząc żonę, żeby pojechała do naszego zaufanego lekarza, aby je zbadał. Sam wyciągnąłem przyjaciela i reanimowałem go, czekając na przyjazd służb. Przyjaciel zmarł w drodze do szpitala, jego żona zmarła prawdopodobnie już w trakcie dachowania ze względu na pozycję w jakiej znajdowała się w tamtym czasie. Pochowałem ich oboje w Denver, gdzie obaj mieszkaliśmy. Po pogrzebie udałem się do Europy, żeby dotrzymać słowa danego przyjacielowi przed śmiercią i ukryć jego córkę z dala od tego świata. W Wiedniu spotkałem rodzinę Nakamura, którzy zgodzili się adoptować dziewczynkę i znali jej całą przeszłość. Przekazałem im wszystkie potrzebne dane, prosząc by zachowali jej nazwisko i niebieski naszyjnik niezapominajki, który dostała od ojca po narodzinach. By nigdy nie zapomniała skąd tak naprawdę pochodzi.
- Nie. – Wyszeptałam dławiącym szeptem.
- Ktoś chciał pozbyć się mojego przyjaciela. Przez to, że był niepokonany na torze, wiele osób go nienawidziło. – Ted podniósł na nas zaszklone spojrzenie i wypuścił drżące westchnienie.
Popatrzył na mnie z czułością i powiedział:
- Mój przyjaciel, nazywał się Zack Gortham. A Ty, Lainie, jesteś jego córką.
*****
Rozdział troszkę krótszy, ale myślę, że bardzo potrzebny.
I jak? Czyja teoria się sprawdziła?
Ps. Zapraszam na mojego tweetera żeby sobie wspolnie popisać o tej książce i następnej, która pojawi się już niedługo!
Tweeter: l0sammy_
Widzimy się jutro! Sammy
CZYTASZ
LET'S END THIS
ActionLainie jest wielką fanką motoryzacji. Odkąd została adoptowana, już jako małe dziecko, przejawiała ogromne zainteresowanie samochodami i okolicznymi wyścigami, które zresztą wygrywała. Draxy ma wiele wad, ale na pewno nie jest nią jego upartość i d...