20

477 39 6
                                    

W ciągu ostatnich pięćdziesięciu minut Benjamin zdążył pięć razy zapytać mnie czy dobrze się czuję. Oczywiście, że zapytał. Każda osoba z kilkoma pracującymi neuronami wyczułaby, że było coś ze mną nie tak. Mimo, że spędziłam w apartamencie Evrarda dwie noce nadal nie mieliśmy wystarczająco czasu by ze sobą porozmawiać. Benjamin zamykał się w swoim gabinecie albo przesiadywał do późnych godzin w firmie a mi nie było zbytnio po drodze by wyjaśnić między nami ostatnią sytuację. Oboje przyjęliśmy zgodną zasadę- nic się nie wydarzyło.

Gabinet Benjamina był całkowitym przeciwieństwem tego czego mogłam się po nim spodziewać. Na jego biurku oprócz komputera leżało pełno dokumentów, arkuszy, papierowych karteczek samoprzylepnych i pustych kubków z niedopitą kawą. Półki zaś wypełnione były od podłogi po sufit książkami, encyklopediami i nieuporządkowanymi bibelotami walającymi się w różnych miejscach.

Klapnęłam na obrotowy skórzany fotel i przyciągnęłam się do biurka, używając całej swojej siły w dłoniach. Oparłam głowę na ręku i ze znudzeniem obserwowałam tykający zegar na ścianie przed sobą. Benjamin pojechał na lotnisko dobrą godzinę temu, dlatego mogłam się go tu spodziewać lada moment. Razem ze swoją matką. Ta myśl jednocześnie przyprawiała mnie o mdłości i wprawiała w nieuzasadniony stan euforii. Bardzo polubiłam Christine. Byłabym dziwakiem gdybym mogła powiedzieć o niej cokolwiek negatywnego. Była najmilszą osobą jaką udało mi się poznać wśród rodziny Benjamina. Zawsze wręcz niepoprawnie idealna, ułożona, z miłym usposobieniem i uśmiechem na ustach. Miała w sobie ogrom empatii i życzliwości i na całe szczęście nie próbowała wywierać na nas jakiejkolwiek presji w związku ze ślubem. Mimo, że proponowała różne rozwiązania, każda decyzja należała wyłącznie do naszej dwójki. Była przeciwieństwem mojej rodzicielki, która wręcz obwieszczała co sądzi o każdym możliwym aspekcie mojego życia.

Zwróciłam uwagę na pustą, drewnianą ramkę, która stała na boku biurka. Zauważyłam, że w mieszkaniu nie miał żadnych sentymentalnych pamiątek, zdjęć czy rzeczy ukazujących jego osobowość. Oprócz tego jednego gabinetu, w którym tak często pracował jego mieszkanie wręcz było nieskazitelne. Wszystko idealnie poukładane, bez grama kurzu. Poduszki zawsze ułożone były pod idealnym kontem, sprawiając wrażenie, że kanapa nigdy nie była używana. Tak samo kuchnia, w której też rzadko przesiadywaliśmy. Właściwie oboje zostawaliśmy w pracy po godzinach i spędzaliśmy więcej czasu na mieście niż w aktualnym mieszkaniu.

Przejechałam palcem po szybce, wzdychając ociężale. Oderwałam wzrok od pustej ramki gdy tylko drzwi cicho zaskrzypiały a w nich pojawił się brunet. Stał z poważną miną, a na jego czole pojawiła się pionowa zmarszczka. Podszedł kilka kroków, zatrzymując się tuż przed szklanym blatem, przy którym siedziałam. Byłam przekonana, że jest wściekły o to, że się tu pojawiłam ale jedynie westchnął, wypuszczając z płuc powietrze. Zerknął na przedmiot, w który przed chwilą się wgapiałam.

- Nie miałem czasu wstawić żadnego zdjęcia.- zaczął się tłumaczyć, pocierając kark.

- Sądziłam, że zdjęcie długonogiej blondynki, z którą ostatnim razem cię widziałam umili ci widoki.

Nie potrafiłam się powstrzymać przed złośliwym komentarzem. Przechyliłam głowę i obserwowałam jak zacisnął usta, choć wydawał się tym rozbawiony.

- Och daruj sobie.- parsknął wyłącznie, podchodząc do mnie jeszcze bliżej.- Gotowa? Mama się przebiera, powinna za chwilę się tu pojawić.

Zerknęłam na niego przelotnie z pytającym spojrzeniem, wstając od biurka.

- Poszła się odświeżyć przed kolacją.

- Jestem przerażona i jednocześnie szczęśliwa, że znowu ją zobaczę.- odezwałam się po dłuższej przerwie, wyznając dokładnie to co siedziało w moim umyśle.

Wiza na miłość ZAKOŃCZONAOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz