White House at Night

90 13 29
                                    

Ktoś do mnie dzwoni po raz trzeci i pewnie bym to zignorował, gdyby nie zapach czekolady, który roznosi się w salonie. Dochodzi z kuchni, która jest niedaleko.

I tylko dlatego otwieram oczy. Nie dlatego, że denerwują mnie te telefony.

Ale odbieram, żeby dali mi spokój. Żeby Seven dała mi spokój, bo nie chce z nią rozmawiać. Nie chcę rozmawiać z kompletnie nikim.

— Podobno nie ma z tobą żadnego kontaktu — krzyczy na mnie. — ty niewychowany dziecku! Jak cię wychowałam, masz obierać telefony...

— Współczuję twoim dzieciom — wzdycham, a potem przypominam sobie, że przecież nas też nazywa dziećmi. — takim biologicznym. Bardzo dobrze, że takich nie masz.

— Ależ ty zabawny, Lloyd — prycha. — Kai powiedział, że nie może się do ciebie dodzwonić. A miesza pieprzoną ścianę obok!

— Jezu, naprawdę zaczynać prawić mi morały — zauważam. — naprawdę będziesz okropną matką. Czy możesz mi powiedzieć, po co dzwonisz, żebym mógł wrócić do swoich czynności?

Obijania się na kanapie.

— O piątek w fontaine à café.

— Czym? Jakiej fontannie.

— To taka kawiarnia. Macie przyjechać z Kai'em. O piątej.

— A nie możemy przyjechać po prostu do studia? — pytam, spoglądając na swoją bluzę, która okazuje się teraz super interesująca.

— Jeśli tam pójdziemy, zaczną pytać was o piosenkę, a z tego co wiem, to pisanie niezbyt ci teraz idzie — mówi już o wiele spokojniejszym tonem i wzdycha głośno. — po prostu się nie spóźnij, dobrze. To bardzo ważne.

— Obiecuję.

Rozłączam się i od razu planuję przykryć swoje ciało pod cienkim kocem, którego na pewno tu nie było, jak zasnąłem. Niestety, albo stety do salonu wchodzi Erica trzymając w dłoni kubek z czekoladą i kawą.

— Jak się spało? — pyta z uśmiechem, kiedy podnoszę się do pozycji siedzącej, przyjmując od niej ciepły kubek.

— Nie najgorzej — uśmiecham się i spoglądam jeszcze raz na kubek. — ale muszę już jechać.

— Odwieźć cię? — pyta, kiedy podnoszę się z kanapy i rozglądam w poszukiwaniu mojej bluzy.

— Nie, nie trzeba. Zamówię taksówkę — wzdycham. — Rodzice się pewnie zastanawiają, gdzie jestem — myślę głośno.

Schodząc po schodach spoglądam na te wiadomości, które do mnie przyszły i połączenia, których nie odebrałam. Chyba każdy, kto ma mój numer próbował się do mnie dobić na różne sposoby.

Odpisuję tylko Harumi, Pixal i chłopakom, że nic mi nie jest.

Znaczy, chyba coś mi jest, ale nie mogę o tym nikomu powiedzieć.

Mężczyzna wysadza mnie prosto pod domem, gdzie wszystkie samochody stają dokładnie w tych samych miejscach, co zawsze. Kiedy chce wejść, okazuje się, że drzwi są zamknięta. Szukam w torbie swoich kluczy, ale nie mam ich, więc intensywnie dzwonię dzwonkiem, żeby ktoś mnie usłyszał.

W końcu w drzwiach staje Kai, który spogląda na mnie, jakby właśnie zobaczył ducha, a przecież jeszcze nie umarłem.

— Kurwa mać — woła głośno i z początku myślałem, że mnie przytuli, ale on potrząsa moim ciałem. — Dlaczego do kury nędzy nie odpowiadasz na wiadomości! — krzyczy, dalej telepiąc całe moje ciało.

𝓣𝓱𝓮 𝓢𝓾𝓷𝓯𝓵𝓸𝔀𝓮𝓻𝓼 |𝓓𝓾𝓮𝓽 ||𝓝𝓲𝓷𝓳𝓪𝓰𝓸|Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz