Siedziałam na drewnianej ławce chłonąc kolejny romans, gdy ktoś pomierzwił mi włosy. Uniosłam głowę z nad książki i okazało się że był to Alfie. Szatyn uśmiechał się do mnie promiennie.
-Cześć Bethany- przeciągnął moje imię. -Co słychać?
-A wiesz leci jakoś..
-Jak po ostatniej imprezie?- spojrzał na mnie współczująco.
-Czuję się jeszcze troszkę nieswojo. Po tej akcji Blake zaczął poprawiać mi humor, więc zapomniałam przez chwilę. W każdym razie jest coraz lepiej.
-Przepraszam, że musiałaś przez to przechodzić. Nie wybaczyłbym sobie gdyby Chris..
-Nie przepraszaj Alfie..- położyłam dłoń na jego ramieniu, gdy usiadł obok mnie. - To nie twoja wina.
-Chris jest chujem.- warknął.- Jeszcze wraz z wszystkimi zrobimy z nim porządek.
-Myślisz że powinnam to gdzieś zgłosić? Do dyrekcji?
-To fatalny pomysł. Gdybyś wygadała o imprezie wydały by się jednocześnie wszystkie incydenty z imprezy. Seks, picie alkoholu, narkotyki. Każdy by na siebie nagadywał. I wtedy wyszłoby o wyścigach. Dyrekcja dowiedziałaby się o tym że są nielegalne i było by w skrócie przejebane. Blake miałby załatwione wizyty u psychiatry i tak dalej. Kurwa przepraszam. Bethany, tak mi przykro że nie można nic z tym zrobić.- spuścił głowę.
- Nic się nie dzieje Alfie. Nie zadręczaj się tym. Było minęło.
Zaczął mi mówić jak to było niebezpieczne i lekkomyślne z jego strony, że zostawił mnie na tej imprezie samą. Nie mam pięciu lat i umiem o siebie zadbać- pomyślałam.
Zaczęłam wracać myślami do wczorajszej kolacji. Robiłam to w tym dniu już kilka razy.
Wczoraj:
Postanowiłam ubrać się elegancko, okazując szacunek narzeczonej Lucasa. Założyłam na siebie komplet uszyty przez moją mamę. Była to szara spódniczka w kratkę i marynarka w tym samym kolorze. Pod spodem miałam jeszcze biały podkoszulek, a na nogach cieliste rajstopy. Spódniczka była idealnej długości, bo nie było widać moich ud, których okropnie się wstydziłam. Założyłam szaro-białe koturny, na małym obcasie, a włosy spięłam białą klamrą.
Nie malowałam się sztucznie, a delikatnie. Trochę korektora, by zakryć wory i moją bliznę na policzku, która wywoływała u mnie złe samopoczucie, lecz sama nigdy nie wiedziałam jak powstała. Błyszczyk na wyskubane, przez co przekrwione usta. Trochę błysku w okolicach kości policzkowych, kącików oczu i nosa. I tusz do rzęs. Odłożyłam kosmetyki do segregatora i skierowałam się na dół. W kuchni kręciła się ciocia, a w salonie na kanapie rozłożony był wujek.
-Pomóc ci ciociu?- zapytałam zaglądając zza ściany.
-Wow.. Bethany ślicznie wyglądasz, naprawdę.- otworzyła oczy w zachwycie. -Tak. Pomóż mi z Johnem. Obija się, oglądając telewizję.- westchnęła głośno.- Kochanie?
-Tak bubusiu?
-Nie nazywaj mnie tak, bo dostaniesz w łeb.
-Już tak nie mówię.- podniósł obie dłonie w geście obronnym.- Przepraszam bubusiu..
-Bethany otwórz szafkę po prawej i zgarnij z górnej półki..
-Tylko nie patelnia!- przypędził do kuchni niczym torpeda.
-Posłuszny. To mi się w tobie podoba.- ciocia poklepała go po głowie. -Bethany to wszystko. Nie musisz pomagać w niczym. Ale możesz mi opowiedzieć jak ci się podoba w szkole.
CZYTASZ
Miracle of shine
Teen FictionZ początku nie zapowiadało się że te dwa przeciwieństwa mają się ku sobie... 500 wyświetleń~ 19 października 2023r. 1000 wyświetleń~ 6 listopada 2023r.✨