14. Kocham cię, bracie

22 1 0
                                    


BLAKE:

-Wiem że spieprzyłem ale..

-Nie kończ.- przerwał mi ostro.- Mówiłem ci od początku, że masz nie zbliżać się do Bethany. Rozjaśniłem ci wszystkie za i przeciw. Tłumaczyłem ci jak bardzo byłoby to niebezpieczne. Nie tylko, dlatego że wciągnęłaby się w naszą grupę i całe to gówno, ale też dlatego że jestem, do kurwy chory. Po cichu umieram, a do niej się coraz bardziej przywiązuje. To też jest nieodpowiednie, przyznaję. Ale staram się być dla niej oschły.

-Też się staram..- schyliłem głowę, bo poczułem się przygnębiony.

-Właśnie zauważyłem. Gdy zadzwonił do mnie Adien to już wiedziałem, że stało się to czego się najbardziej obawiałem. Czemu to zrobiłeś? Nigdy nie wiązałeś się z dziewczynami. Tym bardziej pokroju Beth. Biednej, bezbronnej, która nie lubi gdy ktoś pali, ma smutne oczy i jest taka spokojna.

-Intryguje mnie i tyle.- powiedziałem i zacisnąłem wargi.- Czemu Aiden nas śledził?

-Widziałem jak razem odjeżdżacie. Nie byłbym pewien, czy mi o tym powiesz, więc..

-Wykorzystałeś Adiena.- skinąłem.- To czaje. Ale nie rozumiem twojej logiki. Dlaczego twoja choroba zabrania mi na poznanie Beth?

-Wiedziałem od początku że coś was połączy prędzej czy później.- patrzył przed siebie wypalając papierosa. - Coś silnego jest między wami, wiem to. Dlatego też chciałem to zatrzymać.- spojrzał na mnie.- Słuchaj Blake.. Moje serce może przestać bić nawet jutro. Co byś zrobił? Zostałbyś tutaj? Tu gdzie o mnie przypominają ci wyścigi, uliczki którymi przechodziliśmy za dzieciaka, mój dom, twój dom, dom naszej paczki, czy też szkoła? Spytam jeszcze raz. Co byś zrobił?

-Ja..- wziąłem drżący oddech.- Wyjechałbym.

-Widzisz.- wzruszył ramionami.- Moja śmierć może ją zaboleć ale nie musi. Gdy oboje się powstrzymamy i przestaniemy z nią rozmawiać, ona nie będzie załamana jak przegram walkę z rakiem. Wtedy będzie jej przykro, bo zawsze tak jest. Alfie będzie wspierał ją, a ona jego. I sobie poradzą. Gdybyście byli razem byłoby wspaniale. Szczęśliwi, beztroscy, a wasze serca pełne miłości. Nagle znajdziecie się na moim pogrzebie. I będziesz chciał cofnąć czas, bo nie miałbyś serca zostawić ją w tym stanie. Ale wtedy będzie za późno.. Zostawisz ją. A ona.. Sobie nie poradzi, bo będzie cię kochała do zapomnienia.

-Luc nie mów tak..

-Mówię jak jest, młody. Pogodziłem się z tym. Teraz kolej na ciebie. Zawsze w ciebie wierzyłem. Gdy pierwszy raz zobaczyłem cię przy piaskownicy, widziałem w tobie materiał na przyjaciele na wieki. Dokuczali ci, a ja ci pomogłem, nie wiem czy pamiętasz..

-Jak mógłbym zapomnieć.- pociągnąłem nosem.

-Wtedy staliśmy się nierozłączni. I pomimo wzlotów i upadków, dalej jesteśmy tu razem. Nie chcę żeby moja śmierć bardzo cię przytłoczyła. Będę przy tobie, nawet po życiu na tym chorym świecie. Jesteś moim bratem. Nauczyłeś się tak wiele. A teraz proszę. Zrób to dla mnie ale też dla siebie samego. Przejdź przez to sam. Zejdziesz na dno, aż w końcu z niego wyjdziesz. I mam nadzieję, że odnajdziesz tego faceta, który potrącił twoją mamę.

-Mam przestać się do niej.. Odzywać?- spojrzałem na niego powstrzymując łzy.

-Tak, Blake. Dobrze wiesz czemu.

-Jasne.- spuściłem wzrok. Jedna łza spłynęła po moim zimnym policzku. Po dłoniach Beth, na moim karku zostały tylko wspomnienia. Tak bardzo bym chciał, znowu poczuć jej ciepło.

To już koniec opublikowanych części.

⏰ Ostatnio Aktualizowane: Jul 22 ⏰

Dodaj to dzieło do Biblioteki, aby dostawać powiadomienia o nowych częściach!

Miracle of shineOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz