5. Faceci nie płaczą, Bethany. To zwykła alergia.

118 4 3
                                    

Przed przyjazdem do Californii przysięgłam samej sobie, że będę lepszą wersją siebie. Że skończę z byciem pośmiewiskiem. Że pokażę wszystkim swoją nową odsłonę. Przysięgłam też że się zmienię na lepsze. Chociażby poprawię swoją samoakceptacje, usunę większość kompleksów czy będę asertywna. Byłam dumna, że zaczęłam do tego dążyć. 

Jednak czasem miałam złe dni. Chciałam płakać. Chciałam być sama ze sobą. Chciałam pozbierać i poukładać natłok myśli. I chciałam odciąć się od wszystkiego. Właśnie sobota była do tego idealnym rozwiązaniem. Wiedziałam, że był to dzień na wyżycie się.

Po śniadaniu w kiepskim humorze pobiegłam na górę, chcąc zaszyć się do końca dnia w moim pokoju. Niestety plan pokrzyżował mi plany. Ujrzałam Lucasa stojącego na balkonie z papierosem w dłoni. Tym razem zaskoczyło mnie to o wiele bardziej niż zazwyczaj. Był ubrany w białą koszulkę i szare dresowe spodnie, a czarne włosy wilgotne. Nie zdziwiło mnie to. Nie zdziwił mnie też fakt, że był w domu co rzadko się zdarzało. Najdziwniejsze było to, że nie miał poważnej miny. On płakał. Może nie krztusił się łzami.. Ale jego klatka piersiowa drżała, a po policzkach spływały grube łzy. Coś w środku trochę mnie zabolało.

Nogi same poprowadziły mnie na balkon. W ciszy stanęłam obok niego i oparłam się o framugę. Z jednej strony chciałam go pocieszyć, choć sama nie czułam się zbyt dobrze. Ale gdy ja płakałam zawsze przy mnie była mama, która poprawiała moje samopoczucie. Przy nim nikogo w tym momencie nie było. Z drugiej strony bałam się jaka będzie jego reakcja. Czy mnie spoliczkuje? Czy nakrzyczy? Czy popchnie? Ale czemu by nie pójść na głęboką wodę?

-Mogę też?- wskazałam na papierosa w jego dłoni.

-Masz siedemnaście lat. - mruknął, nawet nie zaszczycając mnie spojrzeniem. 

-No i co?- wzruszyłam ramionami. - Tylko jedn..

-Nie. - warknął.- Spierdalaj już.

-Nie.- założyłam ręce na piersi.- Co się stało?

-Gówno.- przewrócił oczami. - Nie interesuj się.

-Dobrze.- szepnęłam.- Nie musisz mi mówić co się wydarzyło ale chciałabym cię jakoś pocieszyć. Wiem jak to jest gdy jest ci przykro i może nie wiem... Chciałbyś porozmawiać?

-Nie pogrążaj się.- westchnął gasząc papierosa. -Koniec żarcików, idź oglądać bajki.

-Mówię poważnie.- uniosłam brwi. Wtedy na mnie spojrzał. W jego jasnych tęczówkach widziałam tyle cierpienia i bólu. - Płaczesz.

-Faceci nie płaczą, Bethany.- odwrócił wzrok.- To zwykła alergia.

-Owszem płaczą.-zmarszczyłam brwi. - Każdy ma chwile słabości. I nic w tym złego. Nie ma znaczenia płeć. 

-Przemądrzała jak zwykle. - przewrócił oczami ale coś co potem utkwiło mi w głowie było nie do opisania. Lucas był zawsze poważny. Posyłał gorzkie i fałszywe uśmiechy. Kpiące lub z grymasem. Ale w tamtym momencie zobaczyłam jak minimalnie unoszą się jego kąciki ust. Nie na przymus. Osiągnęłam cel, bo chciałam go pocieszyć.

-Ja..- chrząknęłam.

-Ty?

-Chciałbyś może się..- spuściłam wzrok. Cholera musiałam dokończyć mimo że było to bardzo ryzykowne posunięcie.- Przytulić?- zacisnęłam ręce ze stresu. - Znaczy wiesz jak nie chcesz, to nie trzeba ale chciałabym żebyś poczuł się lepiej. No oczywiście jeśli nie..- nie dokończyłam, bo metaforą dosłownie nogi mi odpadły. 

Lucas lekko mnie uścisnął, po czym ja jak najszybciej odwzajemniłam uścisk. Przy tym przytuleniu czułam tą typową więź rodzinną. Tak mi tego brakowało. 

Miracle of shineOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz