Rozdział 6

139 6 3
                                    

Wakacyjne poranki, to coś co darzyłam ogromną sympatią. Bo czy był ktokolwiek kto lubił chodzić do tej okropnej placówki? Uważam, że raczej nie. No chyba, że nauczyciele. Na szczęście, w końcowych dniach czerwca nie musiałam się tym martwić.

Było piękne, bezchmurne niebo, a ja właśnie wychodziłam z domu. Od razu zobaczyłam stojące pod nim auto. Chłopak Emmy, Luis, zaprosił nas na jeden dzień do domku wakacyjnego jego rodziców w Malibu. Byłam tam tylko raz, w tamtym roku, ale nie noc. Po prostu Harrison poprosiła mnie, bym pojechała z nią go tam odwiedzić .

Luis Wilson był wysokim blondynem i miałam wrażenie, że na jego twarzy zawsze był uśmiech. Jego oczy były niebieskie niczym morze. Zresztą, tak samo jak oczy Emmy. Uważałam, że idealnie do siebie pasowali. Tak naprawdę znali się od dziecka, ale nie do końca za sobą przepadali. Wszystko zmieniło się gdy zaczęli dojrzewać, a on się w niej zauroczył. Są już razem od dobrych dwóch lat i mam nadzieję, że razem się zestarzeją.

Weszłam do samochodu, witając się z każdym z osobna. Dodatkowo jechali z nami Laura i jej chłopak, Oliver, Evelyn i... Anthony? Co on tu do cholery robił. Ja pierdolę. Wysiadam - pomyślałam od razu, łapiąc z nim kontakt wzrokowy.

Byłam w stanie zrozumieć pójście na tą imprezę. Ale nie cholerny wypad z przyjaciółmi! Może niech jeszcze wbije nam do auta, jak będę jechać na wakacje?!

Widzieliśmy się raz od piątku. Nie na długo, po prostu mama prosiła żebym z nią na moment poszła. Pamiętam, że byłam wtedy niesamowicie oschła dla Anthony'ego. W sumie to cały czas jestem, ale robi wszystko by na to zasługiwać.

-Aurelia! Zaprosiliśmy też Anthony'ego! Poznaliśmy się na imprezie u Laury i od razu złapaliśmy zarąbisty kontakt - powiedział podjarany Oliver.

Jej super!
Żart.

-Um, spoko. Hej - przywitałam się z nim, podnosząc niechętnie rękę, a on rozweselony odpowiedział.

Jedyny plus był taki że nie musiałam siedzieć obok niego. Usiadł z przodu, obok Luisa. Ja zajęłam miejsce obok Evelyn i Emmy, a na tyle zasiedli Oliver i Laura. No to wyruszamy. Z debilem na pokładzie.

Gdy zapięłam pasy, wskazałam głową na sąsiada i zapytałam cicho dziewczyny o co tu chodzi. Rozumiałam, że również dostał zaproszenie. Ale zakładam, że gdybym to ja tak się wpieprzała mu do życia, to także nie byłby chłop zadowolony.

-Sorry, ale Luis i Oliver stwierdzili, że też go bierzemy. Dosłownie wczoraj wieczorem do niego napisali. Prosiłam, żeby zapytali się ciebie, ale nie słuchali - wyszeptała zmieszana Emma.

-Nie musisz z nim gadać- dodała druga, również szeptem.

Gorzej jak on będzie gadać coś do mnie. Przecież nie będę stać jak głucha i udawać, że nie słyszę. A szkoda, bo naprawdę wolałabym go ignorować.

-Dobra, cieszmy się wyjazdem! - westchnęłam, po posmarowaniu swoich ust balsamem, gdyż były strasznie wysuszone. - Bez przesady, to tylko dzień - dodałam, chociaż myślałam co innego.

-No fakt, cieszę się, że nie jesteś zła. W sumie też mogłam ci powiedzieć - kontynuowała Harrison.

-Dobra, spoko, nie przesadzaj.

-Czaisz, że nawet ostatnio się spotkali? Chłopcy.

-Serio?

-No!

-O mój boże...

Oliver trochę narzekał, że siedzi tak daleko chłopców, ale umówiliśmy się, że w drodze powrotnej zmienimy układ siedzenia. Z tego powodu też mieliśmy okazję usłyszeć sprzeczkę pomiędzy nim a Laurą, gdyż dziewczyna stwierdziła, że jej już nie kocha. Ach, te związki.

You have my heartOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz