Rozdział 3

157 9 5
                                    

-Jest dwunasta dziesięć, spóźniłaś się - powiedział Anthony, otwierając mi drzwi.

Pierwszy raz byłam w domu Collinsów. Mimo, że stałam w przedsionku, już na wejściu widać było elegancję. Samo to pomieszczenie było duże i bardzo przestrzenne.

-No co ty nie powiesz - sarknęłam, czekając, aż chłopak ubierze buty. - Co się tak wystroiłeś jak szczur na otwarcie kanału? - Chłopak ułożył swoje bujne włosy i ubrał się dość elegancko.

Ja założyłam krótki czarny top i jeansowe spodenki, a przez ramie przewiązałam białą bluzę.

-Paparazzi. Nie chcę wyglądać jak burak - stwierdził.

-Czyli mam się spodziewać paparazzi?! No jeszcze tego zabrakło! - krzyknęłam zła. - Tak czy siak wyglądasz jak burak, idziemy?

-Już idziemy. Niecierpliwa jesteś. Poza tym ty też się wystroiłaś, a to, że spotkamy paparazzi jest raczej nieuniknione - przyznał, gdy szliśmy do jego auta. - Jedziemy tym - wskazał na czarne porsche.

-No i git. Ty prowadzisz, ja będę mówić gdzie jechać - powiedziałam mu, po czym wsiadłam do samochodu. W jego wnętrzu pachniało męskimi, intensywnymi perfumami. Nie wiem czy ten chłop wypsikał nimi auto, czy o co chodziło, ale zapach był na prawdę mocny.

-Włącz coś - polecił Collins, wskazując na telefon. Połączyłam się więc z pojazdem i weszłam na Spotify. - Możesz mój nowy album - dodał, robiąc cwaniacki uśmiech.

-W twoich snach. Nie słucham takiego gówna.

-Gówna?! Dobra, włącz cokolwiek i mów gdzie jechać.

Włączyłam więc piosenkę Stole the show, po czym odpaliłam nawigację i ustawiłam telefon na uchwycie.

-Darling, darling, oh, turn the lights back on now! - śpiewał Anthony, trzeba było przyznać że głos miał świetny. Niestety inteligencję zerową. Prześpiewał każdą piosenkę jaką puściłam, a ja tylko się śmiałam i sprawdzałam czy zna teksty przypadkowych utworów, które puszczałam. W końcu dotarliśmy na miejsce.

-No i? Co to jest? - zapytał od razu gdy wyszliśmy z porsche.

-Nie marudź, chodź - odpowiedziałam. Szliśmy przez około trzy minuty w ciszy, tak by w końcu usiąść na wzgórzu, z którego było widać niemal całe Los Angeles. - Proszę bardzo. Piękne widoczki.

Dookoła nas było kilkanaście ludzi, ale nie sporo. Dlatego też lubiłam tu być. Świetna panorama miasta, bez zbędnych turystów. Znaczy, zawsze jacyś tu byli, ale nie przesadnie.

-Przychodzisz tu często? - spytał i usiadł obok mnie. Niech się lepiej trochę odsunie, pomyślałam.

-Nie. Rzadko, ale to ładne miejsce. Mam inne, gdzie nikogo nie zapraszam - przyznałam akcentując słowo nikogo.

-Rozumiem. Czyli nikt o nich nie wie?

-O tych, o których myślę, nikt. A co?

-Nic, tak pytam. Jak coś, to nie podglądałem ciebie przedwczoraj, no i też mnie nie obudziłaś - powiedział, na co ja parsknęłam. - Po prostu słyszałem, że ktoś śpiewa, więc wyszedłem zobaczyć.

-Nie wyglądałeś jakbyś właśnie wstał. Domyśliłam się. Kto normalny śpi w koszuli i z idealnie ułożonymi włosami? No proszę...

-Idealnie? - dopytał podchwytliwe, znowu się szczerząc.

-Nie wytrzymam z tobą - odwróciłam od niego wzrok, patrząc teraz na miasto. - Czyli... masz teraz wolne od studia?

-No. Stwierdziłem, że potrzebuję odpoczynku. Potem chcę pomyśleć o jakiejś większej trasie koncertowej, czy coś - wytłumaczył. - Jesteś zaproszona!

You have my heartOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz