Część 6. Amortencja

46 10 32
                                    

Draco

Nasza rozmowa nie była skończona i obydwoje dobrze zdawaliśmy sobie z tego sprawę. Gdy Weasley opuściła moje biuro, w mojej duszy szalał sztorm, gotów zatopić mnie w fali gniewu. Harold, ten zasrany Harold, przerwał nam w najmniej odpowiednim momencie. Moje wnętrzności krzyczały z frustracji, ale jednocześnie musiałem pogodzić się z tym, że to ja osobiście upieprzyłem tę okazję. Nie tylko nie zdołałem jej przekonać, ale także klęską zakończyła się moja próba wciśnięcia jej pierścionka na palec.

- I co, tak po prostu pozwoliłeś jej odejść? - zapytał Nott, sprawując funkcję barmana, gdy napełniał moją szklankę bursztynowym płynem. Zerknąłem na niego, unosząc brwi. Znaleźliśmy się teraz w moim półmrocznym salonie, kończąc pierwszą butelkę ognistej.

- A co twoim zdaniem miałem wtedy zrobić? – odpowiedziałem, odrywając się od oparcia starego fotela. Zaciągnąłem się mocno, odczuwając, jak wypity alkohol od razu drażni moje gardło. - Byłem w robocie, nie miałem zbyt dużej przestrzeni do manewru.

- Błąd – Teodor traktował swoją ognistą jak eliksir życia. Jego szklanka wciąż stała na blacie, a on sam przybrał pozę mędrcy, choć zdecydowanie nim nie był. - Nie chcę cię zniechęcać, stary, ale miałeś doskonałą okazję do przekonania jej.

Odstawiłem pustą szklankę, a moja głowa opadła na zagłówek fotela. Sytuacja była beznadziejna. Nie tylko zawiodłem podczas rozmowy z Weasley, chociaż jej wizyta w banku była dla mnie darem z niebios, ale także wizyta u matki w Mungu stanowiła dodatkowy cios w moje serce. Jej stan zdrowia nie pogorszył się, ale poprawy też nie było. Czas uparcie płynął, a ja byłem zakleszczony w patowej sytuacji.

- ...czy ty mnie w ogóle słuchasz?

Pytanie Notta przeniosło mnie z powrotem na ziemię. Spojrzałem na niego półprzytomnym wzrokiem, nabierając powietrza, aby je zaraz potem ciężko wypuścić.

- Nie wiem, co robić - przyznałem, czując, jak moja bezradność rośnie. Im więcej czasu upływało, tym bardziej uświadamiałem sobie, jak okropna jest moja sytuacja. - W życiu nie przypuszczałem, że cokolwiek zależeć będzie od Weasley.

- Czasem los nas zaskakuje - odezwał się Teodor, wciąż bacznie mnie obserwując. - Ale jeszcze nie wszystko stracone. Musisz bardziej skupić się na tym, czego naprawdę chcesz osiągnąć. A jeśli ta panienka jest aż tak trudna, jak mówisz, musisz jej trochę pomóc.

Zmarszczyłem czoło, przyglądając mu się uważniej. Wydawało mi się, że już zrobiłem zbyt wiele, aby przekonać ją do siebie. Nott jednak widział coś, czego ja nie dostrzegałem, bo uśmiechnął się szeroko, opierając dłonie na kolanach.

- Dobra – odezwałem się, poddając się. Mógłbym wysłuchać, co miał do powiedzenia. - Mów.

Nott wstał i ruszył w stronę kanapy, gdzie porzucił swój płaszcz zaraz po przyjściu. Patrzyłem, jak przeszukuje kieszenie, aż wreszcie wyciągnął z nich małą fiolkę. Z zadowoleniem spojrzał w moją stronę.

- Tak sobie pomyślałem, że możesz tego potrzebować - powiedział, wracając na fotel. Usiadł, stawiając fiolkę na stole. Chwycił swoją szklankę i rozsiadł się wygodnie. Przez chwilę wpatrywałem się w niezidentyfikowany płyn, próbując zrozumieć, co Nott ma na myśli. W końcu podniosłem wzrok, spotykając jego spojrzenie. - Amortencja - powiedział tak, jakby przedstawiał mi zwykły eliksir na przeziębienie. - Kilka kropel, a Weasley zje ci z ręki i zgodzi się na wszystko, o co ją poprosisz. Nawet na ślub.

- Kpisz sobie ze mnie? – zapytałem, czując, jak oburzenie rośnie we mnie. Potrzebowałem pomocy, by skłonić Ginny do spełnienia tej przysługi, ale miałem pewne granice. Nigdy nie posunąłbym się do podawania jej eliksiru miłości, by podstępem zmusić ją do małżeństwa.

Zakazana graOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz