Część 8. Pour toujours pur

37 3 14
                                    

Ginny

- Wszystko sprawdziłem - Malfoy przesunął w moją stronę pergamin zapisany drobnym pismem. - W Wydziale Stanu Cywilnego możemy wziąć ślub już za tydzień. Jeśli dziś zarezerwujemy termin, zdążymy ze wszystkimi formalnościami do końca miesiąca. Włącznie z wypłatą spadku.

W zacisznym kącie Dziurawego Kotła, gdzie światło ledwo docierało przez zakurzone szyby, siedzieliśmy z Malfoyem przy małym, wysłużonym stoliku. Stare drewno skrzypiało przy każdym naszym ruchu, jakby chciało zdradzić nasz sekret. Z oddali dobiegał stłumiony gwar rozmów i brzęk kufli, ale tutaj, w naszej niewielkiej enklawie cienia, byliśmy bezpieczni od wścibskich spojrzeń i przypadkowych świadków.

- Do końca miesiąca? - powtórzyłam jak echo, nie mogąc powstrzymać nutki paniki w głosie. Przełknęłam ślinę, próbując się opanować. - Skąd ten pośpiech?

Malfoy podniósł wzrok znad pergaminu, a jego spojrzenie wylądowało na mojej twarzy. W mdłym świetle świec jego twarz wydawała się jeszcze bledsza niż zwykle, a cienie pod oczami zdradzały nieprzespane noce.

- Już mówiłem, że ta sprawa jest pilna, Weasley - odpowiedział powoli, ważąc każde słowo. Pochylił się nad stolikiem i zniżył głos do szeptu. - Im szybciej załatwimy co trzeba, tym lepiej dla... - urwał, rozglądając się niespokojnie. Instynktownie zrobiłam to samo, ale poza starym Tomem przecierającym zakurzone kufle za barem, nikt nie zwracał na nas uwagi. - Dla nas wszystkich - dokończył, ponownie sięgając po pergamin.

Minęły dwa dni od mojej obietnicy, że za niego wyjdę. Wciąż miałam przed oczami jego twarz, gdy mu to oznajmiłam - jak przechodziła przez całą gamę emocji: od niedowierzania, przez podejrzliwość, aż po to osobliwe spojrzenie, którego nie potrafiłam rozszyfrować. "Weasley, jeśli to jakiś żart..." - zaczął wtedy, ale przerwałam mu stanowczym gestem. Dopiero po dziesiątym zapewnieniu, że wiem, co robię, coś w jego postawie się zmieniło. Napięte ramiona opadły, a zmarszczki między brwiami wygładziły się, jakby w ciągu kilku sekund ktoś zdjął z niego niewidzialny ciężar.

- No dobra - mruknęłam, pochylając się nad dokumentem. Zapach starego pergaminu zmieszał się z aromatem świeżo parzonej kawy. - O ile dobrze myślę, wesele sobie odpuszczamy? - Uniosłam palec, rozpoczynając mentalną listę spraw do załatwienia. Malfoy potwierdził skinięciem głową, nie odrywając wzroku od listy. Podniosłam drugi palec, drugą ręką sięgając po filiżankę. - Świadkowie?

- Teodor i Pansy - wyrzucił z siebie jednym tchem. Kawa w mojej filiżance zafalowała niebezpiecznie, gdy moja dłoń drgnęła gwałtownie.

- Chyba sobie jaja robisz - wysyczałam, czekając, aż w końcu na mnie spojrzy. Ale on wciąż studiował pergamin, jakby był najciekawszą rzeczą na świecie. - Dlaczego świadkami mają być tylko twoi ludzie?

- Bo im mniej osób wie... - Malfoy nerwowo zabębnił palcami o blat stołu - ...tym lepiej dla nas.

- Ale oni? - Mój głos był ledwie słyszalnym szeptem.

W końcu podniósł wzrok. Jego szare oczy były dziwnie matowe w półmroku.

- Weasley - zaczął tonem, od którego poczułam się jak pierwszoklasistka przyłapana na ściąganiu. - Oni wiedzą. Mam do nich stuprocentowe zaufanie. Nikomu o niczym nie powiedzą. Z twoimi znajomymi i rodziną... - zawiesił głos - mogłoby być różnie.

- Uważasz, że moja rodzina doniosłaby na własną córkę i siostrę? - Czułam, jak rumieniec wpełza mi na policzki.

- Macie tak krystalicznie czyste charaktery, że nie wahaliby się ani chwili - zmierzył mnie uważnym spojrzeniem. - Chociaż dla ciebie dużo większą karą byłoby pewnie to, że byliby bardzo zawiedzeni córką, która łamie prawo.

Zakazana graOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz