🌕the funeral of my happines🌕(epilog)

463 19 133
                                    

Po śmierci Oliwiera czas się nie zatrzymał, wręcz przeciwnie, znacznie przyspieszył, w połowie września odbył się pogrzeb
chłopaka, po którym Bartek w pełni się załamał, siedział w pokoju, wychodząc z niego tylko raz dziennie, o godzinie 24, tylko po to by móc spojrzeć w gwiazdy, i zażyczyć sobie by Oliwier powrócił, robił tak dzień w dzień, oczywiście życie to nie była jakaś bajka, by ukochany Bartka magicznym sposobem ożył, i zaczął żyć z nim szczęśliwie, więc jego prośby do gwiazd nie zadziałały.

Propo szczęścia pewnie zastanawiacie się jak w życiu poradził sobie Bartek, zapewnię chcielibyście usłyszeć że było wspaniałe, lecz nie jestem tutaj by was okłamywać, jego życie potoczyło się najgorszą ścieżka, nie zdał ostatniej klasy liceum przez co siedział dodatkowy rok w szkole.

Przez swoją żałobę stracił także całkowity kontakt z swoimi przyjaciółmi, po pewnym czasie nawet Faustyna się poddała, i przestała walczyć o relację.

Ciągle był samotny, wiele razy myślał by odebrać sobie życie, chciał dołączyć do Oliwiera w świecie po śmiercią, niestety strach mu nie pozwalał.

Gdy Bartek w końcu zakończył szkołę wyprowadził się od rodziców, oraz zbuntował się i zaczął robić swoją muzykę, niestety to także mu nie wyszło, po pierwszym jego kawałku spadł na niego ogromny hejt, którym zbyt się przejął by kontynuować spełniania swoich marzeń, do tego musiał znaleźć sobie normalną pracę, co mu wyszło, lecz pracował jedynie z przymusu, nienawidził tej pracy, prawie tak bardzo jak swojego życia, niestety musiał pracować, musiał zarabiać na utrzymanie się oraz jedzenie.

Gdy skończył  30 lat dopiero wtedy zaakceptował swój los, oraz to że nie był w stanie uratować kogoś kogo pokochał, żył w cyklu, praca, więcej pracy, chwila patrzenia w gwiazdy, jeszcze więcej pracy i krótki sen, udało mu się tak żyć, tylko rok, ponieważ dostał następny olbrzymi cios od świata, jego matka odeszła, tak samo jak Oliwier.

Został wtedy na świecie zupełnie sam, nie miał przyjaciół ani żadnej miłości, jego ojciec także zbytnio się nim nie interesował, jego życie nie miało sensu, lecz ciągnął je dalej ponieważ śmierć dalej zbyt go przerażała.

Podczas jego już 42 urodzin, jako prezent, dowiedział się że jest śmiertelnie chory, i zostało mu maksymalnie 4 lata życia, pierwszy raz postanowił go nie marnować oraz wyjechać, miał wiele pieniędzy ponieważ przez te wszystkie lata oszczędzał, wyjechał nie do kraju swoich marzeń, lecz do Rio De Janeiro, kraju z marzeń Oliwiera, o którym ciągle pamiętał, i ciągle o każdej nocy myślał o nim wpatrując się w gwiazdy.

Oczywiście przed wyjazdem, odwiedził miejsce które dalej, jakimś cudem się trzymało, i nie zostało zburzone, był to skatepark, skatepark na którym pozostawił naprawdę dużo wspomnień.

Wtedy otrzymał następny prezent od losu, ponieważ nie przebywał na skateparku sam, był na nim bezdomny piesek, z białą sierścią, który gryzł akurat deskorolkę przypominającą tą którą posiadał Oliwier 24 lata temu.

Bartek odrazu go przygarnął, i zawiózł do weterynarza na kontrolne badanie, nie zwracał uwagi na możliwość, że ten pies mógł do kogoś należeć, Bartek był pewny że nie jest to zwykły pies, był pewny że jest to jego miłość o której pamiętał i myślał przez te wszystkie lata, był pewny że to miłość jego życia która odeszła z ciała ludzkiego, lecz wróciła w innej postaci, niby był to bardzo dziwny tok myślenia, lecz tylko takim był w stanie poczuć pierwszy raz od wielu lat szczęście.

Gdy Kostek, bo tak nazwał psiaka Bartek, był już w pełni szczepiony, oraz był w pełni pod opieką Bartka, Bartuś pojechał z nim na lotnisko i wyleciał bez jakiegokolwiek zastanowienia z kraju, do ktaju w którym zakupił już sobie domek z marzeń Oliwiera, spokojny, na odludziu, drewniany, przy plaży z wielkimi falami.

Żył tak aż nie zaczęło mu się  pogarszać, był w stanie zyskać 2 lata ekstra życia lecz nie skorzystał z tego, był w końcu szczęśliwy, miał kogoś kogo w końcu był w stanie pokochać z wzajemnością, i dopiero w tedy uświadomiłem sobie że śmierć nie jest wcale taka straszna, i, i tak czekała go prędzej czy później.

Podczas pogarszania się jego choroby nie stało się nic ciekawego, Bartek żył spokojnym życiem i rutyną, lecz w końcu musiał nadejść ten dzień, dzień w którym na Bartka w końcu nadszedł czas, dzień w którym śmierć stała przed jego drzwiami.

Zakończył swoje życie w swój sposób, czyli robiąc to, co robił codziennie, leżał z kostkiem na piasku lekko głaszcząc go po pysku, wpatrywał się w gwiazdy i gadał pod nosem głupoty myśląc o Oliwierze, zapewne chcielibyście usłyszeć jego ostatnie słowa, które brzmiały: "Wiesz co Oli, jesteś jedyną osobą którą pokochałem, dziwne, miałem tyle szans do miłości, a moje serce wybrało akurat ciebie i nie chciało puścić i w sumie dalej nie chce, wiesz że pocałunek z tobą był moim pierwszym, i zarazem ostatnim, dziwne jest to że nie żyjesz już od tylu lat, a powróciłeś do mnie w postaci szczeniaka, jeśli to w ogóle jesteś ty, możliwe że już totalnie oszalałem, lecz mam nadzieję że jesteś szczęśliwy, niby nie udało mi się spełnić moich marzeń, ale chociaż mam nadzieję że udało mi się spełnić te twoje, mam nadzieję że wiesz o tym, że kocham cię, i nigdy nie zamierzałem, ani nie zamierzam przestać."  Po tych słowach, jego serce po prostu się wyłączyło, przestało bić jak nigdy nic, była to scena jak z powieści fantasy, dziwniejsze było także to, że Kostek, odszedł z świata żywych, w tym samym momencie co jego właściciel.

Pewnie zastanawiacie się czy Oliwier i Bartek spotkali się w niebie?

Tego niestety nie wiemy, możemy jedynie mieć taką nadzieję.

--------
906 słów
TO CHYBA KONIEC
Mam nadzieję że wam się podobała książka bo nawet się starałem.
DOZOBACZENIA W NEXT KSIĄŻCE LUB ROZDZIALE EXTRA
ŁOAOAOAOAOA

The night we met🌌||Bartek Kubicki and Kostek Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz