PROLOG II

68 8 0
                                    

NEGRO

Dwadzieścia pięć lat wcześniej

— Marcus Blake? — Z niedowierzaniem spojrzałem na brata, który był ubrany, jakby właśnie wyszedł z podziemnego piekła i miał być wabikiem na niegrzeczne panny. — Tak się nazwałeś?

— Tak — odparł dumny ze swojego nowego imienia i nazwiska.

Jego czarne jak otchłań oczy lśniły jaśniej niż cokolwiek wokół, a gwiazdy na niebie gasły przy tym mrocznym blasku.

— Widzę, że też chcesz wkurzyć matkę — mruknąłem, ale w jego zadowolonej postawie nie było ani cienia strachu. Cały Mortos. Zawsze prowokował innych.

— Nie odchodzę z Legionu, ale będę działał po swojemu. Poza tym, skoro jesteśmy zmuszeni bytować z ludźmi, to zamierzam z tego życia korzystać. Bez ograniczeń. Tylko muszę uważać, bo ziemskie kobiety są takie delikatne i kruche. — Westchnął jakby zawiedziony.

— Dobrze, że nie możemy mieć potomków, bo twoich byłoby już nadmiar — zażartowałem, siląc się na drobne złośliwości. — Zawsze byłeś najbliżej śmiertelnych — wspomniałem, popijając whisky, która i tak nie miała na mnie żadnego wpływu, bo bogowie nie mogą się upić, ale dla samego niebiańskiego smaku warto pozwolić jej oplatać ciało w nimbie tej ziemskiej przyjemności.

— Potrafię rozpoznać kłamstwo, dlatego wiem, komu mogę zaufać.

W tym świecie nie można już wierzyć nikomu. Nie wiadomo, kto pociąga za sznurki i jak grube one są, a kto czeka na szczęśliwe zakończenie tego krwawego przedstawienia.

— A ty jak? — dociekał. — Co planujesz? Nadal chcesz się bawić w „człowieka"?

— Nie wiem — sapnąłem. — Na razie dobrze mi tak, jak jest.

— Kye chyba przejął twoją rolę, bo zaczął się stawiać Arlonowi. Caro od twojego odejścia mało się odzywa. Myślisz, że nasza matka zejdzie kiedyś na ziemię? — Nadzieja, którą miał w głosie była jak odbijające się echo, które i tak za chwilę zniknie i niczego nie zmieni.

Patrzyłem na pustą szklankę, zdając sobie sprawę, jak ubogie jest moje życie i niestety zawsze będzie. Miałem być tylko boską maszyną do zabijania, ale okazało się, że świat wygląda inaczej, niż nam przedstawiano i ciągle się zmienia. Ludzie przeszli wielki progres technologiczny, stali się bardziej empatyczni, ale też zachłanni. Granica między dobrem a złem dawno temu została zatarta. Ugrzęźliśmy pomiędzy dwoma światami.

— Wątpię — odparłem. — Poza tym swoim światłem nie widzi niczego innego. Prędzej spodziewałbym się tu Noktunosa — zakpiłem pod nosem.

— Ostatnią bitwę przecież przegrał.

— Nigdy nie będzie ostatniej, bo to polowanie będzie trwało wiecznie — wyjaśniłem posępnie, odkładając szkło na marmurowy blat.

— Czyli też to czujesz?

Struchlały spojrzałem na brata, a niepokój na nowo rozpalił się w mojej świadomości. Też miał przeświadczenie, że ponownie szykuje się walka.

— Tak. Ktoś znów zbiera Bezgwiezdnych i tworzy nową armię. Silniejszą niż ostatnia.

— W Cenebrysie jeszcze nic nie ma. Sprawdziłem — poinformował niezwłocznie Mortos, ale to mnie nie uspokoiło.

— Ale będzie. Zbyt długo żyję, by wątpić w swoje boskie przeczucia.

— Pójdziesz wtedy na wojnę? Staniesz u naszego boku? — Jego pytanie zrodziło milion innych, na które nie znałem odpowiedzi.

— Nie wiem. Trzeba opracować inny sposób, aby przerwać ten rozlew krwi.

Muszę znaleźć klucz, który od tysięcy lat jest ukryty pod barachłem ludzkich ofiar.

CENEBRYS: Księga Mrocznych Dusz [DARK ROMANTASY 18+] | SoThOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz