6.

377 34 10
                                    

Czas mijał, zmieniło się tak wiele że gdyby ktoś spytał mnie co dokładnie, nie umiałbym wymienić.
Wszystko było inne, miałem wrażenie że gorsze.
Ozaki, Gin i Tachihara - oni wszyscy mnie w tym wspierali. Słyszałem z ich ust: "jak nie ten to inny", "Dazai nie był kimś komu można zaufać", "jest złą osobą" lub nawet najgłupsze "czas leczy rany".

Uśmiechałem się sztucznie słysząc kolejną złotą radę. Patrzyli na mnie jak na kogoś niesamowicie żałosnego, przestali podziwiać mnie jako "najsilniejszego uzdolnionego" lub wysoko postawioną osobę.
Nie chciałem wyglądać tak w ich oczach.
Najlepszym wyjściem była cisza, ukrywanie tego jak się czuje. Grzecznie kiwałem głową odpowiadając: "zapomniałem o nim, było minęło"

Myślałem że nikt nie wie. Że mi wierzą. Wcale tak nie było, nie wierzyli w te kłamstwa.

Brnąłem w to dalej, co chwile przedstawiałem im kogoś innego jako "miłość mojego życia". Gdy zrozumiałem że nie tędy droga, zacząłem tworzyć relację jedynie w sposób seksualny. Nie przedstawiałem ich nikomu, nie potrafiłem nawet zapamiętywać ich imion.

Ozaki zarzucała że próbuję w ten sposób wypełnić pustkę po nim. Zaprzeczałem twierdząc że dopiero teraz potrafię żyć pełnią życia. Kolejne bzdury które z całych sił wmawiałem zarówno sobie, jak i innym.

Dzwoniłem do niego pijany by następnego dnia usuwać to z historii połączeń, by nikt nigdy się nie dowiedział. Rutyną stało się pisanie do niego. Nie zauważyłem kiedy czas zaczął mijać a ja tkwiłem dalej w tym samym miejscu. Dalej nie zacząłem naprawdę żyć.

Gin siłą ciągała mnie do lekarzy na badania, cholera wie z kim to robiłem.
Chociaż nawet to stało się rutyną.

Tachihara który początkowo częstował dobrym trunkiem, teraz owy mi zabierał z ręki i odwoził mnie z baru do domu.

Ozaki przyjeżdżała do mnie by ponoć mi w najprostszych obowiązkach domowych, które kiedyś nie stanowiły dla mnie problemu.

Przywykłem do tak wielu rzeczy, ale nie mogłem przywyknąć do samego siebie. Co powiedziałby piętnastoletni ja, gdyby zobaczył co robię teraz? Czułby do mnie niesamowite obrzydzenie, takie jak ja czuje sam do siebie w tej chwili.

I nawet wiadomość o powrocie Dazaia do Jokahamy i dołączeniu do agencji niczego nie zmieniła. Ciągle tkwiłem w dnie z którego nie potrafiłem wyjść.

I jedna misja potrafiła zmienić tak wiele.

[Dazai]
Dowiedziałem się parę dni później o wyjściu Chuuyi ze szpitala. Naprawdę chciałem go odwiedzić i ponownie przeprosić, czułem że zasługuje na przeprosiny. Kręciłem się wokół budynku dobre dwadzieścia minut, wahałem się czy to zrobić. Podszedłem już pod drzwi, miałem pukać ale w ostatniej chwili zdążyłem się rozmyślić. Delikatnie oparłem głowę o drzwi myśląc o tym jak bardzo głupi jestem. Poczułem nagle jak moje oparcie się oddala, zdążyłem podnieść wzrok i ujrzałem rudowłosego trzymającego klamkę.

Nie mogę ocenić kto był bardziej zaskoczony. Ja który od prawie pół godziny namyślam się czy zapukać, czy niczego nieświadomy on.

-Dazai? - spytał cichym głosem

-Chuuya? - powiedziałem patrząc na niego w szoku, jakby rolę były odwrotne

-Dazai?! - krzyknął zdecydowanie głośniej - Co ty tu robisz?!

-Składam wizytę domową! Lepiej się już czujesz? To był celny strzał! - mówiłem stresując się sam nie wiedząc czym

-Odejdź! Nie chce mieć z Tobą nic wspólnego! - mówił zamykając mi drzwi przed nosem

Powiedzial to z takim przekonaniem że aż momentalnie straciłem jakiekolwiek chęci by dalej ciągnąć rozmowę lub dobijać się do wejścia.
Oparłem sie plecami o ciemne drewno z którego były wykonane drzwi i przedtem wzdychając, zadałem pytanie.

-Naprawdę?

-Naprawdę. - odpowiedział Chuuya przekręcając zamek w drzwiach

Odszedłem chcąc oszczędzić sobie więcej wstydu czekając aż się zlituje i mnie przygarnie.
Przed przyjazdem do domu postanowiłem podjechać na zakupy spożywcze których wymagała moja lodówka.



[Chuuya]
Otworzyłem drzwi gotowy by wyjść wyrzucić śmieci, nie spodziewałem się jednak nikogo pod nimi. Dazai jak gdyby nigdy nic, stał tam. To ta sama osoba która przez lata unikała kontaktu ze mną. Wyglądał na zaskoczonego, jakbym go na czymś przyłapał.
Jego głupie żarty nie są czymś co muszę dalej znosić.

Z ogromnym żalem zamknąłem drzwi oczekując że odejdzie. W głębi duszy chciałbym go wpuścić i przyjąć z otwartymi ramionami, ale nie mógłby.

Od razu napisałem do Tachihary, momentalnie zaoferował mi przyjazd i spędzenie wspólnie czasu. Poprosiłem go by po drodze kupił wino, sam w tym czasie zacząłem gotować nam makaron by jakkolwiek skupić się na czymś innym.

Usłyszałem pukanie do drzwi, krzyknąłem głośne "otwarte!" Nie odchodząc od kuchni. Usłyszałem dźwięk tłuczacych się o siebie butelek i momentalnie na mojej twarzy zawitał uśmiech.
Z patelnią w ręku na której właśnie smażyłem dodatki do makaronu, cofnąłem się parę kroków w tył by pochwalić rudowłosego za wspaniałe podarunki. Już otwierałem usta ale coś mi na to nie pozwoliło. To nie był Tachihara, to ponownie był Dazai.

Obietnica - Soukoku Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz