15.

418 32 18
                                    

[Dazai]
Obudziłem się w szpitalnym łożku, wzrok utkwił mi gdzieś na białym suficie.

-Co się stało? - spytałem

-Przykro mi... Chuuya.... - powiedział Tachihara z gulą w gardle

Zmieniłem pozycję na siedzącą budząc przy tym wszystkie inne osoby w pokoju.

Spali na krzesłach w niewygodnych pozycjach, prawdopodobnie spędzili tu wiele godzin jak nie dni.

-Chuuya.... Nie żyje? - spytałem wprost patrząc się każdemu z nich po kolei w oczy

Oni jednak unikali mojego wzroku. Nikt nie dał mi jasnej odpowiedzi.
Wstałem z łóżka i wybiegłem z sali. Złapał mnie za rękę Tachihara.

-Gdzie jest? W tym szpitalu?! - krzyczałem wyrywając się

-On nie żyje! - złapał mnie za przedramiona - Chuuya nie żyje...

Usłyszałem dźwięk łamanego serca, usłyszałem odbijające się echo w pustce która wypełniła moje ciało.

nie chce żyć bez niego. nie umiem żyć bez niego. nie mogę żyć bez niego.
nie chce łamać obietnicy. nie umiem złamać obietnicy. nie mogę złamać danej mu obietnicy...
i bez wzgledu jak trudne rzeczy na mnie czekaja, nie poddam sie. obiecałem mu!

Powtarzałem to w kółko w głowie.
Upadłem na zimne szpitalne kafelki.
Ta informacja jeszcze do mnie nie doszła.






***************************

Każdego wieczora dalej biegałem, - być może gdybym robił to częściej, wytrzymałbym wtedy te parę sekund dłużej na nogach - CHOLERA! Nie mogę tak myśleć!

Dalej pijałem w piątki w barze, mój drink zawsze wygrywał! Nie miałem już przecież konkurencji...

Siedziałem na kanapie czytając stare wiadomości, zarówno te które wysyłaliśmy sobie przez ostatnie miesiące jak i te które Chuuya wysyłał do mnie przez lata. Odchylilem głowę do tyłu nie pozwalając łzą spływać. Kątem oka zobaczyłem uschnięte rośliny. Bez względu jak dużo o nich słuchałem i jak wiele razy próbowałem się nimi zająć - to nie było dla mnie.

By dłużej o tym nie myśleć, postanowiłem przeczytać jakąś książkę. Padło na romantyczną powieść z półki w sypialni. Zacząłem to czytać, ale z jakiejś przyczyny znałem już całą fabułę.

Ubierając się rano, w szafie miałem wszystkie koszulę - co do jednej. Brakowało mi tylko jego, a nie koszul w tej głupiej szafie.

Z Tachihara ugotowaliśmy obiecany ramen. Nie odezwaliśmy się do siebie ani słowem. Poprzednim razem nastrój był zdecydowanie lepszy...


Zapinałem bransoletkę którą kiedyś mu wręczyłem i wyszedłem do pracy. Nic już nie było takie samo. Na moim biurku stała świecącą ramka ze wszystkimi członkami agencji, był tam również ON.
Położyłem zdjęcie by więcej na nie nie patrzeć i wyszedłem bez słowa. Pojechałem prosto do domu.


Spojrzałem w lustro, to był kolejny dzień w którym marzyłem by zniknąć. Nie było już nic co by mnie tu trzymało.
Wyjąłem z szafki broń i ze łzami w oczach rozpakowywałem czerwone pudełko. Słone łzy nie kapały z powodu końca. One były ulgą...
Po takim trudzie i cierpieniu, straciłem już jakiekolwiek nadzieje na lepsze jutro. Zacząłem załadowywać naboje do spluwy. Spojrzałem się po raz ostatni na moje dłonie i przedmiot który będzie ratunkiem przed całym światem. Zobaczyłem też coś jeszcze - była to bransoletka na moim nadgarstku. Momentalnie w mojej głowie pojawiło się tysiące wspomnień.

Przyponiałem sobie dlaczego tak walczyłem, DLA KOGO tak walczyłem.
I łez było więcej, nie były to już łzy ulgi.
Zaniosłem się głośnym płaczem przez który ledwo wziąłem oddech, by powiedzieć resztkami sil:
"...obiecałem"

Odłożyłem broń nie przestajac ronić słonych łez.
Bransoletka przypominała mi za każdym razem, dlaczego muszę żyć.

Nigdy jej nie zdjąłem, nigdy też nie złamałem żadnej danej mu obietnicy.

Nakahara Chuuya 1998-2020
Osamu Dazai 1998-2081

***
To oficjalnie koniec!
Fanfik był pisany typowo na prośbę, dlatego nie jest zbyt wybitny ;cc
Ale proszę!
Do zobaczenia w innych dziełach!

Obietnica - Soukoku Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz