9. KONSEKWENCJE

213 10 5
                                    

Gdy doszliśmy już do gabinetu Alessandro, jeden z ochroniarzy wpuścił mnie do niego, uprzednio pukając do drzwi, upewniając się, że mogę wejść.

Gabinet był urządzony podobnie do jego sypialni, podłoga była zrobiona z ciemnego drewna, natomiast ściany były pokryte szarą farbą. Całą prawą ścianę zajmowały regały, pełne książek. Na środku, pod oknem zaś stało masywne dębowe biurko, przed którym były ustawione dwa fotele.
Pod lewą ścianą stała kanapa oraz mały kawowy stolik wraz z dwoma fotelami obok.

Alessandro siedział na kanapie, przypatrując się intensywnie ekranowi laptopa. Siedział lekko pochylony, z skupieniem wypisanym na twarzy. Gdy usłyszał moje kroki, wskazał dłonią na fotel, stojący na przeciwko niego.

— Usiądź. — oznajmił. — Tak ciężko jest się dostosować do zasad? — spytał.

— Nie złamałam żadnej z zasad. Zgodnie z prośbą, nie oddaliłam się nigdzie daleko.

— Godzinny spacer, to nie oddalenie się według ciebie?

— Z pewnością nie zajął mi on godziny. Maksymalnie czterdzieści minut i to w dodatku w dwie strony. To jest chore, że muszę ci się tłumaczyć.

— Ci? Kiedy przeszliśmy na ty? Coś mnie ominęło?

— W takim razie jak mam się zwracać do wielmożnego Pana?! — spytałam, poirytowana.

— Tego już za wiele. — powiedział, odsuwając stolik. — Podejdź. Natychmiast. — dodał gdy stolik, był już odpowiednio daleko, bym mogła swobodnie stanąć, między stolikiem a nim.

Gdy tylko podeszłam,  przerzucił mnie przez swoje kolana, blokując moje nogi swoją, tak abym nie mogła się wyrwać. Tego było już za wiele. Poczułam się upokorzona, leżąc na jego kolanach, głową w dół. Próbowałam się wyrwać, jednak on w odpowiedzi na to, przytrzymał moje dłonie, splatając je na moich plecach.

— Puść mnie do cholery. — powiedziałam wściekła.

W odpowiedzi na to jednak tylko poczułam jak jedna z jego dłoni, boleśnie opadła na mój pośladek. Przelknelam ślinę, nie wiedząc co on właściwie zrobił i do czego zmierzał.

— Teraz ja mówię a ty słuchasz. — oznajmił. — Po pierwsze będziesz jadła regularne posiłki. Po drugie będziesz respektowała wszystkie obowiązujące tu zasady. Po trzecie przeprosisz za wszystkie wybryki. Po czwarte nie będziesz mi pyskować. Po piąte masz zakaz opuszczania fortecy bez mojej zgody. Po szóste w ciszy i z godnością zniesiesz karę, którą ci zaraz wymierzę. Rozumiesz?

— Żartujesz sobie? Nie jestem dzieckiem, żebyś wymierzał mi jakieś kary. - oznajmiłam.

— Niczego nie zrozumiałaś. — oznajmił,  zaczynając, miarowo wymierzać mi klapsy.

Nie mając szans na wyrwanie się, stwierdziłam, że zniosę to z godnością. Po czym wyjdę z tego pokoju, spakuje się i nie zważając na nic, na własną rękę wrócę do Polski. Jednak gdy jego dłoń spadła po raz piętnasty na moje pośladki, nie byłam już taka pewna swoich postanowień. Po dwudziestym uderzeniu, gdy z moich oczu skapło kilka łez, przestał uderzać i się odezwał.

— Masz mi coś do powiedzenia?

— Przepraszam. — powiedziałam cicho, próbując uciszyć, swoje własnie zranione ego.

— Powtórz, głośno i wyraźnie. — odpowiedział, wyraźnie zadowolony.

— Przepraszam. — powiedziałam, tym razem głośniej.

On w odpowiedzi na to puścił mnie, dzięki czemu wstałam jak poparzona, odsuwając się od niego jak najdalej.

— Możesz już iść. — powiedział, wskazując ręką drzwi.

Co za dupek do cholery! Pomyślałam, gdy tylko przekroczyłam drzwi gabinetu. Nie wiele myśląc, udałam się od razu w stronę wyjścia z rezydencji, chcą się przewietrzyć i uspokoić, zszargane nerwy. O dziwo, ochroniarz nie miał żadnego problemu do tego, bym mogła opuścić teren, jaśnie Pana, jedynie co, to chciał mi wcisnąć opaskę z nadajnikiem GPS, na którą się nie zgodziłam.

Nie wiem, ile szłam, jednak zdążyłam z rozpędu, dojść do centrum miasta. Mimo że był już wieczór, to centrum wcale nie tętniło życiem, na ulicach można było jedynie spotkać ludzi, wracających z pracy lub spacerujących tak jak i ja. Nie było pijanych ludzi, którzy wybieraliby się na jakąś imprezę, co mi odpowiadało. Nie lubiłam wieczorami wychodzić sama.

Gdy już poczułam zmęczenie, stwierdziłam że wejdę do jednej z kawiarni, która według tabliczki na wejściu miała, być otwarta do godziny dwudziestej czwartej.
Po wejściu przywitał mnie zapach ciast, unoszący się pewnie z lądy, w której się one znajdywały. Zamówiłam przy kasie mrożoną herbatę oraz jedno z smacznie wyglądających, czekoladowych ciastek.

Czekając na zamówienie, usiadłam przy dwu osobowym stoliku, umiejscowionym w rogu sali. Siadając, wydałam z siebie ciche syknięcie, ponieważ moja obita pupa, nieprzyjemnie mnie zaszczypała. Niech cię diabli wezmą! Pomyślałam myśląc o sprawcy całego zamieszania. Gdy dostałam swoje zamówienie, zaczęłam delektować się słodkością, obmyślając plan, jak szybko się stąd ewakuować. Pomyślałam, że na dobrą sprawę, mogę po powrocie wyszukać na własną rękę, jakiś tani lot do Polski, jak i sprawdzić, jak mogę stąd dostać się na lotnisko. Nie mogło przecież być w tym nic trudnego. Stwierdziłam, że nie będę w tym temacie już nikogo prosić o pomoc, poradzę sobie sama.

Gdy na zegarze wiszącym w kawiarni, wybiła dwudziesta trzecia, stwierdziłam, że pora wracać. Po za tym, chciałam dać też pracownikom, móc swobodnie przygotować lokal, do jutrzejszego otwarcia.

Gdy tylko oddaliłam się kawałek od kawiarni, zobaczyłam przejeżdżające dwa czarne suvy, wyglądem przypominające te, którymi poruszali się ochroniarze Alessandro. Gdzieś z tyłu głowy, czułam, że mogą być z tego kłopoty, więc przyspieszyłam kroku. Jak pomyślałam, tak też się stało, bowiem gdy tylko samochody mnie minęły, usłyszałam jak jedno z nich hamuje, by się zatrzymać.

— Panienko Luiso, zapraszam do samochodu. — usłyszałam za plecami, strażnika, który chwilę wcześniej, wysiadł z samochodu.

Nie wiedziałam za bardzo, co robić więc stwierdziłam, że udam, że nie słyszałam.

— Panienko Luiso, jeśli nie będzie Pani chciała współpracować, będę zmuszony użyć siły. — powiedział, podążając za mną szybkim krokiem.

Gdy tylko się odwróciłam, oburzona tym co powiedział, zobaczyłam go stojącego przedemną. Zdecydowanie, nie wyglądał na sympatycznego a tym bardziej na delikatnego.

— To co, wsiądzie Panienka ze mną grzecznie do samochodu?

— A mam jakieś inne wyjście do cholery?! — spytam, wybuchając.

— Radził bym się nie unosić, szef jest już wystarczająco na Panią wściekły. — powiedział. — Zapraszam do samochodu. — dodał, otwierając przedemną drzwi.

Gdy tylko wsiedliśmy do samochodu, ochroniarz powiedział coś do krótkofalówki. Gdy usłyszał odpowiedź, zobaczyłam jak kątem oka spogląda na mnie z politowaniem i jakby współczuciem? Nie rozumiałam tego co zostało powiedziane, jednak byłam pewna, że nie było to nic, co by mi się spodobało.

I jak wrażenia?

Pozdrawiam,
Wasza Malenka__♥

FATUMOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz