11. CHCE DO DOMU

171 12 7
                                    

Gdy Alessandro wyszedł, położyłam się pod kołdrą, zwijając w kłębek. Tej nocy nie zmrużyłam oka, już ani na chwilę, ciągle myśląc o tym wszystkim, co się tu działo.

Gdy pokój rozświetliły promienie słońca, wszedł do niego Alessandro, z przewieszoną przez prawę ramię, torbą na laptopa. W lewej dłoni natomiast trzymał tacę ze śniadaniem. Gdy tylko zamknął za sobą drzwi na klucz, skierował się wprost do sofy. Tacę z jedzenie ustawił na stoliku, na przeciwko sofy, kładąc obok laptopa.

— Chodź tu, zjesz śniadanie a później porozmawiamy. — oznajmił, wpatrując się w laptopa.

Milczałam, pozostając dalej zwinięta pod kołdrą, w kłębek.

— Mam ci pomóc? — spytał, po chwili. — Tak chcesz się bawić gówniaro? — dodał, podchodząc do łóżka, gdy zorientował się, że go ignoruje.

— Auć — zasyczałam, gdy wyciągając mnie z łóżka, złapał za rękę, na której miałam ranę po postrzale.

Siłą usadził mnie na fotelu, stojącym obok sofy, by po chwili razem z fotelem przysunąć mnie bliżej stolika.

— Jedz. — rozkazał.

Ja w odpowiedzi na to, tylko podwinełam kolana pod brodę, chowając w nich głowę.

— Zjedz a później ci powiem, co będzie z tobą dalej.

— Nie chce, boli mnie ręka. — powiedziałam, czując jak pod opatrunkiem znów cieknie krew.

— Ręka? Pokaż. — powiedział, ściągając opatrunek, jednak nie był przy tym ani odrobinę delikatny.

— Dwa szwy puściły. Będziemy musieli to znowu zszyć. Wezwę lekarza. — wzdychnął, biorąc do ręki telefon. — A ty jedz, prawą rękę masz zdrową. — dodał.

Gdy skończył rozmawiać, wrócił do pracy, ignorując mnie. A ja siedziałam dalej, kuląc się jeszcze bardziej. Miałam poczucie, że przerasta mnie własne życie.

— Chce do domu. — powiedziałam cichutko.

Alessandro jednak nie zdążył mi na to odpowiedzieć, bo gdy tylko spojrzał na mnie ostrym wzrokiem, do drzwi zapukał lekarz. Starszy Pan, z którym miałam okazję spotkać się już dwa razy, podszedł do mnie, przechodząc od razu do rzeczy. Nie minęło nawet dziesięć minut, a na mojej ręce pojawił się już nowy opatrunek. Powiedział dwa zdania do Alessandro i już go nie było.

— Zjedz tę cholerne śniadanie albo sam cię nakarmię. — powiedział przez zaciśnięte zęby, nawet na mnie nie patrząc.

Gdy zobaczył, że nawet nie drgnęłam, przysunął się bliżej, biorąc nerwowo do ręki miseczkę z jogurtem, owocami i musli.

— Am. — powiedział, przystawiając do moich ust łyżeczkę.

— Nie chce. — odpowiedziałam, jednak on wykorzystał ten moment, wsuwając do moich ust porcję jedzenia.

— Bolało? — spytał z przekąsem. — przystawiając do moich ust kolejną łyżeczkę. — Jedz maluchu. — dodał, widząc moją niechęć.

Tym sposobem zjadłam całą porcje, w połowie chciałam zacząć jeść sama, jednak Alessandro mi już na to nie pozwolił.

Po skończonym posiłku, wyciągnął z torby niebieską teczkę z dokumentami, kładąc ją przedemną.

— Przeczytaj i podpisz, tu masz długopis. — powiedział, podając mi go do ręki.

Gdy tylko zaczęłam czytać, moja szczęka opadła w dół. Myślałam, że oszaleje. On sobie ze mnie żartuje. Na pewno. Pomyślałam.

— Nie podpisze tego. — powiedziałam, gdy dotarłam do końca dokumentów.

FATUMOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz