Trzy

1K 118 13
                                    

Budzi mnie cisza. 

Silnik auta już nie pracuje, więc znika szum, który kołysał mnie do snu. Powoli otwieram oczy i od razu czuję przykurczone od niewygodnej pozycji mięśnie. 

– Gdzie jesteśmy? – pytam od razu.

Włącza mi się instynkt samozachowawczy. Nie wiem, ile spałam, ale jest już jasno.

– W Tacomie – odpowiada Zane. – Pójdziemy odwiedzić nowe koleżanki twojego demona. 

– Mojego demona? – mówię zdegustowana. – Wypluj to. 

– To tylko taki skrót myślowy. Nikt nie szuka go tak intensywnie, jak ty. 

– Bo tylko ja mam w tym prawdziwy interes – informuję rzeczowo. – Skąd wiesz, że te kobiety z Nory znajdziemy tutaj? 

– Po prostu wiem. Zaufaj mi. 

Zupełnie mu nie ufam. Nie ufam żadnemu takiemu śmiercionośnemu stworzeniu. 

Wyglądam za okno, podczas gdy Zane wysiada. Ja się waham, ale w końcu podążam za nim, a przed moimi oczami klaruje się obraz miasta. Tacoma nie jest metropolią, ale w naszym regionie jest jedną z większych miejscowości. Tutaj znajduje się pewnie jeszcze więcej czarownic i demonów, część z nich żyje w ukryciu. Nasze niewielkie Silver Bay nie dorasta Tacomie do pięt. 

Stoimy przed jakimś budynkiem z sześcioma piętrami. Wygląda mi na biurowiec, chociaż niewiele takich w życiu widziałam. Grupa ludzi kłębi się przed wejściem, większość pali papierosy. 

– Która jest godzina? 

– Po dziewiątej. 

A więc spałam dobre kilka godzin, może nawet cztery. To powinno mnie utrzymać przy trzeźwości umysłu przez cały ten dzień, aż będę mogła uciec jeszcze dalej od Silver Bay i dokładnie tam, gdzie ucieka też Ren. 

Zane kieruje się od razu do głównych drzwi budynku. 

Chcę złapać go za ramię, ale nie ma takiej szansy—jestem w stanie to powstrzymać. Jeszcze się wścieknie i mnie zabije. Chciałabym powiedzieć, że nie pochylę się przed nim, nie będę się bała, ale to nieprawda. Nawet najwięksi twardziele zerkają na niego uważniej niż na innych. Nawet demony, nawet Maddox od czasu do czasu przyznaje, że miewa myśli o Zane'ie w kwestii tego, czy byłby zdolny stracić rozum i zabić nas wszystkich. Ja nie jestem wyjątkiem. Jest potężny, wielki i nawet nie musiałby używać swojej mocy, by mnie unicestwić.

Dlatego go nie dotykam i nie ciągnę w tył. Po prostu używam swojego głosu. 

– Ej! – wołam. – Stój. Nie możemy tam tak po prostu wejść. 

Zatrzymuje się przed drzwiami. Ludzie, pewnie pracownicy, zerkają znad swoich papierosów i szepczą coś między sobą. 

– Oczywiście, że możemy – odpowiada beznamiętnie Zane. 

– Wszyscy się gapią – szepczę, zbliżając się do niego. – A ja naprawdę nie chcę się wkopać. Nikt nie może podążać moim śladem. Wtargnięcie tutaj będzie zaprzeczeniem działania potajemnie. 

Kącik jego ust unosi się lekko i nagle zamiast iść w kierunku drzwi, zmierza do grupy palących ludzi. Natychmiast dębieją, ich oczy się rozszerzają, a papierosy w palcach drżą jak całe ich ciała. 

– Cześć – mówi nonszalancko Zane. – Czy widzieliście, żebyśmy wchodzili do środka? Żebyśmy w ogóle tu dzisiaj byli? 

Jakiś mężczyzna około czterdziestki poprawia nadgarstkiem okrągłe okulary na nosie, a jego wąsy ruszają się nad drżącą wargą. 

Gdy mrok znika (Srebrna noc #3)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz