Obudziłem się zdezorientowany w łóżku szpitalnym. Byłem obolały więc pewnie dopiero przywieźli mnie na oddział. Czułem że coś łupie mnie w klatce piersiowej i głowie. Chciałem zobaczyć jakie obrażenia jeszcze odniosłem, ale zrezygnowałem po odczuwalnym bólu w uszkodzonych miejscach. Rozejrzałem się po pokoju. Było to małe, białe pomieszczenie pachnące gumowymi rękawiczkami i umierającumi ludźmi. Miałem małe okienko przez które wpadało światło księżyca. Była noc. Na stoliku obok łóżka szpitalnego leżał mój telefon, portfel i stał wysoki, niebieski i smukły wazon z bukietem różnych pięknych i kolorowych kwiatów min. fiołków, słoneczników i tulipanów. W wielkim brązowym fotelu w rogu pokoju spał mój starszy brat. Nie mieliśmy rodziców więc nie liczyłem że przyjdzie ktoś jeszcze do mnie w odwiedziny. Nie chciałem budzić brata więc także poszedłem spać.
Miałem dziwny sen.
Pojawiłem się w jakimś dziwnym pokoju. Podłoga była pokryta czerwonym dywanem, a ściny pomalowane były na czarno - biały wzór szachownicy. W centrum pokoju stał mały, okrągły, drewniany stolik z dwoma krzesłami. W jednej z czterech ścian były czerwone drzwi z okrągłą klamką i wyrytą literą S, a zamiast sufitu było niebieskie nocne niebo rozświetlane przez zieloną zorzę polarną. Żałowałem że to tylko sen gdyż było ono śliczne. Podszedłem do czerwonych drzwi i położyłem rękę na klamce, ale szybko ją z powrotem zabrałem, gdyż była strasznie gorąca.
Poczułem czyjąś rękę na swoim ramieniu. Wystraszyłem się, lecz przypomniałem sobie, że ja tylko śnię. Odwróciłem się I zobaczyłem wysoką i szczupłą postać. Z pewnością nie była człowiekiem. Postać ta miała białe wlosy, całe czarne oczy, długie uszy i przede wszystkim rogi i kopyta jak u kozy. Ubrany był w schludnie wyprasowany czerwony garnitur. Pomyślałbym że to faun, lecz gdy się mu lepiej przyjrzałem zobaczyłem, że ma skrzydła. Patrzyłem tak na niego jeszcze chwile do póki się nie odezwał.
- witaj Noeru. -wypowiedział te słowa z drwiną w głosie.
-Skąd znasz moje imię? - spytałem nieco przerażony. Cały czas spoglądałem na postać nieufnie. Muszę przyznać, że było w nim coś przerażającego.
-Jesteśmy w twoim umyśle. Wiem o tobie wszystko. - odpowiedział niewzruszony. Cały czas jego usta rozciągały się w nienaturalnie szerokim uśmiechu. Widać było jego białe, rekinie zęby.
To tylko sen, to tylko sen
Powtarzałem sobie w głowie te słowa lecz nie dokonca przekonany. Wszystko było takie realistyczne. Ciężko było mi uwierzyć, że to jest prawdziwe. Prędzej uwierzyłbym, że UFO porwało moją matkę niż, że nie śnię.
-Kim jesteś? - starałem się by mój głos był czysty i nie wzruszony, co było nadzwyczaj trudne. Byłem przerażony.
-Jestem demonem czasu. Jam jest Samael. Król czasu i jeden z władców piekła.
Patrzyłem na mojego rozmówcę ze zdezorientowaniem i zdziwieniem.
Co kurwa? Okej, a ja jestem pieprzona wróżką zębuszką.
-A skąd wziąłeś się w moim umyśle?
-Pamiętasz noc w zakazanym lesie?
-Myślałem że to był tylko sen...- powiedziałem coraz bardziej niedowierzając z kim i oczym rozmawiam. Demony? Pff. Przecież to wymysł z filmów i lektór. Demony nie istnieją...prawda?
-Otóż nie... To nie był sen. Gdy zemdlałeś opętałem twoje ciało i użądziłem się w nim tak jak teraz widzisz. Przez to mogłeś stracić część wspomnień z tamtego dnia.
- Co? Po co mnie niby opętałeś? O czym ty do mnie mówisz.
- Jako demon nie mam formy stałej. Muszę opętać zwierzę lub człowieka by przeżyć. Lecz każde w którym byłem niszczało po zaledwie kilku dniach.
-Czekaj.. - Spytałem zrezygnowany, lecz Samael mi przerwał.
-Ale z tobą było inaczej. Ty jesteś... inny.
W twoje ciało, wola i psychika są silniejsze niż u zwykłego człowieka. W twoim ciele mogę żyć wiecznie.
Zaniemówiłem. Czy on mówił na poważnie?
-Poczekaj. Czyli chcesz mi powiedzieć, że mogłeś mnie zabić? - zacząłem się irytować.
-Tak. - odpowiedział niewzruszonym i monotonicznym głosem.
-Mam dość. Mogę się ciebie jakoś pozbyć? Chciałem jak najszybciej zakończyć tę rozmowę. Irytowało mnie to jak ta postać na mnie patrzyła. Jak by planowała morderstwo na mnie po czym użądzenie sobie uczty z moich szczątków. Wzdrygnąlem się na samą myśl.
-Juz nie. - odpowiedział rozbawiony i zaczął się uśmiechać jeszcze szerzej co mnie zdziwiło. Nie sądziłem że ktokolwiek może się uśmiechać tak szeroko. Uśmiech od ucha do ucha już chyba nie jest przysłowiem. To dosłownie opis jego twarzy.
-Jak to ,,już nie". To znaczy, że mogłem?
-Oczywiście, jak każdego demona. Lecz zadbałem o to byś tego nie zrobił. Gdy dotknąłeś klamki od moich drzwi zostałeś przypieczętowany. A teraz mogę z tobą zawrzeć umowę o korzyści jakie możemy z nich czerpać. Ja mam ciało, a ty czego pragniesz? Władzy? Bogactwa? Sławy?
-Jaka pieczęć?
-Masz ją na plecach. Od łopatek do kości ogonowej.
-Mogę ją z...
-Nie nie możesz jej zdjąć. - przewrócił oczami nadal się uśmiechając. To robi się coraz bardziej przerażające.
-Urgh.
-Wracając do umowy. Jakie masz żądania?
-Muszę odpowiadać teraz?
-Nie musisz. Masz czas do jutra. Jeśli nie masz nic do dodania, to pozwól, że powrócisz do świata żywych. Do zobaczenia rano...
Nagle pokój zaczął wirować. Widziałem zarys Samaela który uśmiechał się coraz szerzej. Zaczęło mi się kręcić w głowie więc zamknąłem oczy. Gdy poczułem, że już czuje się lepiej, otworzyłem oczy. Byłem znowu w białym i ponurym pokoju szpitalnym. Obok łóżka w wielkim fotelu nie było już mojego brata. Nie mogłem uwierzyć co się właśnie stało. Poczułem jedynie mrowienie na plecach od łopatek do kości ogonowej. Było to bardzo nieprzyjemne. Spróbowałem się podnieść z łóżka ale uniemożliwił to mi mój brat który właśnie wszedł do pokoju.
-Tao nawet nie waż mi się wstawać z łóżka - zagroził mi palcem mój starszy brat.
Odetchnąłem głęboko z niezadowoleniem i desperacją w głosie.
-Przyprowadziłem Ci gościa- powiedział po chwili milczenia.
- Co ty znowu odstawiłeś Tao?
- Mika! - krzyknąłem z zadowoleniem i zaskoczeniem jednocześnie.
- Wiesz że w tym stanie nie będziesz mógł pracować?
-Serio? Niezauważyłem -odpyskowałem przyjacielowi.
-Mika mógłbyś, proszę zawołać pielęgniarkę, żeby zbadała ponownie Tao?
Skinął krótko głową i skierował się na korytaż.
-Więc jak tam praca w zakładzie ojca? - zapytał zaciekawiony.
-W sensie w zakładzie krawieckim?
-A ma ojciec jakiś inny? - spytał sarkastycznie lecz miło.
-No nie. - nie wiedziałem co powiedzieć gdyż mój brat nie wiedział, że nie pracuję u ojca już od lat. Jeszcze mu tego nie powiedziałem.
-Wiesz, że niedługo będziemy się widzieć z ojcem? - zapytał podekscytowany.
-N-naprawdę?
-Co ty taki przestraszony? - spytał z lekkim uśmieszkiem na twarzy
-Jack ja musze ci coś powiedzieć. Bo wiesz ja... - nie zdążyłem dokończyć zdania bo przyszła pielęgniarka i kazała wszystkim wyjść z pokoju, żeby mogła mnie zbadać.
Zastanawiałem się jak wytłumaczyć bratu, że pracuję jako płatny zabójca.
-To niemożliwe! - krzyknęła z niedowierzaniem pielęgniarka.
Zanim zdążyłem zapytać się o co chodzi wybiegła z pokoju. Zrezygnowany sięgnąłem po telefon, który leżał na drewnianym stoliku obok łóżka. Spojrzałem na godzinę. Była 12. Lecz data mnie bardziej przeraziła. Był 27 czerwca. A ja wylądowałem w szpitalu 22. Czy to znaczy, że byłem w śpiączce przez 5 dni? To pewnie dlatego przyśnił mi się ten dziwny sen. Przestałem o tym myśleć i włączyłem instagrama. Po jakiś 15 minutach przyszły dwie pielęgnirki i znowu zaczęły mnie badać. Obie były bardzo zdziwione.
-Panie Jack Whottson. Czy mógłby Pan na chwilę wejść do sali?
-Tak? Co się stało?
Gdy spojrzał na moje wyniki razem z pielęgniarkami zamarł. Byłem zdrów jak ryba i nie miałem, żadnych urazów.
-To chyba dobra wiadomość, prawda?
-Tak, tylko że pacjent miał wstrząs mózgu. Miał trwałe urazy klatki piersiowej, na które, nie ma sposobu na uleczenie.
-To jak widać cud, najwyraźniej 5 dni w śpiączce dobrze mu zrobilo - powiedział sarkastycznke mój brat.
-W takim razie możemy Pana wypisać Panie Tao Whottson. - na początku się zawahała lecz wydusiła z siebie te słowa prawie przymusem.
-Dziekuję - uśmiechnąłem się do niej sarkastycznie i miło.
Wstałem z łóżka I poszedłem się przebrać w swoje ciuchy za niewielką niebieska kotarą obok drewnianej szafy z lustrem.gdy zdjąłem ubrania szpitalne ujrzałem długi czarny ogon wyrastający mi z kości ogonowej. Przeraziłem się i prawie przewróciłem.
-Wszystko w porządku? - zapytał Jack
-Tak.- odpowiedziałem pospiesznie. - w najlepszym.
Poruszałem nim w prawo i lewo żeby upewnic sie ze to nie jest jakaś doczepiana tandeta i nikt nie robił sobie ze mnie żartów. Przygnieciony presją czasu założyłem swoje czarne bojówki i zawinąłem ogon wokół brzucha. Był długi czarny i puchaty na końcówce tak jak... O Boże tak jak u tego demona w moim śnie. Ostatecznie stwierdziłem, że zajme sie tym później.
Założyłem swoją obcisłą koszulkę bez rękawów i lekki płaszcz z kapturem. Schowałem nożyk kieszonkowy do pasa i parę innych broni takich jak pistolet i nóż. Wyszedłem zza kotary, potknąłem się i przewróciłem na brata. Runąłem na niego z impetem. Przewrócił się, a ja upadłem na niego. Leżałem na jego klatce piersiowej. Usiadłem na nim okracznie oszołomiony. Zauważyłem, że mój ogon się rozwinął, więc szybko zwinąłem go z powrotem.
-Tao wszystko w porządku? - spytał wyraźnie zmartwiony Jack - może jeszcze zostaniesz w szpitalu na jedną noc?
- Nie trzeba, wszystko jest w porządku. Po prostu się potknąłem.
Wstałem I pomogłem leżącemu bratu wstać. Dobrze w takim razie chce z tobą o czymś porozmawiać.
CZYTASZ
Assasin's Confession
AdventureChłopak w wieku 23 lat jest płatnym zabójcą, a ostatnie zlecenie przewraca całe jego życie o 180 stopni. Musi borykać się z różnymi problemami i nie ma chwili odtchnienia. Cały czas walczy i ucieka ale w między czasie znajduje chwilę także na ewentu...