Rey

2 0 0
                                    

Złapałem za kluczyki od mojego motocyklu leżące na skrzyni w przedpokoju. Spojrzałem w lustro wiszące na szafie. Byłem ubrany w swój strój roboczy, tylko czegoś mi tu brakowało. Złapałem kask i skierowałem się do garażu.
Gdy schodziłem po schodach czułem się jakoś inaczej. Nie byłem wkurzony, a miałem ochotę coś rozpierdolić. Chlopak szedł posłusznie za mną. Nagle zatoczyłem się do tyłu. Poczułem wielką żądzę rozwalenia czegoś. Udezyłem ręką w ścianę. Po udeżeniu została dziura w ścianie, a ja nie wiedziałem co się ze mną dzieje, lecz gdy odczułem ból w dłoni to dziwne uczucie zniknęło, a ja poczułem jak satysfakcja rozlewa się po moim ciele.
Stałem i patrzyłem się w dziurę z przerażeniem.
-czy wszystko okej? - spytał Jack widocznie przejęty.
Po tych słowach otrząsnąłem się.
-tak, chodźmy - odpowiedziałem wymijająco. To wygląda jakbym czerpał satysfakcję z odczuwania bólu. To jest popierdolone. Starałem się na razie o tym nie myslec
Wychodząc z klatki schodowej udeżył we mnie chłodny podmuch wiatru. Było widać wschodzące słońce, w towarzystwie pięknego różowo pomarańczowego nieba. Wciągnąłem powietrze nosem i skierowałem się do garażu. Gdy otworzyłem drzwi przypomniałem sobie ze zostawiłem motocykl przy barze. Kurwa.
-Gdzie jest motocykl mojego brata? Kurwa on mnie zabije. On był dla niego cenniejszy niż jego własne życie - powiedział przerażony Jack. Bez przesady chyba nie jestem aż tak agresywny jeśli chodzi o moją maszynę... No może odrobinę.
-I nadal jest. - prychnalem pod nosem - Jest pod barem w którym siedziałeś.
-W Sinners? Co on tam niby robi?
-W ilu barach siedziałeś, że nie wiesz o jaki mi chodzi? - oburzony podszedłem do brata tak blisko, że prawie dotykaliśmy się klatkami piersiowymi. Przewyższalem go o głowę, mimo że byłem od niego młodszy. Uwielbiałem czuć się wyżej.
-W jednym - odpowiedział stanowczo nie urywając kontaktu wzrokowego.
-No to po chuj się pytasz - podniosłem ręce w gescie oburzenia i załamania. Odwróciłem się i skierowałem się do klubu. - idziesz czy nie?
- Czemu ty jesteś taki wredny. Dokładnie jak mój brat. - burknął pod nosem.
-Mhm - odparłem zrezygnowany. Nie mam pojęcia jak mu udowodnić, że nim jestem.
Gdy szedłem ulica czułem, że jakaś część mnie uległa zmianie. Jakbym w połowie był sobą, a w drugiej kimś innym. Nie rozumiem dla czego udeżylem w tą ścianę. Bałem się że nie tylko, ją mogę zniszczyć. Najbardziej obawiałem się o mojego brata. Bałem się, ze bedąc blisko niego moge stracic kontrole i go nie chcacy skrzywdzić. Czułem, że coraz bardziej rozprowadza się po mnie mrok. A najgorsze jest to, że ten wybuch agresji jest totalnie losowy.
Zatrzymaliśmy się pod klubem. Motocykla nie było. Zacząłem panikować, ale przypomniało mi się, że motocykl zostawiłem pod kawiarnią, gdzie spotkałem tego dziwnego gościa...
-Proszę, proszę. Kogo moje oczy widzą? - odezwał się tajemniczy głos zza ciemnego rogu, a ja dokładnie wiedziałem kto to. Przyjąłem pozycje bojową.
Mhm o wilku mowa.
Wyłonił się z ciemności jak upiór i powoli zbliżał się w moja stronę. Milczałem próbując przewidzieć jego kolejny ruch, i analizując każdy krok.
-Widze, że tym razem masz kogoś że sobą. Czyżby był taki jak ty? Demonie..
Zacząłem panikować. Mimo, że wyglądałem jak wyglądałem, to nie wyglądałem jak demon a bardziej jakiś punkowiec albo coś w tym stylu.
-Tao.. O czym on mówi? - zaczął się śmiać. - znasz go?
Mężczyzna zatrzymał się metr ode mnie.
-Gdzie moje maniery... Jestem Rey. Różnie mnie nazywają, Rey Łowca, Rey Zdobywca, Rey Pogromca demonów...
-Aa tak, pamiętam cię, a zwłaszcza ten moment kiedy cię pokonałem.
Rey przewrócił oczami.
-To nie do końca było pokonanie, lecz tchurzostwo, bo uciekłeś.
-Dziękuję słowniku języka polskiego. Bardzo mnie to interesuje. - prychnąłem, gdyż w sumie miał rację, ale nie uciekłbym gdybym nieusiał dorwac tego dzbana.
Mężczyzn przewrócił oczami i ponownie zaczął się do mnie powoli zbliżać.
-Tao, odpowiesz mi o co chodzi? Czemu się bijesz z ludźmi? - mówił prześmiewczo, lecz było słychać w jego głosie lekkie zaniepokojenie.
-Nie ważne. - odwróciłem się plecami do Reya i przez ramię dodałem - on już sobie idzie.
Jack nadal stał w miejscu.
-Nie powiesz mu prawdy? Na przykład, że nie pracujesz w zakładzie ojca już od wielu lat?
Zatrzymałem się gwałtownie. Z kąd on to wiedział. Nie znam go, a o swoim życiu nie rozmawiam z ludźmi których nie znam. Jeśli wie to, to znaczy, że wie o mnie więcej niż może mi się wydawać. Trzeba go uciszyć raz na zawsze.
-ale w zakładzie ojca pracował jedynie mój brat... - mruknął pod nosem Jack
Gwałtownie odwróciłem się I ruszyłem w jego stronę, prawie biegnąc. Złapałem go za płaszcz i przycisnąłem do ściany.
-Z kąd o tym wiesz - wycedziłem przez zęby. - Gadaj!
-Oj obserwuję cię od bardzo dawna. Wiem o tobie wszystko. - mówił z satysfakcją i szerokim uśmiechem, jakby mu się podobała moja reakcja.
Złapałem go za gardło i podniosłem.
-Puść go! - krzyknął Jack. Czy ty na prawdę jesteś moim bratem? Jeśli tak to go puść! - zdawał się poirytowany ale za razem zaskoczony.
Rey nie szarpał się ani nie próbował się wyrwać.
-Nie mogę, wie o mnie za dużo. Przepraszam Jack.
Nagle poczułem jak coś przecina skórę pod moim ramieniem. Instynktownie puściłem moja ofiarę. W tym momencie włączył się we mnie instynkt zabójcy.
Zapomniałem o wszystkim do okoła. Liczył się jedynie Rey. Rey Zabójca.

Assasin's ConfessionOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz