Odgłos burzy wstrząsnął moim ciałem. Każdy huk i każda błyskawica przeszywająca ciemne niebo powodowało, że dreszcz przebiegał wzdłuż mojego kręgosłupa. Chłodny wiatr przeszywający zmarznięte kończyny powodował ciarki. Moje ciało drżało. Zawsze bałam się burz i zawsze bałam się do tego przyznać. Głupota. Naciągnęłam na dzieci jeszcze bardziej koc. Dzisiejsza noc była naprawdę zimna. Tylko co będzie dalej? Chciałabym powiedzieć, że teraz będzie tylko lepiej. Bzdura. Będzie coraz gorzej. Zimne noce, zimne dni, brak ciepła, jedzenia, dachu nad głową. Wiecznie była ze mnie optymistka, marzycielka, żyjąca chwilą i czerpiąca z niej każdą garścią, lubiłam marzyć, tworzyć... A teraz? Teraz siedzę i narzekam. Marudzę. Jednak marudzę realistycznie. To się zmieniło i będzie się zmieniać jeszcze bardziej. Jednak patrząc w dogasające ognisko, iskrzące się ciepłem, postanowiłam nie myśleć, przynajmniej nie myśleć o czymś negatywnym. Jeszcze przecież nigdy nie czułam tak dwóch skrajnych uczuć – zdruzgotania i poddania oraz nadziei i ciepła. Moim sercem targają różne skrajne emocje. Jednak... najwięcej jest ciepła. – stwierdziłam, patrząc na wtuloną we mnie Rose, Eve opartą o moje uda i przywartym do niej synkiem. Najwięcej jest ciepła...
*****
Obudziło mnie jasne światło, próbujące przedostać się do moich błękitnych oczu. Ćwierkanie ptaków, ciepły powiew wiatru, woń lasu i... jedzenia. Ciepłego, dobrego jedzenia. Szybko przetarłam oczy i dostrzegłam Rose oraz Oliviera bawiącego się patykami, a także Eve obracającą rybę nad ogniskiem.
- Skąd... Jak zdobyłaś rybę? – jeszcze ziewając spytałam zdziwiona.
- Dzień dobry, śpiochu. – kobieta posłała mi słoneczny uśmiech – Tak się składa, że ją upolowałam. – odpowiedziała i wybuchła śmiechem widząc moją jeszcze bardziej zdziwioną twarz – Chodź, siadaj zjeść. My już jedliśmy, przepraszam, że nie poczekaliśmy, ale moje potwory to małe głodomory.
- To ty upolowałaś więcej niż jedną rybę?!
Eve spojrzała na mnie z rozbawieniem i podała mi rybę.
- Następnym razem musimy czuwać na zmianę, bo ty jedna zostałaś i pilnowałaś, a mnie zwalczył sen. I nie winię cię za to, że zasnęłaś, spokojnie. – dodała patrząc mi w oczy – Musiałaś wypocząć, to wiadome. Za to ja powinnam czuwać, jak ty śpisz, bo nie wiadomo co może czyhać w lesie, tym bardziej w czasie wojny.
Przytakiwałam powoli do jej słów i wpajałam się smakiem oraz zapachem przepysznego posiłku.
- Przepyszna ta ryba. – zdążyłam tylko powiedzieć z pełną buzią jedzenia.
- A dziękuję, nauczyłam się tak robić ryby od męża, ale to on i tak będzie zawsze robił lepsze. – Spojrzałam na Eve zaprzeczającym wzrokiem i dokończyłam spokojnie posiłek.
- Jaki dalszy plan? – zapytałam
- Właściwie to nie wiem. Powinniśmy się stąd ruszyć, ale ty mało spałaś w nocy.
- Może i mało, ale czuję się doskonale, dam radę iść, nie martw się mną. Musimy opracować jakiś porządny plan. – byłam zaskoczona, że Eve nie miała żadnych postanowień, co do naszej podróży. Widocznie jedyne co miała to ogromną pewność siebie i to w jakiś sposób oddziaływało na tym, że zaczęłam ją jeszcze bardziej podziwiać. Nigdy nie byłam pewna siebie, byłam raczej tą nieśmiałą, szarą myszką, której nikt nie dostrzegał. Natomiast osoby, które nie miały trudności z ludźmi i sytuacjami imponowały mi ogromnie.
- Myślę, że powinnyśmy zmierzać w stronę większego miasta – odparła Eve po chwili zastanowienia.
- A my nie powinniśmy unikać większych zgromadzeń ludzi, w których mogliby się znajdować potencjalni żołnierze?
- Jeśli przekradniemy się w niedbałych strojach, to nikt nas nie zauważy. To jedyne wyjście. Jak zamierzasz żyć? Jak żywić? Ryby, króliki, grzyby, rośliny. Na to teraz jesteśmy skazane. Czasem też jedzenia nie będzie, nigdy nie polowałam i łatwe to też nie jest. Idzie zima, więc i dach nad głowami by się przydał, szczególnie że mamy ze sobą dzieci, a ty potrzebujesz ciepła jako ciężarna. Zresztą potrzebujemy też kąpieli, a strumyki i jeziora nie będą wiecznie w temperaturze zdatnej do wejścia do wody.
Skinieniem głowy przytaknęłam jej mądrym słowom, ma rację. Tylko ja miałam takie głupie przekonanie, że jakoś to będzie. Z dziećmi nie damy rady ciągle ukrywać się między drzewami i żyć niczym leśne stworzenia nie widując życia ludzkiego. Musimy ruszyć jak najwcześniej i zawitać do jakiegoś miasteczka.
- Czyli plan jako taki mamy, dodatkowo zgadzamy się w kwestii najbliżej przyszłości, to dobrze. Powiedz mi tylko, czy jesteś już na siłach, by iść? – kontynuowała Eve.
- Przecież mówię, ruszajmy od razu. Dzieci dadzą radę?
- Pewnie, że dadzą. Wyspały się, zjadły i są gotowe do dalszej drogi. Właściwie masz pojęcie, w którym kierunku znajduje się jakieś miasteczko?
- Woda nas poprowadzi. Jest tu strumyczek, prawda? Tam, gdzie musiałaś upolowałaś ryby.
- Jest niemalże parę kroków od nas.
Już jak przyszłyśmy czułam, że musi tu być strumyk. Grał on melodię w moich żyłach, a warty nurt złączony z oddechem wiatru na skórze utulał mnie niczym matka.
- Większe osady są położone nad wodą, dlatego musimy pójść wraz z nurtem. – kontynuowałam. - Niedaleko nas jest jezioro Jagodne, które łączy się z jeziorem Niegocin. Większe miasto roztacza się wzdłuż wód Niegocina.
- Masz świetną orientację w przestrzeni! Byłaś kiedyś w tym mieście?
- Nieraz, mąż zabierał mnie tam co niedzielę do kościoła oraz na targi. Sama wystawiałam swoje konfitury i inne przetwory oraz wypieki. To miasto to Lötzen, piękne miasto.
- To dobrze się składa, jeśli znasz uliczki, to tylko ułatwia nam sprawę. – stwierdziła Eve i zaczęła zalewać palenisko oraz sprzątać po naszym małym obozie.
- A więc witaj przygodo! Zmierzamy do Lötzen! – zaśmiałam się.
CZYTASZ
Kropla nadziei
ActionMagiczna powieść, która zaniesie Cię wraz z nurtem rzeki do wiejskiej, staropolskiej miejscowości, którą otaczają pola paproci, duchy słowiańskie i nie tylko... Lilianna zmierza się z wieloma trudnościami. Straciła dom, bezpieczeństwo. Tylko miłość...